HIMAVANTI

Forum Rozwoju Duchowego: Ezoteryka, Joga, Tantra, Magia, Kundalini, Uzdrawianie, Bóg i Bogini, Mistyka, Intuicja, Jarstwo, Oświecenie, HIMAVANTI OM

Ogłoszenie


1. Listy dla Śri Guru, prośby o błogosławieństwa i uzdrowienie, relacje z działalności: Śri Mohandźi R.Z.Matuszewski., P.O. Box 247, 44-100 Gliwice 1, PL,
2. Grupy Medytacyjne: Laya Yoga & Tantra, Nauka o Czakramach - Uzdrawianie - Wielka Brytania: tel. +44 786 225 9946 (Andrew, jęz. angielski i polski)
3. Uzdrawianie, Egzorcyzmy; Ośrodek Bogini - Studzianki k/Łodzi - Mirosława Tomaszewska tel. 44-615 4984 lub +48 602-397 477 e-mail: kontakt@zlotamira.com
4. Problem z założeniem konta lub logowaniem - napisz do webmastera Portalu Himavanti: bractwo.himawanti@gmail.com

#1 2023-04-17 00:45:08

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Wprowadzenie
Nasz Mistrz i Jego Przesłanie

W czterech tomach (obecnie w dziewięciu tomach — wyd.) dzieł Swami Wiwekanandy, które mają stanowić niniejszą edycję, mamy coś, co jest nie tylko ewangelią dla całego świata, ale także dla jego własnych dzieci, Statut Wiary Hinduskiej. Tym, czego Hinduizm potrzebował, pośród ogólnego rozpadu ery nowożytnej, była skała, na której mógłby zakotwiczyć, autorytatywna wypowiedź, w której mógłby się rozpoznać. I zostało mu to dane w tych słowach i pismach Swami Wiwekanandy.

Po raz pierwszy w historii, jak powiedziano gdzie indziej, sam Hinduizm stanowi tutaj przedmiot uogólnienia hinduskiego umysłu najwyższej klasy. Przez wieki Hinduista, który będzie potwierdzał, hinduska matka, która będzie uczyła swoje dzieci, jaka była wiara ich przodków, będą przeglądać strony tych ksiąg w poszukiwaniu pewności i światła. Długo po tym, jak język angielski zniknie z Indii, dar, który tutaj został przekazany światu za pośrednictwem tego języka, pozostanie i przyniesie owoce zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. To, czego potrzebował Hinduizm, to zorganizowanie i konsolidacja jego własnej idei. Tym, czego świat potrzebował, była wiara, która nie bała się prawdy. Oba znajdują się tutaj. Nie można też było podać większego dowodu na wieczną żywotność Sanātana Dharmy, na fakt, że Indie są równie wielkie w teraźniejszości, jak kiedykolwiek w przeszłości, niż powstanie tej indywidualności, która w krytycznym momencie gromadzi się i wyraża świadomość społeczną.

To, że Indie znajdą zaspokojenie swoich własnych potrzeb jedynie poprzez niesienie chleba życia poza swoimi granicami, można było przewidzieć. Nie zdarzyło się to również przy tej okazji po raz pierwszy. Już kiedyś, wysyłając do siostrzanych krajów przesłanie wiary tworzącej naród, Indie jako całość nauczyły się rozumieć wielkość własnej myśli – samozjednoczenia, które dało początek współczesnemu Hinduizmowi. Nigdy nie pozwólmy zapomnieć, że na indyjskiej ziemi po raz pierwszy usłyszano polecenie Nauczyciela skierowane do Jego uczniów: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” To ta sama myśl, ten sam impuls miłości, przybierający nowy kształt, wypowiadany ustami Swami Wiwekanandy, kiedy do wielkiego zgromadzenia na Zachodzie mówi: „Jeśli jedna religia jest prawdziwa, to wszystkie inne też muszą być prawdziwe. Tak więc wiara hinduska jest tak samo wasza, jak moja”. I znowu, wzmacniając tę samą ideę: „My, Hindusi, nie tylko tolerujemy, ale jednoczymy się z każdą religią, modląc się w meczecie muzułmańskim, oddając cześć przed ogniem Zaratusztrianina i klęcząc pod krzyżem Chrześcijanina. Wiemy, że wszystkie religie są podobne, od najniższego fetyszyzmu do najwyższego absolutyzmu, są tylko wieloma próbami ludzkiej duszy by uchwycić i urzeczywistnić Nieskończoność. Zbieramy więc wszystkie te kwiaty i wiążąc je razem sznurem miłości, tworzymy z nich wspaniały bukiet uwielbienia”. W sercu tego mówcy nikt nie był cudzy ani obcy. Dla niego istniało tylko Ludzkość i Prawda.

O przemówieniu Swami przed Parlamentem Religii można powiedzieć, że kiedy zaczął przemawiać, mówił o „religijnych ideach Hindusów”, ale kiedy skończył, Hinduizm został stworzony. Chwila była dojrzała z tą możliwością. Ogromna publiczność, która stanęła przed nim, reprezentowała wyłącznie zachodni umysł, ale zawierała pewne rozwinięcia wszystkiego, co było w tym najbardziej charakterystyczne. Każdy naród w Europie wniósł swój ludzki wkład w Amerykę, a w szczególności w Chicago, gdzie odbył się parlament. Wiele z najlepszych, a także niektóre z najgorszych współczesnych wysiłków i zmagań można zawsze spotkać w granicach tej Zachodniej Obywatelskiej Królowej, której stopy spoczywają na brzegach jeziora Michigan, kiedy siedzi i rozmyśla, ze światłem Północy w oczach. Niewiele jest we współczesnej świadomości, niewiele rzeczy odziedziczonych z przeszłości Europy, które nie posiadają jakiejś placówki w mieście Chicago. I choć bujne życie i gorliwe interesy tego centrum mogą niektórym z nas wydawać się na razie w dużej mierze chaosem, to jednak niewątpliwie przyczyniają się one do ujawnienia jakiegoś szlachetnego i powolnego ideału jedności ludzkiej, kiedy czas jego dojrzewania zostanie w pełni osiągnięty.

Taki był obszar psychologiczny, takie morze umysłu, młodego, burzliwego, przepełnionego własną energią i pewnością siebie, a jednocześnie dociekliwego i czujnego, z którym skonfrontował się Wiwekananda, kiedy wstał, by mówić. Z drugiej strony za nim leżał ocean, spokojny dzięki długim wiekom rozwoju duchowego. Za nim leżał świat, który pochodził z Wed i przypominał się w Upaniszadach, świat, dla którego Buddyzm był niemal współczesny; świat pełen religijnych systemów wiar i wyznań; spokojna kraina przesiąknięta słońcem tropików, której dróg kurz deptały stopy świętych od wieków. Krótko mówiąc, za nim leżały Indie, ze swoim tysiącletnim rozwojem narodowym, w których wiele rzeczy zbadano, wiele rzeczy udowodniono i zrealizowano prawie wszystko, z wyjątkiem tylko swojej doskonałej jednomyślności, od krańca do krańca ich wielkiej rozległości czasu i przestrzeni, co do pewnych fundamentalnych i zasadniczych prawd, które są wspólne dla całego ich ludu.

Były to więc dwa strumienie umysłów, dwie ogromne rzeki myśli, jakby wschodniej i nowoczesnej, których punkt zbiegu stanowił przez chwilę ubrany na żółto wędrowiec na mównicy Parlamentu Religii. Sformułowanie wspólnych podstaw Hinduizmu było nieuchronnym skutkiem szoku wywołanego ich kontaktem, w tak bezosobowej osobowości. Gdyż nie było to własne doświadczenie Swami Wiwekanandy, które przyszło mu do ust. Nie skorzystał nawet z okazji, by opowiedzieć historię swego Mistrza. Zamiast któregokolwiek z tych, przemawiała przez niego świadomość religijna Indii, przesłanie całego ich ludu, określone przez całą ich przeszłość. A kiedy mówił, w młodości i w południe na Zachodzie, naród śpiący w cieniu zaciemnionej połowy ziemi, po drugiej stronie Pacyfiku, oczekiwał w duchu słów, które miały nadejść o świcie, który szedł w ich kierunku, aby odsłonić przed nimi tajemnicę ich własnej wielkości i siły.

Inni stali obok Swami Wiwekanandy, na tej samej platformie co on, jako apostołowie poszczególnych wyznań i kościołów. Ale to było jego chwałą, że przyszedł głosić religię, dla której każe z nich było, jak sam to określił, „jedynie podróżą, zbliżaniem się różnych mężczyzn i kobiet, przez różne warunki i okoliczności do tego samego celu”. Stał tam, jak oświadczył, aby powiedzieć o Tym, który powiedział o nich wszystkich, że nie to czy tamto było prawdziwe pod tym czy innym względem, czy z tego czy innego powodu, ale że „wszystko to jest nawleczone na Mnie, jak perły na sznurku. Gdziekolwiek zobaczysz niezwykłą świętość i niezwykłą moc, podnoszącą i oczyszczającą ludzkość, wiedz, że tam Ja Jestem”. Wiwekananda mówi Hindusowi: „Człowiek nie podróżuje od błędu do prawdy, ale wspina się od prawdy do prawdy, od prawdy niższej do wyższej”. To oraz nauczanie Mukti — doktryny, że „człowiek ma stać się boskim przez urzeczywistnienie boskości”, że religia jest w nas udoskonalona tylko wtedy, gdy prowadzi nas do „Tego, który jest jedynym życiem we wszechświecie śmierci, Jego który jest stałą podstawą nieustannie zmieniającego się świata, Tego, który jest jedyną duszą, którego wszystkie dusze są jedynie złudnymi przejawami” — można uznać za dwie wielkie, wybitne prawdy, które zostały potwierdzone przez najdłuższe i najbardziej złożone doświadczenie w historii ludzkości, Indie głosiły przez niego współczesnemu światu Zachodu.

Dla samych Indii krótkie przemówienie stanowi, jak powiedziano, krótką Kartę Uwolnienia. Mówca w całości opiera Hinduizm na Wedach, ale uduchawia naszą koncepcję tego słowa, nawet wtedy gdy je wypowiada. Dla niego wszystko, co jest prawdą to Weda. „Przez Wedy”, mówi, „nie ma na myśli żadnych książek. Oznaczają zgromadzoną skarbnicę praw duchowych, odkrywaną przez różne osoby w różnych czasach”. Przy okazji ujawnia swoją koncepcję Sanatana Dharmy. „Od wzniosłych duchowych wzlotów filozofii Wedanty, których echem wydają się być najnowsze odkrycia nauki, po najniższe idee bałwochwalstwa z jego różnorodną mitologią, agnostycyzmem buddystów i ateizmem dżinistów, każdy z nich ma miejsce w religii hinduistycznej”. W jego mniemaniu nie mogło być żadnej sekty, żadnej szkoły, żadnego szczerego doświadczenia religijnego narodu indyjskiego — jakkolwiek aberracją może się to wydawać poszczególnym jednostkom — które mogłyby być prawowicie wykluczone z objęcia Hinduizmu. Według niego charakterystyczną doktryną tej indyjskiej Matki-Kościoła jest doktryna Iśta Dewata, prawo każdej duszy do wyboru własnej ścieżki i poszukiwania Boga na swój własny sposób. Żadna armia nie nosi zatem sztandaru tak rozległego imperium, jak tak zdefiniowany hinduizm. Ponieważ jej duchowym celem jest odnalezienie Boga, tak jej duchową regułą jest doskonała wolność każdej duszy do bycia sobą.

Jednak to włączenie wszystkich, ta wolność każdego nie byłaby chwałą hinduizmu, gdyby nie jej najwyższe wezwanie, najsłodsza obietnica: „Słuchajcie, dzieci nieśmiertelnej szczęśliwości! Nawet wy, którzy mieszkacie w wyższych sferach! Gdyż znalazłem tego Przedwiecznego, który jest poza wszelką ciemnością, wszelkim złudzeniem. A znając Go, wy też będziecie zbawieni od śmierci”. Oto słowo, dla którego cała reszta istnieje i istniała. Oto ukoronowanie urzeczywistnienia, w którym można rozpuścić wszystkie inne. Kiedy w swoim wykładzie zatytułowanym „Praca Przed Nami” Swami zaklina wszystkich, aby pomogli mu w budowie świątyni, w której każdy wyznawca w kraju może się modlić, świątyni, której sanktuarium będzie zawierać tylko słowo Om, są wśród nas tacy, którzy dostrzegają w tym wezwaniu przebłysk jeszcze większej świątyni – samych Indii, Ojczyzny takiej, jaka już istnieje – i widzimy ścieżki nie tylko kościołów indyjskich, ale całej ludzkości, zbiegające się tam, u stóp tego świętego miejsce, w którym umieszczony jest symbol, który nie jest symbolem, imię, które jest poza wszelkim dźwiękiem. Do tego, a nie od tego, prowadzą wszystkie ścieżki wszystkich kultów i wszystkich systemów religijnych. Indie jednoczą się z najbardziej purytańskimi wyznaniami świata w swoim oświadczeniu, że postęp jest od widzialnego do niewidzialnego, od wielu do Jednego, od niskiego do wysokiego, od formy do bezkształtu i nigdy w odwrotnym kierunku. Różni się tylko tym, że ma słowo współczucia i obietnicę dla każdego szczerego przekonania, gdziekolwiek i cokolwiek by to nie było, jako stanowiącego krok na drodze do wielkiego wznoszenia się.

Swami Wiwekananda byłby kimś niższym od tego kim był, gdyby cokolwiek w tej Ewangelii Hinduizmu należało do niego. Jak Kryszna z Gity, jak Buddha, jak Śankaraćarja, jak każdy wielki nauczyciel, jakiego znała myśl indyjska, jego zdania są pełne cytatów z Wed i Upaniszad. On jest jedynie Objawicielem, Tłumaczem dla skarbów Indii, które ona sama w sobie posiada. Prawdy, które głosi, byłyby równie prawdziwe, gdyby nigdy się nie urodził. Co więcej, byłyby równie autentyczne. Różnica polegałaby na trudności w dostępie, braku nowoczesnej jasności i ostrości wypowiedzi oraz utracie wzajemnej spójności i jedności. Gdyby nie żył, teksty, które dziś niosą chleb życia tysiącom, mogłyby pozostać niejasnymi sporami uczonych. Nauczał z autorytetem, a nie jako jeden z panditów. Bo on sam pogrążył się w otchłani urzeczywistnienia, które głosił, i wrócił jak Ramanudźa tylko po to, by wyjawić jej sekrety pariasowi, wyrzutkowi i cudzoziemcowi.

A jednak to stwierdzenie, że jego nauczanie nie zawiera nic nowego, nie jest całkowicie prawdziwe. Nigdy nie wolno zapominać, że to Swami Wiwekananda, ogłaszając suwerenność Filozofii Adwaita, obejmującej doświadczenie, w którym wszystko jest jednym bez drugiego, dodał również do Hinduizmu doktrynę, że Dwaita, Wiśisztādwaita i Adwaita są tylko trzema fazami lub etapami w jednym rozwoju, którego celem jest to ostatnie. Jest to nieodłączną częścią jeszcze większej i prostszej doktryny, że wiele i Jedno są tą samą Rzeczywistością, postrzeganą przez umysł w różnym czasie i w różnych postawach; lub jak Śri Ramakryszna wyraził to samo: „Bóg jest zarówno w formie, jak i bez formy. I On jest tym, co zawiera zarówno formę, jak i bezforemność”.

To jest to, co dodaje koronnego znaczenia życiu naszego Mistrza, ponieważ tutaj staje się on miejscem spotkania nie tylko Wschodu i Zachodu, ale także przeszłości i przyszłości. Jeśli wielość i Jedno są rzeczywiście tą samą Rzeczywistością, to nie same sposoby wielbienia, ale wszystkie sposoby pracy, wszystkie sposoby walki, wszystkie sposoby tworzenia są ścieżkami urzeczywistnienia. Odtąd nie ma rozróżnienia między sakralnym a świeckim. Pracować znaczy modlić się. Zwyciężyć znaczy wyrzec się. Życie samo w sobie jest religią. Mieć i trzymać jest równie surowym zaufaniem, jak zrezygnować i unikać.

To jest uświadomienie sobie, co czyni Wiwekanandę wielkim głosicielem Karmy, nie jako oderwanej od, ale jako wyrażającej Dźńanę i Bhakti. Dla niego warsztat, gabinet, podwórze i pole są tak samo prawdziwymi i odpowiednimi scenami spotkania Boga z człowiekiem, jak cela mnicha czy drzwi świątyni. Dla niego nie ma różnicy między służbą człowiekowi a oddawaniem czci Bogu, między męskością a wiarą, między prawdziwą sprawiedliwością a duchowością. Wszystkie jego słowa, z pewnego punktu widzenia, czytane są jako komentarz do tego centralnego przekonania. „Sztuka, nauka i religia”, powiedział kiedyś, „to tylko trzy różne sposoby wyrażania tej samej prawdy. Ale aby to zrozumieć, musimy mieć teorię Adwaity”.

Kształtujący wpływ, który określił jego wizję, można by prawdopodobnie uznać za potrójny. Po pierwsze, jego wykształcenie literackie, w sanskrycie i angielskim. Kontrast między dwoma światami, który w ten sposób otworzył się przed nim, niósł ze sobą silne wrażenie tego szczególnego doświadczenia, które stanowiło temat świętych ksiąg Indii. Było oczywiste, że jeśli w ogóle było to prawdą, mędrcy indyjscy, jak niektórzy inni, nie natknęli się na to przypadkiem. Było to raczej przedmiotem nauki, przedmiotem analizy logicznej, która nie cofała się przed żadnymi poświęceniami, których wymagało dążenie do prawdy.

W swoim Mistrzu, Ramakryszna Paramahamsa, mieszkającym i nauczającym w ogrodzie-świątyni w Dakszineśwar, Swami Wiwekananda – „Naren”, jakim był wówczas – znalazł weryfikację starożytnych tekstów, której domagało się jego serce i rozum. Oto rzeczywistość, którą książki tylko pobieżnie opisywały. Oto był ktoś, dla kogo Samādhi było stałą formą wiedzy. W każdej godzinie umysł zmieniał się od wielu do Jednego. W każdej chwili słychać było wypowiedzi mądrości zebranej nadświadomo. Wszyscy wokół niego uchwycili wizję boskości. Ucznia ogarniało pragnienie najwyższej wiedzy „jakby to była gorączka”. A jednak ten, który był żywym ucieleśnieniem ksiąg, był nim nieświadomie, bo żadnej z nich nie przeczytał! W swoim Guru, Ramakryszna Paramahamsa, Wiwekananda znalazł klucz do życia.

Jednak nawet teraz przygotowania do jego własnego zadania nie były kompletne. Musiał jeszcze wędrować wzdłuż i wszerz Indii, od Himalajów po Przylądek Komorin, obcując zarówno ze świętymi, uczonymi, jak i prostymi duszami, ucząc się od wszystkich, nauczając wszystkich i żyjąc ze wszystkimi, widząc Indie takimi, jakimi były i jakimi są i tak obejmując w swojej wszechstronności tę rozległą całość, której życie i osobowość jego Mistrza były krótkim i intensywnym uosobieniem.

To zatem — Śāstry, Guru i Ojczyzna — to trzy nuty, które mieszają się, tworząc muzykę dzieł Wiwekanandy. To są skarby, które ma do zaoferowania. Dostarczają mu one składników, z których składa uzdrowienie świata – całą swoją duchową hojność. Są to trzy światła płonące w tej jedynej lampie, którą Indie jego ręką zapaliły i postawiły, aby prowadziły jej własne dzieci i świat w ciągu kilku lat pracy między 19 września 1893 a 4 lipca 1902. A niektórzy wśród nas są tacy, którzy ze względu na to światło i ten zapis, który pozostawił po sobie, błogosławią ziemię, która go zrodziła, i ręce tych, którzy go wysłali, i wierzą, że nie było nam to jeszcze dane, abyśmy zrozumieli ogrom i znaczenie przesłania, które głosił.

4 lipca 1907 roku

N. z Rk — W.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-17 00:45:47)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#2 2023-04-18 00:26:36

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

TOM 1


Przemówienia w Parlamencie Religii
Karma-Joga
Radźa-Joga
Wykłady i Dyskursy


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#3 2023-04-18 00:32:56

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Przemówienia w Parlamencie Religii


Odpowiedź na powitanie
Dlaczego nie zgadzamy się
Referat na temat hinduizm
Religia, a nie płacząca potrzeba Indii
Buddyzm, spełnienie hinduizmu
Przemówienie na sesji końcowej





Odpowiedź Na Powitanie
W Światowym Parlamencie Religii,
Chicago 11 września 1893


Siostry i Bracia Ameryki,

Napełnia moje serce niewypowiedzianą radością by powstać w odpowiedzi na ciepłe i serdeczne powitanie, jakie nam zgotowaliście. Dziękuję wam w imieniu najstarszego zakonu mnichów na świecie; dziękuję w imieniu matki religii; i dziękuję wam w imieniu wielu milionów Hindusów wszystkich klas i sekt.

Dziękuję również niektórym mówcom na tej platformie, którzy, odnosząc się do delegatów ze Wschodu, powiedzieli wam, że ci ludzie z odległych krajów mogą równie dobrze rościć sobie prawo do zaszczytu niesienia w różnych krajach idei tolerancji. Jestem dumny z przynależności do religii, która nauczyła świat zarówno tolerancji, jak i powszechnej akceptacji. Wierzymy nie tylko w powszechną tolerancję, ale uznajemy wszystkie religie za prawdziwe. Jestem dumny, że należę do narodu, który udzielił schronienia prześladowanym i uchodźcom wszystkich religii i wszystkich narodów ziemi. Z dumą mogę wam powiedzieć, że zgromadziliśmy w naszym łonie najczystszą resztkę Izraelitów, którzy przybyli do południowych Indii i schronili się u nas w tym samym roku, w którym ich święta świątynia została rozbita na kawałki przez rzymską tyranię. Jestem dumny, że należę do religii, która dała schronienie i nadal wspiera resztki wielkiego narodu Zaratusztrian. Zacytuję wam, bracia, kilka linijek hymnu, który pamiętam, że powtarzałem od najmłodszych lat, a który powtarzają codziennie miliony istot ludzkich: „Tak jak różne strumienie, które mają swoje źródła w różnych miejscach, wszystkie łączą swe wody z morzem, tak, o Panie, różne drogi, którymi podążają ludzie podług swych tendencji, jakkolwiek różne się wydają, krzywe lub proste, wszystkie prowadzą do Ciebie”.

Obecna konwencja, która jest jednym z najwspanialszych zgromadzeń, jakie kiedykolwiek się odbyły, jest sama w sobie potwierdzeniem, deklaracją wobec świata wspaniałej doktryny głoszonej w Gicie: „Ktokolwiek przychodzi do Mnie, w jakiejkolwiek formie, dosięgam go; wszyscy ludzie przedzierają się przez ścieżki, które w końcu prowadzą do mnie”. Sekciarstwo, bigoteria i ich okropny następca, fanatyzm, od dawna zawładnęły tą piękną ziemią. Napełnili ziemię przemocą, zalali ją wciąż na nowo ludzką krwią, zniszczyli cywilizację i doprowadzili całe narody do rozpaczy. Gdyby nie te okropne demony, ludzkie społeczeństwo byłoby znacznie bardziej zaawansowane niż jest teraz. Ale nadszedł ich czas; i mam gorącą nadzieję, że dzwon, który wybił dziś rano na cześć tej konwencji, może być dzwonem śmierci dla wszelkiego fanatyzmu, wszystkich prześladowań mieczem lub piórem i wszystkich niemiłosiernych uczuć między osobami zmierzającymi do tego samego celu.



Dlaczego się nie zgadzamy
15 września 1893


Opowiem wam krótką historię. Słyszeliście, jak elokwentny mówca, który właśnie skończył przemawiać, powiedział: „Przestańmy się wzajemnie znęcać nad sobą” i bardzo mu było przykro, że zawsze musi być tak wiele rozbieżności.

Myślę jednak, że powinienem opowiedzieć historię, która ilustruje przyczynę tej rozbieżności. W studni mieszkała żaba. Mieszkało tam od dawna. Tam się urodziła i tam wychowała, a mimo to była małą, malutką żabką. Oczywiście nie było tam wtedy ewolucjonistów, którzy by nam powiedzieli, czy żaba straciła oczy, czy nie, ale dla dobra naszej historii musimy przyjąć za pewnik, że miała oczy i codziennie oczyszczała wodę ze wszystkich robaków i prątków, które w niej żyły, z energią, która zasłużyła by na pochwałę przez naszych współczesnych bakteriologów. W ten sposób żyła dalej i stała się nieco wymuskana i tłusta. Cóż, pewnego dnia przyszła inna żaba, która żyła w morzu i wpadła do studni.

"Skąd jesteś?”
„Jestem z morza”.
„Morze! Jak duże ono jest? Czy jest tak duża jak moja studnia?” i przeskoczyła z jednej strony studni na drugą
„Mój przyjacielu”, powiedziała żaba morska, „jak możesz porównać morze do swojej małej studni?”
Wtedy żaba wykonała kolejny skok i zapytała: „Czy twoje morze jest takie duże?”
„Co za bzdury mówisz, porównując morze ze swoją studnią!”
„No cóż”, powiedziała żaba ze studni, „nic nie może być większe niż moja studnia; nie może być nic większego niż to; ten gość jest kłamcą, więc trzeba go wyrzucić”.

To trudność istniała przez cały czas. Jestem Hindusem. Siedzę we własnej małej studni i myślę, że cały świat jest moją studnią. Chrześcijanin siedzi w swojej małej studni i myśli, że cały świat jest jego studnią. Mahometanin siedzi w swojej studni i myśli, że to cały świat. Muszę podziękować wam, z Ameryki, za wielką próbę, jaką podejmujecie, aby przełamać bariery tego naszego małego świata i mieć nadzieję, że w przyszłości Pan pomoże wam osiągnąć wasz cel.



Rozprawa o Hinduizmie
Odczyt w Parlamencie 19 września 1893 r.

Obecnie na świecie istnieją trzy religie, które przybyły do nas z czasów prehistorycznych — Hinduizm, Zaratusztrianizm i Judaizm. Wszystkie one przeżyły ogromne wstrząsy i wszystkie one udowadniają swoim przeżyciem swoją wewnętrzną siłę. Ale podczas gdy Judaizmowi nie udało się wchłonąć Chrześcijaństwa i został wygnany ze swojego miejsca narodzin przez swoją zwycięską córkę, a garstka Parsów to wszystko, co pozostało, by opowiedzieć historię ich wielkiej religii, sekty po sektach powstawały w Indiach i wydawały się wstrząsać religią Wed aż do jej samych podstaw, ale jak wody na brzegu morza podczas ogromnego trzęsienia ziemi, cofnęła się ona tylko na chwilę, by powrócić w pochłaniającej wszystko powodzi, tysiąc razy bardziej żywotnej, a kiedy zgiełk gorączki się skończył, wszystkie te sekty zostały wessane, wchłonięte i zasymilowane w ogromnym ciele macierzystej wiary.

Od wzniosłych duchowych wzlotów filozofii Wedanty, których echem wydają się być najnowsze odkrycia nauki, po niskie idee bałwochwalstwa z jego różnorodną mitologią, agnostycyzmem Buddystów i ateizmem Dżinistów, każdy z nich ma miejsce w religii Hindusów.

Gdzie zatem – powstaje pytanie – gdzie znajduje się wspólny środek, do którego zbiegają się wszystkie te bardzo rozbieżne promienie? Gdzie jest wspólna podstawa, na której opierają się wszystkie te pozornie beznadziejne sprzeczności? I to jest pytanie, na które postaram się odpowiedzieć.

Hindusi otrzymali swoją religię poprzez objawienie, Wedy. Utrzymują oni, że Wedy nie mają początku ani końca. To może brzmieć niedorzecznie dla tej publiczności, jak książka może być bez początku i końca. Ale Wedy nie oznaczają żadnych książek. Oznaczają zgromadzoną skarbnicę praw duchowych, odkrywaną przez różne osoby w różnych czasach. Tak jak prawo grawitacji istniało przed jego odkryciem i istniałoby, gdyby cała ludzkość o nim zapomniała, tak samo jest z prawami rządzącymi światem duchowym. Moralne, etyczne i duchowe relacje między duszą a duszą oraz między poszczególnymi duchami a Ojcem wszystkich duchów, istniały przed ich odkryciem i pozostaną, nawet gdybyśmy o nich zapomnieli.

Odkrywcy tych praw nazywani są ryszi i czcimy ich jako doskonałe istoty. Cieszę się, że mogę powiedzieć tej publiczności, że niektórzy z największych z nich to kobiety. Tutaj można powiedzieć, że te prawa jako prawa mogą nie mieć końca, ale musiały mieć początek. Wedy uczą nas, że stworzenie nie ma początku ani końca. Mówi się, że nauka udowodniła, że całkowita suma energii kosmicznej jest zawsze taka sama. Zatem, jeśli był czas, kiedy nic nie istniało, gdzie była cała ta przejawiona energia? Niektórzy mówią, że była w potencjalnej formie w Bogu. W takim przypadku Bóg jest czasem potencjalny, a czasem kinetyczny, co czyni Go zmiennym. Wszystko, co zmienne, jest złożone, a wszystko, co złożone, musi przejść tę zmianę, która nazywa się zniszczeniem. Więc Bóg umarłby, co jest absurdem. Dlatego nigdy nie było czasu, w którym nie było stworzenia.

Jeśli wolno mi użyć porównania, stworzenie i stwórca to dwie linie, bez początku i bez końca, biegnące równolegle do siebie. Bóg jest zawsze aktywną opatrznością, dzięki której systemy mocy powstają z chaosu, zmuszane do działania przez pewien czas i ponownie niszczone. Oto, co bramiński chłopiec powtarza każdego dnia: „Słońce i księżyc Bóg stworzył tak, jak słońca i księżyce z poprzednich cykli”. I to zgadza się ze współczesną nauką.

Oto stoję i jeśli zamknę oczy i spróbuję wyobrazić sobie moje istnienie, „ja”, „ja”, „ja”, jaka jest idea przede mną? Idea ciała. Czy zatem jestem tylko połączeniem substancji materialnych? Wedy oświadczają: „Nie”. Jestem duchem żyjącym w ciele. Nie jestem ciałem. Ciało umrze, ale ja nie umrę. Oto jestem w tym ciele; ono upadnie, ale ja będę żyć dalej. Miałem też przeszłość. Dusza nie została stworzona, ponieważ stworzenie oznacza połączenie, które oznacza pewien przyszły rozkład. Jeśli zatem dusza została stworzona, musi umrzeć. Niektórzy rodzą się szczęśliwi, cieszą się doskonałym zdrowiem, pięknym ciałem, wigorem umysłowym i zaspokojonymi wszystkimi potrzebami. Inni rodzą się nieszczęśliwi, niektórzy są bez rąk i nóg, jeszcze inni są idiotami i tylko ciągną nędzną egzystencję. Dlaczego, skoro wszyscy są stworzeni, dlaczego sprawiedliwy i miłosierny Bóg stwarza jednego szczęśliwego, a drugiego nieszczęśliwego, dlaczego jest tak stronniczy? W najmniejszym stopniu nie poprawiłoby też sytuacji twierdzenie, że ci, którzy są nieszczęśliwi w tym życiu, będą szczęśliwi w przyszłym. Dlaczego człowiek miałby być nieszczęśliwy nawet tutaj, za panowania sprawiedliwego i miłosiernego Boga?

Po drugie, idea Boga stwórcy nie wyjaśnia anomalii, ale po prostu wyraża okrutne postanowienie wszechpotężnej istoty. Musiały więc istnieć przyczyny, które przed jego narodzinami uczyniły człowieka nieszczęśliwym lub szczęśliwym i były to jego przeszłe działania.

Czyż wszystkie skłonności umysłu i ciała nie wynikają z odziedziczonych zdolności? Oto dwie równoległe linie istnienia — jedna umysłu, druga materii. Jeśli materia i jej przemiany odpowiadają za wszystko, co mamy, nie ma potrzeby zakładać istnienia duszy. Nie można jednak udowodnić, że myśl rozwinęła się z materii, a jeśli monizm filozoficzny jest nieunikniony, to monizm duchowy jest z pewnością logiczny i nie mniej pożądany niż monizm materialistyczny; ale żadne z nich nie jest tutaj konieczne.

Nie możemy zaprzeczyć, że ciała nabywają pewnych tendencji w wyniku dziedziczności, ale te tendencje oznaczają jedynie fizyczną konfigurację, dzięki której tylko szczególny umysł może działać w szczególny sposób. Istnieją inne tendencje charakterystyczne dla duszy, spowodowane przez jej przeszłe działania. A dusza z pewną skłonnością, zgodnie z prawami pokrewieństwa, narodziłaby się w ciele, które jest najodpowiedniejszym narzędziem do przejawiania tej skłonności. Jest to zgodne z nauką, ponieważ nauka chce wyjaśnić wszystko przez nawyk, a nawyk zdobywa się przez powtarzanie. Zatem powtórzenia są konieczne, aby wyjaśnić naturalne nawyki nowo narodzonej duszy. A ponieważ nie zostały one uzyskane w obecnym życiu, musiały pochodzić z poprzednich żywotów.

Jest jeszcze jedna sugestia. Biorąc to wszystko za pewnik, jak to jest, że nie pamiętam niczego z mojego poprzedniego życia? Można to łatwo wytłumaczyć. Teraz mówię po angielsku. To nie jest mój język ojczysty, właściwie żadne słowa z mojego języka ojczystego nie są teraz obecne w mojej świadomości; ale pozwólcie, że spróbuję je sprowadzić, a one same wpadają. To pokazuje, że świadomość jest tylko powierzchnią mentalnego oceanu, a w jego głębinach gromadzone są wszystkie nasze doświadczenia. Próbuj i walcz, a pojawią się i będziesz świadomy nawet swojego poprzedniego życia.

To są dowody bezpośrednie i wskazujące. Weryfikacja jest doskonałym dowodem teorii, a oto wyzwanie rzucone światu przez Ryszich. Odkryliśmy sekret, dzięki któremu można poruszyć głębiny oceanu pamięci — spróbujcie, a uzyskacie pełne wspomnienie swojego poprzedniego życia.

Zatem Hindus wierzy, że jest duchem. Jego nie może przebić miecz – jego ogień nie może spalić – jego woda nie może stopić – jego powietrze nie może wysuszyć. Hindusi wierzą, że każda dusza jest kołem, którego obwodu nie ma nigdzie, ale którego środek znajduje się w ciele, a śmierć oznacza zmianę tego środka z ciała na ciało. Dusza nie jest też związana warunkami materii. W samej swej istocie jest wolna, nieograniczona, święta, czysta i doskonała. Ale w jakiś sposób zostaje przywiązany do materii i myśli o sobie jako o materii.

Dlaczego wolna, doskonała i czysta istota miałaby być w ten sposób zniewolona przez materię, oto następne pytanie. Jak doskonała dusza może dać się zwieść przekonaniu, że jest niedoskonała? Powiedziano nam, że Hindusi unikają tego pytania i twierdzą, że takiego pytania nie może być. Niektórzy myśliciele chcą odpowiedzieć na to pytanie, postulując jedną lub więcej quasi-doskonałych istot i używają wielkich nazw naukowych, aby wypełnić lukę. Ale nazewnictwo nic nie wyjaśnia. Pytanie pozostaje takie samo. Jak to, co doskonałe, może stać się quasi-doskonałe; jak to, co czyste, absolutne, może zmienić nawet mikroskopijną cząstkę swojej natury? Ale Hindus jest szczery. Nie chce chronić się pod sofistyką. Jest na tyle odważny, by stawić czoła temu pytaniu w męski sposób; a jego odpowiedź brzmi: „Nie wiem. Nie wiem jak doskonała istota, dusza, zaczęła uważać się za niedoskonałą, związaną z materią i przez nią uwarunkowaną. Ale fakt jest faktem. W świadomości każdego jest faktem, że myśli się o sobie jako o ciele. Hindus nie próbuje wyjaśnić, dlaczego ktoś myśli, że jest ciałem. Odpowiedź, że taka jest wola Boża, nie jest żadnym wyjaśnieniem. To to samo, co mówi Hindus: „Nie wiem”.

Cóż, więc dusza ludzka jest wieczna i nieśmiertelna, doskonała i nieskończona, a śmierć oznacza jedynie zmianę centrum z jednego ciała do drugiego. Teraźniejszość zależy od naszych przeszłych działań, a przyszłość od teraźniejszości. Dusza będzie ewoluować w górę lub powracać od narodzin do narodzin i od śmierci do śmierci. Ale oto inne pytanie: czy człowiek jest małą łódką w czasie burzy, która w jednej chwili unosi się na spienionym grzbiecie fal, a w następnej spada w ziejącą przepaść, kołysząc się tam i z powrotem na łasce dobrych i złych czynów — bezsilny, bezradny wrak w wiecznie szalejącym, wiecznie pędzącym, bezkompromisowym nurcie przyczyny i skutku; małą ćmą umieszczoną pod kołem przyczynowym, które toczy się miażdżąc wszystko na swojej drodze i nie czeka na łzy wdowy lub płacz sieroty? Serce tonie na samą myśl, ale takie jest prawo Natury. Czy nie ma nadziei? Czy nie ma ucieczki? — brzmiał krzyk, który wzniósł się z głębi serca rozpaczy. Dosięgnął on tronu miłosierdzia, a słowa nadziei i pocieszenia zstąpiły i zainspirowały mędrca wedyjskiego, który stanął przed światem i głosem trąby obwieścił radosną nowinę: „Słuchajcie, dzieci nieśmiertelnej szczęśliwości! Nawet wy, którzy mieszkacie w wyższych sferach! Znalazłem Przedwiecznego, który jest poza wszelką ciemnością, wszelkim złudzeniem: znając tylko Jego, ponownie ocalicie się od śmierci”. „Dzieci nieśmiertelnej szczęśliwości” — co za słodkie, co za pełne nadziei imię! Pozwólcie mi nazywać was, bracia, tym słodkim imieniem — spadkobiercami nieśmiertelnej szczęśliwości — tak, Hindusi nie chcą nazywać was grzesznikami. Jesteście Dziećmi Boga, powiernikami nieśmiertelnej szczęśliwości, świętymi i doskonałymi istotami. Jesteście bóstwami na ziemi — grzesznicy! Grzechem jest tak nazywać człowieka; jest to tradycyjne oszczerstwo wobec natury ludzkiej. Wystąpcie, lwy, i otrząśnijcie się ze złudzenia, że jesteście owcami; jesteście duszami nieśmiertelnymi, duchami wolnymi, błogosławionymi i wiecznymi; nie jesteście materią, nie jesteście ciałami; materia jest waszym sługą, a nie wy sługami materii.

W ten sposób Wedy głoszą nie straszliwą kombinację niewybaczalnych praw, nie niekończące się więzienie przyczyny i skutku, ale to, że na czele wszystkich tych praw, w każdej cząstce materii i siły i poprzez każdą cząsteczkę materii i siły, stoi Ten, „na którego rozkaz wieje wiatr, płonie ogień, z chmur pada deszcz, a śmierć kroczy po ziemi”.

A jaka jest Jego natura?

On jest wszędzie, Czysty i Bezkształtny, Wszechmocny i Wszechmiłosierny. „Ty jesteś naszym ojcem, Ty jesteś naszą matką, Ty jesteś naszym ukochanym przyjacielem, Ty jesteś źródłem wszelkiej siły; daj nam siłę. Ty jesteś Tym, który dźwiga ciężary wszechświata; pomóż mi nieść mały ciężar tego życia”.

Tak śpiewali Ryszi z Wed. A jak Go czcić? Poprzez miłość. „Ma być czczony jako umiłowany, droższy niż wszystko w tym i następnym życiu”. Taka jest doktryna miłości zawarta w Wedach i zobaczmy, jak jest ona w pełni rozwinięta i nauczana przez Krysznę, którego Hindusi uważają za Boga wcielonego na ziemi.

Nauczał on, że człowiek powinien żyć na tym świecie jak liść lotosu, który rośnie w wodzie, ale nigdy nie jest przez wodę zwilżany; tak człowiek powinien żyć w świecie — sercem do Boga, a rękami do pracy.

Dobrze jest kochać Boga dla nadziei na nagrodę w tym lub przyszłym świecie, ale lepiej jest kochać Boga ze względu na miłość, a modlitwa brzmi: „Panie, nie chcę bogactwa ani dzieci, ani nauki. Jeśli taka jest wola Twoja, będę chodził od narodzin do narodzin, ale daj mi to, abym Cię kochał bez nadziei na nagrodę — kochał bezinteresownie ze względu na miłość”. Jeden z uczniów Kryszny, ówczesny cesarz Indii, został wypędzony ze swojego królestwa przez swoich wrogów i musiał schronić się u swojej królowej w lesie w Himalajach, i tam pewnego dnia królowa zapytała go, jak to się stało, że on, najcnotliwszy z ludzi cierpi tyle nieszczęść. Dźudhiszthira odpowiedział: „Zobacz, moja królowo, Himalaje, jakie są wspaniałe i piękne; kocham je. Nic mi nie dają, ale moją naturą jest kochać to, co wielkie, to co piękne, dlatego je kocham. Podobnie kocham Pana. On jest źródłem wszelkiego piękna, wszelkiej wzniosłości. On jest jedynym obiektem do kochania; Moją naturą jest kochać Go i dlatego kocham. Nie modlę się o nic; o nic nie proszę. Niech mnie postawi gdzie chce. Muszę Go kochać ze względu na miłość. Nie mogę kupczyć miłością.”

Wedy nauczają, że dusza jest boska, trzymana jedynie w niewoli materii; doskonałość zostanie osiągnięta, gdy ta więź zostanie zerwana, a słowem, którego używają, jest Mukti – wolność, wolność od więzów niedoskonałości, wolność od śmierci i nieszczęścia.

I ta niewola może zostać zrzucona tylko dzięki miłosierdziu Bożemu, a to miłosierdzie przychodzi na czystych. Tak więc czystość jest warunkiem Jego miłosierdzia. Jak działa to miłosierdzie? On objawia się czystemu sercu; czyści i nieskazitelni widzą Boga, tak, nawet w tym życiu; wtedy i tylko wtedy cały skoślawienie serca zostaje wyprostowane. Wtedy znikają wszelkie wątpliwości. Nie jest on już wybrykiem straszliwego prawa przyczynowości. To jest samo centrum, sama żywotna koncepcja Hinduizmu. Hindus nie chce żyć słowami i teoriami. Jeśli istnieją egzystencje wykraczające poza zwykłą egzystencję zmysłową, on chce stanąć z nimi twarzą w twarz. Jeśli jest w nim dusza, która nie jest materią, jeśli jest wszechmiłosierna Dusza uniwersalna, pójdzie bezpośrednio do Niego. Musi Go zobaczyć i tylko to może rozwiać wszelkie wątpliwości. Zatem najlepszym dowodem, jaki hinduski mędrzec daje na temat duszy, na temat Boga, jest: „Widziałem duszę; widziałem Boga”. I to jest jedyny warunek doskonałości. Religia hinduistyczna nie polega na zmaganiach i próbach uwierzenia w określoną doktrynę lub dogmat, ale na urzeczywistnianiu — nie na wierze, ale na byciu i staniu się.

Tak więc cały cel ich systemu polega na ciągłej walce, aby stać się doskonałym, stać się boskim, dotrzeć do Boga i zobaczyć Boga, a to osiągnięcie Boga, zobaczenie Boga, stanie się doskonałym, tak jak Ojciec w Niebie jest doskonały, stanowi religię Hinduistów.

A co stanie się z człowiekiem, gdy osiągnie doskonałość? Prowadzi życie w nieskończonej szczęśliwości. Cieszy się nieskończoną i doskonałą błogością, uzyskawszy jedyną rzecz, w której człowiek powinien mieć przyjemność, mianowicie Boga, i raduje się błogością z Bogiem.

Jak dotąd wszyscy Hindusi są zgodni. Jest to wspólna religia wszystkich sekt Indii; ale w takim razie doskonałość jest absolutna, a absolut nie może być dwoma lub trzema. Nie może mieć żadnych cech. Nie może to być osobą. Tak więc, kiedy dusza staje się doskonała i absolutna, musi stać się jednym z Brahmanem, a urzeczywistni Pana jedynie jako doskonałość, rzeczywistość swojej własnej natury i istnienia, absolutną egzystencję, absolutną wiedzę i absolutną błogość. Częstokroć czytaliśmy, że nazywa się to utratą indywidualności i stawaniem się jak pień lub kamień.

„Żartuje sobie z blizn ten, kto nigdy nie poczuł rany”.

Mówię wam, że to nic w tym rodzaju. Jeśli szczęściem jest cieszyć się świadomością tego małego ciała, to musi być większym szczęściem cieszyć się świadomością dwóch ciał, miara szczęścia wzrasta wraz ze świadomością rosnącej liczby ciał, cel, ostateczność szczęścia zostaje osiągnięta kiedy stanie się powszechną świadomością.

Dlatego, aby zyskać tę nieskończoną uniwersalną indywidualność, ta nędzna, mała więzienna indywidualność musi odejść. Tylko wtedy śmierć może ustać, kiedy jestem jednym z życiem, tylko wtedy nieszczęście może ustać, gdy jestem jednym z samym szczęściem, tylko wtedy wszystkie błędy mogą ustać, kiedy jestem jednym z samą wiedzą; i to jest niezbędny wniosek naukowy. Nauka udowodniła mi, że fizyczna indywidualność jest złudzeniem, że tak naprawdę moje ciało jest jednym małym, nieustannie zmieniającym się ciałem w nieprzerwanym oceanie materii; a Advaita (jedność) jest koniecznym zakończeniem z moim drugim odpowiednikiem, duszą.

Nauka to nic innego jak znalezienie jedności. Gdy tylko nauka osiągnęłaby doskonałą jedność, przestałaby się rozwijać, bo osiągnęłaby cel. Tak więc chemia nie mogłaby posunąć się dalej, gdyby odkryła jeden pierwiastek, z którego można by zbudować wszystkie inne. Fizyka zatrzymałaby się wtedy, gdyby odkryła istnienie jednej energii, której wszystkie inne są tylko przejawami, a nauka religii osiągnęłaby doskonałość, gdyby odkryła Tego, który jest jedynym życiem we wszechświecie śmierci, Tego, który jest stała podstawa ciągle zmieniającego się świata. Ten, który jest jedyną Duszą, której wszystkie dusze są jedynie zwodniczymi manifestacjami. W ten sposób, poprzez wielość i dwoistość, osiągnięta zostaje ostateczna jedność. Religia nie może pójść dalej. To jest cel całej nauki.

Na dłuższą metę cała nauka musi dojść do tego wniosku. Manifestacja, a nie stworzenie, jest dziś słowem nauki, a Hindus cieszy się tylko, że to, co pielęgnuje w swoim sercu od wieków, będzie nauczane w bardziej dosadnym języku i z dalszym światłem płynącym z najnowszych wniosków nauki.

Zejdźmy teraz z aspiracji filozofii do religii ignorantów. Na samym początku mogę wam powiedzieć, że w Indiach nie ma politeizmu. W każdej świątyni, jeśli ktoś stoi i słucha, znajdzie wiernych stosujących wszystkie atrybuty Boga, w tym wszechobecność, do obrazów. To nie jest politeizm, a nazwa henoteizm nie wyjaśnia sytuacji. „Róża, zwana inną nazwą, pachniałaby równie słodko”. Nazwy nie są wyjaśnieniami.

Pamiętam, gdy jako chłopiec słuchałem chrześcijańskiego misjonarza przemawiającego do tłumu w Indiach. Wśród innych słodkich rzeczy, które im powiedział, było to, że jeśli uderzy kijem ich posąg, co on może zrobić? Jeden z jego słuchaczy ostro odpowiedział: „Jeśli obrażam waszego Boga, co On może zrobić?” „Zostaniesz ukarany”, powiedział kaznodzieja, „kiedy umrzesz”. „Więc mój posąg ukarze cię, kiedy umrzesz” – odparował Hindus.

Drzewo poznaje się po owocach. Kiedy widzę wśród nich tak zwanych bałwochwalców, ludzi, których pod względem moralności, duchowości i miłości nigdzie nie widziałem, zatrzymuję się i zadaję sobie pytanie: „Czy grzech może zrodzić świętość?”

Zabobon jest wielkim wrogiem człowieka, ale bigoteria jest gorsza. Dlaczego Chrześcijanin chodzi do kościoła? Dlaczego krzyż jest święty? Dlaczego twarz jest zwrócona ku niebu w modlitwie? Dlaczego w Kościele katolickim jest tak wiele obrazów? Dlaczego w umysłach protestantów, kiedy się modlą, pojawia się tak wiele obrazów? Moi bracia, nie możemy myśleć o niczym bez mentalnego obrazu, tak jak nie możemy żyć bez oddychania. Zgodnie z prawem asocjacji obraz materialny przywołuje myśl mentalną i vice versa. To dlatego Hindus używa zewnętrznego symbolu kiedy oddaje cześć. Powie ci, że skupienie umysłu na Istocie, do której się modli, pomaga. Wie równie dobrze jak ty, że obraz nie jest Bogiem, nie jest wszechobecny. W końcu, ile znaczy wszechobecność dla prawie całego świata? Stoi jedynie jako słowo, symbol. Czy Bóg ma płytką powierzchnię? Jeśli nie, kiedy powtarzamy to słowo „wszechobecny”, myślimy o rozciągłym niebie lub o przestrzeni, to wszystko.

Ponieważ stwierdzamy, że w taki czy inny sposób, zgodnie z prawami naszego mentalnego uwarunkowania, musimy kojarzyć nasze idee nieskończoności z obrazem błękitnego nieba lub morza, tak naturalnie łączymy naszą ideę świętości z obrazem kościoła, meczetu lub krzyża. Hindusi powiązali ideę świętości, czystości, prawdy, wszechobecności i tym podobne z różnymi obrazami i formami. Ale z tą różnicą, że podczas gdy niektórzy ludzie poświęcają całe swoje życie swemu bożkowi kościoła i nigdy nie wznoszą się wyżej, ponieważ dla nich religia oznacza intelektualną zgodę na pewne doktryny i czynienie dobra swoim bliźnim, cała religia Hindusów skupia się na urzeczywistnieniu. Człowiek ma stać się boski przez urzeczywistnienie boskości. Idole, świątynie, kościoły lub książki są tylko podporą, pomocą w jego duchowym dzieciństwie: ale on musi wciąż robić postępy.

Nie wolno mu się nigdzie zatrzymywać. „Czczenie zewnętrzne, wielbienie materialne” — czytamy w pismach świętych — „jest najniższym etapem; walcząc o wzniesienie się wysoko, kolejnym etapem jest modlitwa w myślach, ale najwyższym etapem jest urzeczywistnienie Pana”. Zauważcie, ten sam gorliwy człowiek, który klęczy przed bożkiem, mówi wam: „Jego nie może wyrazić słońce, ani księżyc, ani gwiazdy, ani błyskawica, ani to, co nazywamy ogniem; przez Niego jaśnieją”. Ale nie znieważa czyjegoś bożka ani nie nazywa jego kultu grzechem. Rozpoznaje w nim niezbędny etap życia. „Dziecko jest ojcem mężczyzny”. Czy byłoby słuszne, gdyby starzec powiedział, że dzieciństwo jest grzechem, lub że młodość jest grzechem?

Jeśli człowiek może urzeczywistnić swoją boską naturę za pomocą obrazu, czy można to nazwać grzechem? Ani nawet gdy przeszedł ten etap, nie powinien nazywać tego błędem. Dla Hindusa człowiek nie podróżuje od błędu do prawdy, ale od prawdy do prawdy, od niższej do wyższej prawdy. Dla niego wszystkie religie, od najniższego fetyszyzmu do najwyższego absolutyzmu, oznaczają wiele prób ludzkiej duszy uchwycenia i urzeczywistnienia Nieskończoności, z których każda jest określona warunkami jej narodzin i związku, a każda z nich oznacza etap postępu; a każda dusza jest młodym orłem, wznoszącym się coraz wyżej, zbierając coraz więcej sił, aż dosięgnie Chwalebnego Słońca.

Jedność w różnorodności jest planem natury i Hindusi to rozpoznali. Każda inna religia ustanawia pewne stałe dogmaty i próbuje zmusić społeczeństwo do ich przyjęcia. Stawia przed społeczeństwem tylko jeden płaszcz, który musi pasować na Jacka, Johna i Henry'ego, na wszystkich jednakowo. Jeśli nie pasuje Johnowi lub Henry'emu, musi iść bez płaszcza, który by zakrył jego ciało. Hindusi odkryli, że to, co absolutne, można urzeczywistnić, pomyśleć lub wyrazić jedynie poprzez to, co względne, a obrazy, krzyże i półksiężyce to po prostu wieloma symbolami – wieloma wieszakami, na których można zawiesić duchowe idee. Nie jest tak, że ta pomoc jest potrzebna każdemu, ale ci, którzy jej nie potrzebują, nie mają prawa mówić, że jest zła. Nie jest to również obowiązkowe w Hinduizmie.

Muszę wam powiedzieć jedną rzecz. Bałwochwalstwo w Indiach nie oznacza nic strasznego. To nie jest matka nierządnic. Z drugiej strony jest to próba uchwycenia przez nierozwinięte umysły wysokich duchowych prawd. Hindusi mają swoje wady, czasami mają swoje wyjątki; ale zauważcie to, oni zawsze opowiadają się za karaniem własnych ciał, a nigdy za podrzynaniem gardeł swoim sąsiadom. Jeśli fanatyk Hinduizmu podpala się na stosie, nigdy nie zapala ognia Inkwizycji. I nawet tego nie można położyć u drzwi jego religii bardziej od palenia czarownic, które można położyć u drzwi Chrześcijaństwa.

Zatem dla Hindusa cały świat religii jest tylko podróżą, zbliżaniem się różnych mężczyzn i kobiet, przez różne warunki i okoliczności, do tego samego celu. Każda religia rozwija tylko Boga z materialnego człowieka, a ten sam Bóg jest inspiratorem ich wszystkich. Dlaczego więc jest tak wiele sprzeczności? Są tylko pozorne, mówi Hindus. Sprzeczności wynikają z tego, że ta sama prawda dopasowuje się do zmiennych okoliczności różnych natur.

To to samo światło wpadające przez okulary o różnych kolorach. A te małe różnice są konieczne dla celów adaptacji. Ale w sercu wszystkiego panuje ta sama prawda. Pan oznajmił Hindusowi w Swojej inkarnacji jako Kryszna: „W każdej religii jestem jak nić przechodząca przez sznur pereł. Gdziekolwiek zobaczysz niezwykłą świętość i niezwykłą moc podnoszącą i oczyszczającą ludzkość, wiedz, że Ja tam jestem”. I jaki był rezultat? Rzucam wyzwanie światu, aby znalazł w całym systemie filozofii sanskryckiej jakiekolwiek wyrażenie, które mówi, że tylko Hindusi zostaną zbawieni, a nie inni. Wjasa mówi: „Znajdujemy doskonałych ludzi nawet poza granicami naszej kasty i wyznania”. Jeszcze jedno. Jak zatem Hindus, którego cała struktura myśli koncentruje się na Bogu, może wierzyć w Buddyzm, który jest agnostyczny, lub w Dżinizm, który jest ateistyczny?

Buddyści czy Dżiniści nie polegają na Bogu; ale cała siła ich religii jest skierowana na wielką, centralną prawdę każdej religii, na wyewoluowanie Boga z człowieka. Nie widzieli Ojca, ale widzieli Syna. A kto widział Syna, widział też Ojca.

Oto, bracia, krótki zarys religijnych idei Hindusów. Hindus mógł nie zrealizować wszystkich swoich planów, ale jeśli kiedykolwiek ma istnieć uniwersalna religia, musi to być taka, która nie będzie miała miejsca ani czasu; która będzie nieskończona jak Bóg, którego będzie głosiła, i której słońce zaświeci nad wyznawcami Kryszny i Chrystusa, zarówno nad świętymi, jak i grzesznikami; która nie będzie bramińska ani buddyjska, chrześcijańska ani mahometańska, ale będą sumą ich wszystkich, i nadal będzie miała nieskończoną przestrzeń do rozwoju; która w swojej katolickości obejmie w swoich nieskończonych ramionach i znajdzie miejsce dla każdego człowieka, od najniższego, pełzającego dzikusa, któremu nie jest daleko od zwierzęcia, do najwyższego człowieka, który cnotami głowy i serca góruje prawie nad ludzkością, sprawiając, że społeczeństwo podziwia go i wątpi w jego ludzką naturę. Będzie to religia, która nie będzie miała miejsca na prześladowania lub nietolerancję w swoim ustroju, która uzna boskość w każdym mężczyźnie i w każdej kobiecie, i której cały zakres, której cała siła, będzie stworzona w celu pomocy ludzkości w urzeczywistnieniu jej własnej prawdziwej, boskiej natury.

Zaoferujcie taką religię, a wszystkie narody pójdą za wami. Sobór Aśoki była soborem wiary buddyjskiej. Spotkanie Akbara, choć bardziej celowe, było tylko spotkaniem towarzyskim. Dla Ameryki zostało zarezerwowane głoszenie we wszystkich częściach świata, że Bóg jest w każdej religii.

Niech Ten, który jest Brahmanem Hindusów, Ahura-Mazdą Zoroastrian, Buddhą Buddystów, Jehową Żydów, Ojcem Niebieskim Chrześcijan, da wam siłę do realizacji waszej szlachetnej idei! Gwiazda wzeszła na Wschodzie; wędrował stale w kierunku Zachodu, czasem przyćmiona, a czasem promienna, aż okrążyła cały świat; a teraz znów wznosi się na samym horyzoncie Wschodu, na granicach Sanpo, tysiąckrotnie jaśniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Chwała ci, Kolumbio, ojczyzno wolności! Dano tobie, która nigdy nie zanurzyłaś ręki w krwi bliźniego, która nigdy nie odkryłaś, że najkrótszą drogą do wzbogacenia się jest okradanie sąsiadów, dano ci maszerować w awangardzie cywilizacji ze sztandarem harmonii.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-19 23:36:20)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#4 2023-04-18 23:15:14

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Religia Nie Jest Płaczącą Potrzebą Indii
20 września 1893



Chrześcijanie muszą być zawsze gotowi na dobrą krytykę i nie sądzę, żebyście mieli coś przeciwko, jeśli trochę krytykuję. Wy, chrześcijanie, którzy tak lubicie wysyłać misjonarzy, aby ratowali dusze pogan — dlaczego nie próbujecie ocalić ich ciał od śmierci głodowej? W Indiach podczas straszliwego głodu tysiące ludzi zmarło z głodu, a wy, chrześcijanie, nic nie zrobiliście. Wznosicie kościoły w całych Indiach, ale płaczące zło na Wschodzie nie jest religią – mają jej wystarczająco dużo– ale jest to chleb, o który cierpiące miliony płonących Indii wołają z wyschniętymi gardłami. Proszą nas o chleb, a my dajemy im kamienie. Ofiarowanie im religii jest zniewagą dla głodującego ludu; uczenie go metafizyki jest zniewagą dla głodującego człowieka. W Indiach kapłan, który głosił kazania dla pieniędzy tracił kastę i był opluwany przez lud. Przybyłem tutaj, aby szukać pomocy dla mojego zubożałego ludu i w pełni zdałem sobie sprawę, jak trudno było uzyskać pomoc dla pogan od chrześcijan w chrześcijańskim kraju.



Buddyzm, Spełnienie Hinduizmu
26 września 1893



Nie jestem Buddystą, jak słyszeliście, a jednak nim jestem. Jeśli Chiny, Japonia czy Cejlon podążają za naukami Wielkiego Mistrza, Indie czczą go jako Boga wcielonego na ziemi. Właśnie usłyszeliście, że zamierzam skrytykować Buddyzm, ale chcę, żebyście zrozumieli tylko to. Daleki jestem od krytykowania tego, którego czczę jako Boga wcielonego na ziemi. Ale nasze poglądy na temat Buddy są takie, że nie był właściwie rozumiany przez swoich uczniów. Relacja między Hinduizmem (przez Hinduizm mam na myśli religię Wed) a tym, co dziś nazywa się Buddyzmem, jest prawie taka sama jak między Judaizmem a Chrześcijaństwem. Jezus Chrystus był Żydem, a Śākja Muni był Hindusem. Żydzi odrzucili Jezusa Chrystusa, co więcej, ukrzyżowali go, a Hindusi przyjęli Śākja Muniego jako Boga i oddają mu cześć. Ale prawdziwa różnica, którą my, Hindusi, chcemy pokazać, między współczesnym buddyzmem a tym, co powinniśmy rozumieć jako nauki Pana Buddhy, polega głównie na tym, że Śākja Muni nie przyszedł nauczać niczego nowego. On także, podobnie jak Jezus, przyszedł wypełnić, a nie zniszczyć. Tyle, że w przypadku Jezusa to starzy ludzie, Żydzi, nie rozumieli go, podczas gdy w przypadku Buddhy to jego właśni wyznawcy nie zdawali sobie sprawy z wagi jego nauk. Tak jak Żyd nie rozumiał wypełnienia Starego Testamentu, tak Buddysta nie rozumiał wypełnienia prawd religii hinduskiej. Ponownie, powtarzam, Śākja Muni nie przyszedł, aby zniszczyć, ale był spełnieniem, logiczną konkluzją, logicznym rozwojem religii Hindusów.

Religia Hindusów dzieli się na dwie części: ceremonialną i duchową. Część duchowa jest specjalnie studiowana przez mnichów.

W tym nie ma kasty. Człowiek z najwyższej kasty i człowiek z najniższej kasty mogą zostać mnichem w Indiach i te dwie kasty stają się sobie równe. W religii nie ma kasty; kasta jest po prostu instytucją społeczną. Śākja Muni sam był mnichem i jego chwałą było to, że miał wielkie serce, by wydobywać prawdy z ukrytych Wed i rozpowszechniać je na cały świat. Był pierwszą istotą na świecie, która wprowadziła misjonarstwo w życie — co więcej, on pierwszy wpadł na pomysł prozelityzmu.

Wielka chwała Mistrza polegała na jego cudownym współczuciu dla wszystkich, zwłaszcza dla ignorantów i biednych. Niektórzy z jego uczniów byli Braminami. Kiedy Buddha nauczał, sanskryt nie był już językiem mówionym w Indiach. Był on wtedy tylko w księgach uczonych. Niektórzy z uczniów Braminów Buddhy chcieli przetłumaczyć jego nauki na sanskryt, ale on wyraźnie powiedział im: „Jestem dla biednych, dla ludzi; pozwólcie mi mówić językiem ludu”. I tak do dziś większość jego nauk jest w języku narodowym tamtych czasów w Indiach.

Jakiekolwiek jest stanowisko filozofii, jakiekolwiek stanowisko zajmuje metafizyka, dopóki istnieje coś takiego jak śmierć na świecie, dopóki istnieje coś takiego jak słabość w sercu ludzkim, dopóki istnieje wołanie wychodzące z serca człowieka w jego słabości, będzie istniała wiara w Boga.

Od strony filozoficznej uczniowie Wielkiego Mistrza rozbili się o wieczne skały Wed i nie mogli ich zmiażdżyć, a z drugiej strony zabrali narodowi tego wiecznego Boga, do którego każdy, mężczyzna czy kobieta, z taką czułością przylgnęli. W rezultacie Buddyzm musiał umrzeć śmiercią naturalną w Indiach. W dzisiejszych czasach nie ma nikogo, kto nazywa się Buddystą w Indiach, kraju jego narodzin.

Ale jednocześnie Braminizm coś stracił — ten reformatorski zapał, tę cudowną sympatię i miłosierdzie dla wszystkich, to cudowne niebo, które Buddyzm przyniósł masom i które uczyniło indyjskie społeczeństwo tak wielkim, że grecki historyk, który pisał o Indiach tamtego czasu powiedział, że żaden Hindus nie mówił nieprawdy i żadna Hinduska nie była znana jako nieczysta.

Hinduizm nie może żyć bez Buddyzmu, ani Buddyzm bez Hinduizmu. Uświadomcie sobie zatem, co nam pokazało to oddzielenie, że Buddyści nie mogą obejść się bez mózgu i filozofii Braminów, ani Bramini nie mogą się obejść bez serca Buddysty. To rozdzielenie Buddystów i Braminów jest przyczyną upadku Indii. Dlatego Indie są zamieszkane przez trzysta milionów żebraków i dlatego Indie od tysiąca lat są niewolnikami zdobywców. Połączmy zatem wspaniały intelekt Braminów z sercem, szlachetną duszą, cudowną humanizującą mocą Wielkiego Mistrza.



Przemówienie Na Ostatniej Sesji
27 września 1893



Światowy Parlament Religii stał się faktem dokonanym, a miłosierny Ojciec pomógł tym, którzy pracowali przy jego zorganizowaniu i ukoronował sukcesem ich najbardziej bezinteresowną pracę.

Dziękuję tym szlachetnym duszom, których wielkie serca i miłość do prawdy najpierw wyśniły ten wspaniały sen, a potem go zrealizowały. Dziękuję deszczowi liberalnych nastrojów, który przelał się przez tę platformę. Dziękuję jego oświeconym słuchaczom za ich jednolitą życzliwość dla mnie i za docenienie każdej myśli, która zmierza do złagodzenia tarć między religiami. W tej harmonii słychać było od czasu do czasu kilka drażniących nut. Szczególne podziękowania kieruję do nich, gdyż dzięki swemu uderzającemu kontrastowi uczynili ogólną harmonię słodszą.

Wiele powiedziano o wspólnej podstawie jedności religijnej. Nie zamierzam teraz zaryzykować własnej teorii. Ale jeśli ktoś tutaj ma nadzieję, że ta jedność nadejdzie przez triumf jednej z religii i zniszczenie innych, mówię mu: „Bracie, twoja nadzieja jest niemożliwa”. Czy chciałbym, aby Chrześcijanin stał się Hinduistą? Broń Boże. Czy chciałbym, aby Hinduista lub Buddysta został Chrześcijaninem? Broń Boże.

Ziarno jest umieszczane w ziemi, a wokół niego umieszczana jest ziemia, powietrze i woda. Czy nasienie staje się ziemią; czy powietrzem, czy wodą? Nie. Staje się rośliną, rozwija się zgodnie z prawem własnego wzrostu, asymiluje powietrze, ziemię i wodę, przekształca je w substancję roślinną i wyrasta na roślinę.

Podobnie jest z religią. Chrześcijanin nie ma stać się Hinduistą czy Buddystą, ani Hinduista czy Buddysta nie ma zostać Chrześcijaninem. Ale każdy musi przyswoić sobie ducha innych, a jednocześnie zachować swoją indywidualność i wzrastać zgodnie z własnym prawem wzrostu.

Jeśli Parlament Religii pokazał coś światu, to właśnie to: Udowodnił światu, że świętość, czystość i miłosierdzie nie są wyłączną własnością żadnego kościoła na świecie i że każdy system wytworzył mężczyzn i kobiety najwznioślejszego charakteru. W obliczu tych dowodów, jeśli ktoś marzy o wyłącznym przetrwaniu swojej własnej religii i zniszczeniu innych, współczuję mu z głębi serca i zwracam mu uwagę, że wkrótce na sztandarze każdej religii będzie napisane, pomimo oporu: „Pomagać, a nie walczyć”, „Asymilacja, a nie Zniszczenie”, „Zgoda i pokój, a nie Waśń”.


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#5 2023-04-19 23:35:52

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Karma Joga



Rozdział I – Karma i jej wpływ na charakter
Rozdział II – Każdy jest wielki na swoim własnym miejscu
Rozdział III – Tajemnica Pracy
Rozdział IV – Czym jest obowiązek
Rozdział V – Pomagamy sobie, nie światu
Rozdział VI – Nieprzywiązanie jest całkowitym samozaparciem
Rozdział VII – Wolność
Rozdział VIII – Ideał Karma Jogi







Rozdział I – Karma i jej wpływ na charakter

Słowo Karma pochodzi od sanskryckiego Kri – robić; każde działanie to Karma. Technicznie słowo to oznacza również skutki działań. W powiązaniu z metafizyką oznacza niekiedy skutki, których przyczyną były nasze przeszłe działania. Ale w Karma-Jodze mamy po prostu do czynienia ze słowem Karma, które oznacza pracę. Celem ludzkości jest wiedza. To jest jedyny ideał, jaki postawiła przed nami filozofia Wschodu. Przyjemność nie jest celem człowieka, ale wiedza. Przyjemność i szczęście dobiegają końca. Błędem jest sądzić, że celem jest przyjemność. Przyczyną wszystkich nieszczęść, jakie mamy na świecie, jest to, że ludzie niemądrze myślą, że przyjemność jest ideałem, do którego należy dążyć. Po pewnym czasie człowiek odkrywa, że nie szczęście, lecz wiedza jest tym, do czego zmierza, i że zarówno przyjemność, jak i ból są wielkimi nauczycielami i że tyle samo uczy się od zła, co od dobra. Kiedy przyjemność i ból przechodzą przed jego duszą, pojawiają się na niej różne obrazy, a rezultatem tych połączonych wrażeń jest to, co nazywa się „charakterem” człowieka. Jeśli weźmiesz charakter jakiegokolwiek człowieka, to tak naprawdę jest to tylko zbiór tendencji, suma skłonności jego umysłu; przekonasz się, że nieszczęście i szczęście są równorzędnymi czynnikami w kształtowaniu tego charakteru. Dobro i zło mają równy udział w kształtowaniu charakteru, a w niektórych przypadkach nieszczęście jest większym nauczycielem niż szczęście. Śmiem twierdzić, że studiując wielkie charaktery, jakie stworzył świat, można by stwierdzić, że w zdecydowanej większości przypadków to niedola nauczyła więcej niż szczęście, to ubóstwo nauczyło więcej niż bogactwo, to spadające ciosy wydobyły ich wewnętrzny ogień bardziej niż pochwała.

Otóż ta wiedza znów jest nieodłączna od człowieka. Żadna wiedza nie pochodzi z zewnątrz; wszystko jest w środku. To, o czym mówimy, że człowiek „wie”, powinno, w ścisłym języku psychologicznym, być tym, co on „odkrywa” lub „odsłania”; to, czego człowiek „uczy się”, jest w rzeczywistości tym, co „odkrywa” zdejmując zasłonę z własnej duszy, która jest kopalnią nieskończonej wiedzy.

Mówimy, że Newton odkrył grawitację. Czy siedziała ona gdzieś w kącie i czekała na niego? Było to w jego własnym umyśle; przyszedł na to czas i on to odkrył. Cała wiedza, jaką świat kiedykolwiek otrzymał, pochodzi z umysłu; nieskończona biblioteka wszechświata jest w twoim umyśle. Świat zewnętrzny jest po prostu sugestią, okazją, która każe ci studiować swój własny umysł, ale przedmiotem twoich badań jest zawsze twój własny umysł. Spadające jabłko podsunęło sugestię Newtonowi, który studiował swój własny umysł. Przeorganizował w swoim umyśle wszystkie poprzednie ogniwa myśli i odkrył między nimi nowe ogniwo, które nazywamy prawem grawitacji. Nie było go w jabłku ani w niczym w centrum ziemi.

Zatem cała wiedza, świecka czy duchowa, znajduje się w ludzkim umyśle. W wielu przypadkach nie zostaje ona odkryta, ale pozostaje zakryta, a kiedy osłona jest powoli zdejmowana, mówimy: „Uczymy się”, a postęp wiedzy dokonuje się dzięki postępowi tego procesu odkrywania. Człowiek, z którego ta zasłona zostaje zdjęta, jest człowiekiem bardziej wiedzącym, człowiek, na którym leży grubo, jest ignorantem, a człowiek, z którego całkowicie zniknęła, jest wszystko-wiedzący, wszechwiedzący. Byli wszechwiedzący ludzie i wierzę, że jeszcze będą; i że w nadchodzących cyklach będzie ich miriady. Jak ogień w kawałku krzemienia, wiedza istnieje w umyśle; sugestia jest tarciem, które ją wydobywa. Tak więc ze wszystkimi naszymi uczuciami i działaniami — naszymi łzami i naszymi uśmiechami, naszymi radościami i smutkami, naszym płaczem i naszym śmiechem, naszymi przekleństwami i naszymi błogosławieństwami, naszymi pochwałami i naszymi potępieniami — możemy odkryć że każde z tych, jeśli spokojnie przestudiujemy nas samych, zostało wydobyte z wnętrza nas samych przez tak wiele ciosów. Rezultatem jest to, czym jesteśmy. Wszystkie te ciosy razem wzięte nazywają się Karma — praca, działanie. Każdy umysłowy i fizyczny cios zadany duszy, przez który niejako krzesze się z niej ogień i poprzez który jej własną moc i wiedza zostają odkryte, jest Karmą, słowo to używane jest w najszerszym znaczeniu. W ten sposób wszyscy nieustannie robimy Karmę. Mówię do was: to jest Karma. We słuchacie: to jest Karma. Oddychamy: to jest Karma. Idziemy: Karma. Wszystko, co robimy, fizycznie lub umysłowo, jest Karmą i zostawia na nas swoje ślady.

Istnieją pewne dzieła, które są niejako zbiorem, całkowitą sumą dużej liczby mniejszych dzieł. Jeśli stoimy nad brzegiem morza i słyszymy, jak fale rozbijają się o żwir, myślimy, że to taki wielki hałas, a jednak wiemy, że jedna fala składa się naprawdę z wielu milionów maleńkich fal. Każda z nich tworzy hałas, a jednak my go nie wyłapujemy; słyszymy dopiero wtedy, gdy stają się one wielką całością. Podobnie każde uderzenie serca jest pracą. Pewne rodzaje pracy odczuwamy i stają się one dla nas namacalne; jednocześnie są one zbiorem wielu drobnych prac. Jeśli naprawdę chcesz oceniać charakter człowieka, nie patrz na jego wspaniałe występy. Każdy głupiec może zostać bohaterem od czasu do czasu. Zobacz, jak człowiek wykonuje swoje najczęstsze działania; to są w istocie rzeczy, które pokażą ci prawdziwy charakter wielkiego człowieka. Wielkie okazje podnoszą nawet najniższe z istot ludzkich do pewnego rodzaju wielkości, ale tylko ten jest naprawdę wielkim człowiekiem, którego charakter jest wielki zawsze, taki sam bez względu na to gdzie się znajduje.

Karma w swoim wpływie na charakter jest najpotężniejszą siłą, z jaką człowiek ma do czynienia. Człowiek jest jakby centrum i przyciąga do siebie wszystkie moce wszechświata, a w tym ośrodku łączy je wszystkie i ponownie wysyła je w wielkim prądzie. Takim centrum jest prawdziwy człowiek — wszechmocny, wszechwiedzący — i przyciąga on do siebie cały wszechświat. Dobro i zło, nieszczęście i szczęście, wszystkie biegną ku niemu i przyczepiają się do niego; a on z nich kształtuje potężny strumień tendencji zwany charakterem i wyrzuca go na zewnątrz. Tak jak ma moc przyciągania czegokolwiek, ma też moc wyrzucania tego.

Wszystkie działania, które obserwujemy na świecie, wszystkie ruchy w ludzkim społeczeństwie, wszystkie dzieła, które mamy wokół siebie, są po prostu przejawem myśli, manifestacją woli człowieka. Maszyny lub instrumenty, miasta, statki lub żołnierze, wszystko to jest po prostu przejawem woli człowieka; i ta wola jest spowodowana przez charakter, a charakter jest wytwarzany przez Karmę. Jaka jest Karma, taka jest manifestacja woli. Ludzie o potężnej woli, których stworzył świat, wszyscy byli wspaniałymi pracownikami — gigantycznymi duszami o woli wystarczająco potężnej, by obalić światy, woli, którą zdobyli dzięki wytrwałej pracy przez wieki i wieki. Tak gigantycznej woli jak Budda czy Jezus nie można było uzyskać w ciągu jednego życia, ponieważ wiemy, kim byli ich ojcowie. Nie wiadomo, czy ich ojcowie kiedykolwiek wypowiedzieli słowo dla dobra ludzkości. Miliony stolarzy, takich jak Józef, odeszły; miliony wciąż żyją. Na świecie żyły miliony pomniejszych królów, takich jak ojciec Buddy. Gdyby to był tylko przypadek dziedzicznej transmisji, jak wytłumaczysz tego drobnego księcia, któremu być może nie byli posłuszni nawet jego właśni słudzy, że wydał na świat tego syna, którego czci pół świata? Jak wyjaśnisz przepaść między stolarzem a jego synem, którego miliony ludzi czczą jako Boga? Nie da się tego rozwiązać za pomocą teorii dziedziczności. Gigantyczna wola, którą Budda i Jezus rzucili na świat, skąd się wzięła? Skąd pochodzi ta akumulacja mocy? Musiała tam być przez całe wieki, stale się powiększając, aż wybuchła na społeczeństwo w Buddzie lub Jezusie, tocząc się wciąż do dnia dzisiejszego.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-21 22:36:17)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#6 2023-04-21 22:37:56

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział II – Każdy jest wielki na swoim własnym miejscu


Według filozofii Sānkhya natura składa się z trzech sił zwanych w sanskrycie Sattwa, Radźas i Tamas. Kiedy przejawiają się one w świecie fizycznym, to są tym, co możemy nazwać równowagą, aktywnością i bezwładnością. Tamas jest przedstawiany jako ciemność lub bezczynność; Radźas to aktywność wyrażona jako przyciąganie lub odpychanie; a Sattwa jest równowagą tych dwóch.

W każdym człowieku są te trzy siły. Czasami przeważa Tamas. Stajemy się leniwi, nie możemy się ruszyć, jesteśmy bierni, związani pewnymi ideami lub zwykłą nudą. Kiedy indziej dominuje aktywność, a jeszcze innym razem ta spokojna równowaga obu. Ponownie, u różnych ludzi jedna z tych sił jest na ogół dominująca. Cechą charakterystyczną jednego człowieka jest bezczynność, otępienie i lenistwo; innego jest aktywność, moc, manifestacja energii; a w jeszcze innym znajdujemy słodycz, spokój i łagodność, które wynikają z równowagi między działaniem a bezczynnością. Tak więc w całym stworzeniu — u zwierząt, roślin i ludzi — znajdujemy mniej lub bardziej typowe przejawy wszystkich tych różnych sił.

Karma-Joga zajmuje się szczególnie tymi trzema czynnikami. Ucząc, czym są i jak ich używać, pomaga nam lepiej wykonywać naszą pracę. Społeczeństwo ludzkie jest organizacją stopniowaną. Wszyscy wiemy, czym jest moralność i wszyscy wiemy, czym jest obowiązek, ale jednocześnie stwierdzamy, że w różnych krajach znaczenie moralności jest bardzo zróżnicowane. To, co jest uważane za moralne w jednym kraju, w innym może być uważane za całkowicie niemoralne. Na przykład w jednym kraju kuzyni mogą się pobrać; w innym uważa się, że jest to bardzo niemoralne; w jednym mężczyźni mogą poślubić swoje szwagierki; w innym jest to uważane za niemoralne; w jednym kraju można zawrzeć związek małżeński tylko raz; w innym, wiele razy; i tak dalej. Podobnie, we wszystkich innych działach moralności, stwierdzamy, że standardy są bardzo zróżnicowane – mimo to mamy pogląd, że musi istnieć uniwersalny standard moralności.

Tak też jest z obowiązkiem. Idea obowiązku różni się znacznie między różnymi narodami. W jednym kraju, jeśli człowiek nie zrobi pewnych rzeczy, ludzie powiedzą, że postąpił źle; podczas gdy jeśli zrobi te same rzeczy w innym kraju, ludzie powiedzą, że nie postąpił właściwie - a jednak wiemy, że musi istnieć jakaś uniwersalna idea obowiązku. W ten sam sposób jedna klasa społeczna uważa, że pewne rzeczy należą do jej obowiązków, podczas gdy inna klasa uważa coś zupełnie przeciwnego i byłaby przerażona, gdyby musiała robić te rzeczy. Dwie drogi są dla nas otwarte — droga ignorantów, którzy myślą, że jest tylko jedna droga do prawdy, a cała reszta jest błędna, oraz droga mędrców, którzy przyznają, że zgodnie z naszą mentalną konstytucją lub zgodnie z różnymi planami egzystencji, na których się znajdujemy, obowiązki i moralność mogą się różnić. Ważną rzeczą jest wiedzieć, że istnieją stopnie obowiązku i moralności — że obowiązek jednego stanu życia w pewnych okolicznościach nie będzie i nie może być obowiązkiem innego.

Dla zilustrowania: Wszyscy wielcy nauczyciele nauczali: „Nie opierajcie się złu”, że brak oporu jest najwyższym ideałem moralnym. Wszyscy wiemy, że gdyby pewna liczba z nas próbowała w pełni wprowadzić tę maksymę w życie, cała tkanka społeczna rozpadłaby się, niegodziwcy zawładnęliby naszym majątkiem i naszym życiem i zrobiliby z nami co im się podoba. Nawet gdyby praktykowano tylko jeden dzień takiego braku oporu, doprowadziłoby to do katastrofy. Jednak intuicyjnie, w głębi serca czujemy prawdę nauki: „Nie opierajcie się złu”. Wydaje nam się, że jest to najwyższy ideał; jednak nauczanie tylko tej doktryny byłoby równoznaczne z potępieniem ogromnej części ludzkości. Ponadto sprawiłoby to, że ludzie czuliby, że zawsze postępują źle i powodowałoby u nich skrupuły sumienia we wszystkich ich działaniach; osłabiłoby ich, a ciągła samo-dezaprobata zrodziłaby więcej wad niż jakakolwiek inna słabość. Dla człowieka, który zaczął siebie nienawidzić, otworzyła się już brama degeneracji; i to samo dotyczy narodu.

Naszym pierwszym obowiązkiem jest nie nienawidzić siebie, ponieważ aby się rozwijać, musimy najpierw wierzyć w siebie, a potem w Boga. Ten, kto nie ma wiary w siebie, nigdy nie będzie miał wiary w Boga. Dlatego jedyną alternatywą, jaka nam pozostaje, jest uznanie, że obowiązek i moralność różnią się w różnych okolicznościach; nie dlatego, że człowiek, który sprzeciwia się złu, czyni zawsze to, co samo w sobie jest złe, ale że w różnych okolicznościach, w jakich się znajduje, może nawet stać się jego obowiązkiem przeciwstawianie się złu.

Czytając Bhagawad-Gitę, wielu z was w krajach zachodnich mogło być zdumionych drugim rozdziałem, w którym Śri Kryszna nazywa Ardźunę hipokrytą i tchórzem z powodu jego odmowy walki lub stawiania oporu, ponieważ jego przeciwnicy są jego przyjaciółmi i krewnymi, twierdząc, że brak oporu jest najwyższym ideałem miłości. Jest to wielka lekcja dla nas wszystkich, że we wszystkich sprawach dwie skrajności są podobne. Skrajnie pozytywne i skrajnie negatywne są zawsze podobne. Kiedy wibracje światła są zbyt wolne, nie widzimy ich, ani nie widzimy ich, gdy są zbyt szybkie. Tak też jest z dźwiękiem; gdy dźwięk jest bardzo niski, nie słyszymy go; gdy jest zbyt wysoki, także go nie słyszymy. Podobnej natury jest różnica między oporem a brakiem oporu. Jeden człowiek nie stawia oporu dlatego, że jest słaby, leniwy i nie może, nie dlatego, że nie chce; drugi człowiek wie, że jeśli chce, może zadać nieodparty cios; jednak nie tylko nie uderza, ale błogosławi swoim wrogom. Ten, kto z powodu słabości stawia opór, nie popełnia grzechu i jako taki nie może odnieść żadnej korzyści z braku oporu; podczas gdy drugi popełniłby grzech, stawiając opór. Buddha porzucił swój tron i wyrzekł się swojej pozycji, to było prawdziwe wyrzeczenie; ale nie może być mowy o wyrzeczeniu się w przypadku żebraka, który nie ma czego się wyrzec. Dlatego zawsze musimy uważać, co naprawdę mamy na myśli, gdy mówimy o tym braku oporu i idealnej miłości. Musimy najpierw zadbać o zrozumienie, czy mamy siłę oporu czy nie. Następnie, jeśli mając tą moc wyrzekniemy się jej i nie będziemy się opierać, dokonamy wielkiego aktu miłości; ale jeśli nie możemy się oprzeć, a jednocześnie próbujemy oszukać samych siebie, wierząc, że kierujemy się motywami najwyższej miłości, robimy dokładnie odwrotnie. Ardźuna stchórzył widząc potężne szeregi stojące przeciwko niemu;  jego „miłość” sprawiła, że zapomniał o swoich obowiązkach wobec kraju i króla. Dlatego Śri Kryszna powiedział mu, że jest hipokrytą: Mówisz jak mędrzec, ale twoje czyny zdradzają, że jesteś tchórzem; dlatego powstań i walcz!

Taka jest centralna idea Karma-Jogi. Karma-Jogin to człowiek, który rozumie, że najwyższym ideałem jest brak oporu i który wie również, że ten brak oporu jest najwyższym przejawem mocy w faktycznym posiadaniu, a także to, co nazywa się opieraniem się złu, jest tylko krokiem na drodze do manifestacji tej najwyższej siły, a mianowicie niestawiania oporu. Przed osiągnięciem tego najwyższego ideału obowiązkiem człowieka jest przeciwstawienie się złu; niech pracuje, niech walczy, niech walczy z całych sił. Tylko wtedy, gdy zdobędzie moc stawiania oporu, niestawianie oporu będzie cnotą.

Spotkałem kiedyś w moim kraju mężczyznę, którego znałem wcześniej jako bardzo głupiego, tępego człowieka, który nic nie wiedział i nie miał ochoty niczego wiedzieć i prowadził życie bydlęcia. Zapytał mnie, co powinien zrobić, aby poznać Boga, jak ma się uwolnić. „Czy umiesz kłamać?” – zapytałem go. „Nie” – odpowiedział. "W takim razie musisz się tego nauczyć. Lepiej jest kłamać niż być bydlęciem lub kłodą drewna. Jesteś nieaktywny; z pewnością nie osiągnąłeś najwyższego stanu, który jest poza wszelkimi działaniami, spokojny i pogodny, jesteś nawet zbyt tępy by zrobić coś niegodziwego”. To był oczywiście skrajny przypadek, a ja z nim żartowałem; ale chodziło mi o to, że człowiek musi być aktywny, aby przejść przez aktywność do doskonałego spokoju.

Za wszelką cenę należy unikać bezczynności. Aktywność zawsze oznacza opór. Odpierajcie wszelkie zło, psychiczne i fizyczne; a kiedy uda ci się stawić opór, nadejdzie spokój. Bardzo łatwo jest powiedzieć: „Nikogo nie nienawidź, nie opieraj się złu”, ale wiemy, co takie rzeczy ogólnie oznaczają w praktyce. Kiedy oczy społeczeństwa są zwrócone w naszą stronę, możemy udawać brak oporu, ale w naszych sercach cały czas jest zgnilizna. Czujemy całkowity brak spokoju spowodowany brakiem oporu; czujemy, że byłoby lepiej, gdybyśmy stawiali opór. Jeśli pragniesz bogactwa i jednocześnie wiesz, że cały świat uważa tego, kto goni za bogactwem za człowieka bardzo niegodziwego, być może nie odważysz się rzucić w wir walki o bogactwo, ale twój umysł będzie dzień i noc myślał o pieniądzach. To jest hipokryzja i nie służy żadnemu celowi. Zanurzcie się w świat, a potem, po pewnym czasie, kiedy wycierpieliście i nacieszyliście się wszystkim, co w nim jest, nadejdzie wyrzeczenie; wtedy nadejdzie spokój. Więc spełnij swoje pragnienie władzy i wszystkiego innego, a po spełnieniu tego pragnienia nadejdzie czas, kiedy będziesz wiedział, że to wszystko są bardzo małe rzeczy; ale dopóki nie spełnisz tego pragnienia, dopóki nie przejdziesz przez tę aktywność, nie możesz dojść do stanu wyciszenia, pogody ducha i poddania się. Te idee spokoju i wyrzeczenia były głoszone od tysięcy lat; wszyscy słyszeli o nich od dzieciństwa, a jednak na świecie widać bardzo niewielu, którzy naprawdę osiągnęli ten etap. Nie wiem, czy widziałem w życiu dwadzieścia osób, które są naprawdę spokojne i nie stawiają oporu, a przejechałem pół świata.

Każdy człowiek powinien przyjąć swój własny ideał i starać się go urzeczywistnić. Jest to pewniejsza droga postępu niż przyjmowanie ideałów innych ludzi, których nigdy nie będzie można osiągnąć. Na przykład bierzemy dziecko i od razu dajemy mu zadanie przejścia dwudziestu mil. Albo maleństwo umiera, albo jedno na tysiąc czołga się dwadzieścia mil, by dotrzeć do końca wyczerpane i na wpół martwe. To jest tak, jak zwykle staramy się robić ze światem. Wszyscy mężczyźni i kobiety w jakimkolwiek społeczeństwie nie mają tego samego umysłu, zdolności ani takiej samej mocy robienia rzeczy; muszą mieć różne ideały, a my nie mamy prawa szydzić z żadnego ideału. Niech każdy robi wszystko, co w jego mocy, aby urzeczywistnić swój ideał. Nie jest też słuszne, abym był sądzony według waszych standardów, a wy według moich. Jabłoni nie należy oceniać według standardu dębu ani dębu według standardu jabłoni. Aby ocenić jabłoń, musisz wziąć standard jabłoni, a dla dębu jego własny standard.

Jedność w różnorodności jest planem stworzenia. Niezależnie od tego, jak mężczyźni i kobiety mogą się różnić indywidualnie, w tle jest jedność. Różne indywidualne charaktery i klasy mężczyzn i kobiet są naturalnymi różnicami w stworzeniu. Dlatego nie powinniśmy ich osądzać według tej samej miary ani stawiać przed nimi tego samego ideału. Takie postępowanie prowadzi jedynie do nienaturalnej walki, a rezultatem jest to, że człowiek zaczyna nienawidzić samego siebie i oddala się od stania religijnym i dobrym. Naszym obowiązkiem jest zachęcać każdego w jego walce do życia według własnego najwyższego ideału, a jednocześnie dążyć do tego, aby ideał był jak najbardziej zbliżony do prawdy.

W hinduskim systemie moralnym stwierdzamy, że fakt ten był znany od bardzo starożytnych czasów; a w ich pismach świętych i książkach o etyce ustanowione są różne zasady dla różnych klas ludzi – człowieka świeckiego, Sannjāsina (człowieka, który wyrzekł się świata) i ucznia.

Zgodnie z pismami hinduskimi życie każdej osoby jest obarczone szczególnymi obowiązkami oprócz tego, co jest wspólne dla całej ludzkości. Hindus zaczyna życie jako student; następnie żeni się i zostaje żyjącym w rodzinie; na starość przechodzi na emeryturę; a w końcu porzuca świat i zostaje Sannjāsinem. Z każdym z tych etapów życia wiążą się określone obowiązki. Żaden z tych etapów nie jest wewnętrznie lepszy od innego. Życie żonatego mężczyzny jest równie wspaniałe, jak życie osoby żyjącej w celibacie, która poświęciła się pracy religijnej. Zamiatacz na ulicy jest równie wielki i chwalebny jak król na swoim tronie. Zdejmij go z tronu, zmuś do pracy zamiatacza i zobacz, jak sobie radzi. Weź zamiatacza i zobacz, jak będzie rządził. Nie ma sensu mówić, że człowiek żyjący poza światem jest większym człowiekiem niż ten, który żyje w świecie; o wiele trudniej jest żyć w świecie i wielbić Boga, niż porzucić go i żyć wolnym i łatwym życiem. Cztery etapy życia w Indiach zostały w późniejszych czasach zredukowane do dwóch — życia żyjącego w rodzinie i mnicha. Człowiek świecki żeni się i wypełnia obowiązki obywatela, a obowiązkiem tego drugiego jest całkowite poświęcenie się religii, głoszenie kazań i oddawanie czci Bogu. Przeczytam wam kilka fragmentów z Mahā-Nirwana-Tantry, które traktują o tym temacie, a zobaczycie, jak bardzo trudnym zadaniem dla mężczyzny jest być żyjącym w rodzinie i doskonale wykonywać wszystkie swoje obowiązki:

Człowiek świecki powinien być oddany Bogu; poznanie Boga powinno być celem jego życia. Musi jednak stale pracować, wykonywać wszystkie swoje obowiązki; musi oddać owoce swoich czynów Bogu.

Najtrudniejszą rzeczą na tym świecie jest pracować i nie dbać o wynik, pomagać człowiekowi i nigdy nie myśleć, że powinien być wdzięczny, zrobić coś dobrego i jednocześnie nigdy nie patrzeć, czy ci to przyniesie imię, sławę, albo cokolwiek innego. Nawet najbardziej przebiegły tchórz staje się odważny, gdy świat go chwali. Głupiec może dokonywać bohaterskich czynów, gdy ma aprobatę społeczeństwa, ale dla człowieka ciągłe czynienie dobra, nie dbając o aprobatę innych ludzi, jest rzeczywiście najwyższą ofiarą, jakiej może dokonać. Wielkim obowiązkiem żyjącego w rodzinie jest zarabianie na życie, ale musi uważać, aby nie robić tego przez kłamstwa, oszukiwanie lub okradanie innych; i musi pamiętać, że jego życie jest na służbę Bogu i ubogim.

Wiedząc, że matka i ojciec są widzialnymi przedstawicielami Boga, mężczyzna żyjący w rodzinie musi zawsze i wszelkimi sposobami podobać się im. Jeśli matka i ojciec są zadowoleni, Bóg jest zadowolony z mężczyzny. To dziecko jest naprawdę dobrym dzieckiem, które nigdy nie mówi ostrych słów swoim rodzicom.

W obecności rodziców nie wolno opowiadać dowcipów, nie wolno okazywać niepokoju, nie wolno okazywać złości ani gniewu. Przed matką lub ojcem dziecko musi się nisko kłaniać i wstawać w ich obecności i nie może siadać, dopóki nie każą mu usiąść.

Jeśli żyjący w rodzinie ma jedzenie, picie i ubranie, nie upewniwszy się wcześniej, że jego matka i jego ojciec, jego dzieci, jego żona i biedni są zaopatrzeni, popełnia grzech. Matka i ojciec są przyczynami tego ciała; człowiek musi więc przejść tysiąc udręk, aby czynić im dobrze.

Taki też jest jego obowiązek wobec żony. Żaden mężczyzna nie powinien besztać swojej żony i musi zawsze utrzymywać ją tak, jakby była jego własną matką. I nawet w największych trudnościach i kłopotach nie wolno mu okazywać złości żonie.

Ten, kto myśli o innej kobiecie poza swoją żoną, jeśli dotknie jej choćby umysłem — ten człowiek idzie do ciemnego piekła.

W obecności kobiet nie wolno mu mówić niestosownym językiem i nigdy nie przechwalać się swoimi mocami. Nie wolno mu mówić: „Zrobiłem to i zrobiłem tamto”.

Gospodarz musi zawsze zadowalać swoją żonę pieniędzmi, ubraniami, miłością, wiarą i słowami jak nektar i nigdy nie robić nic, co mogłoby jej przeszkadzać. Ten człowiek, któremu udało się zdobyć miłość czystej żony, odniósł sukces w swojej religii i ma wszystkie cnoty.

Oto obowiązki wobec dzieci:

Syn powinien być wychowywany z miłością do czwartego roku życia; powinien kształcić się do szesnastego roku życia. W wieku dwudziestu lat powinien być zatrudniony do jakiejś pracy; powinien być wtedy czule traktowany przez ojca jako równego sobie. Dokładnie w ten sam sposób należy wychować córkę, i to z największą starannością. A kiedy wyjdzie za mąż, ojciec powinien jej dać klejnoty i bogactwo.

Następnie mężczyzna ma obowiązek wobec swoich braci i sióstr oraz dzieci jego braci i sióstr, jeśli są one biedne, a także innych jego krewnych, jego przyjaciół i jego sług. Jego obowiązki są także wobec mieszkańców tej samej wioski, a także biednych i każdego, kto przychodzi do niego po pomoc. Mając wystarczające środki, jeśli żyjący w rodzinie nie dba o to, by zadbać o swoich krewnych i biednych, wiedz, że jest tylko bydlęciem; nie jest on istotą ludzką.

Należy unikać nadmiernego przywiązania do jedzenia, ubrania, pielęgnacji ciała i układania włosów. Żyjący w rodzinie musi być czystego serca i czystego ciała, zawsze aktywny i zawsze gotowy do pracy.

Dla swoich wrogów gospodarz musi być bohaterem. Musi im się przeciwstawić. Taki jest obowiązek żyjącego w rodzinie. Nie wolno mu siadać w kącie i płakać, i opowiadać bzdur o braku oporu. Jeśli nie okaże się bohaterem wobec swoich wrogów, nie wypełni swojego obowiązku. A dla swoich przyjaciół i krewnych musi być łagodny jak baranek.

Obowiązkiem człowieka żyjącego w rodzinie jest nieoddawanie czci grzesznikom; ponieważ jeśli szanuje niegodziwych ludzi tego świata, popiera niegodziwość; i byłoby wielkim błędem, gdyby lekceważył tych, którzy są godni szacunku, dobrych ludzi. Nie może tryskać swoją przyjaźnią; nie wolno mu schodzić z drogi, by zdobywać wszędzie przyjaciół; musi obserwować działania ludzi, z którymi chce się zaprzyjaźnić i ich postępowanie wobec innych ludzi, wyciągać z niego wnioski, a następnie zaprzyjaźniać się.

O tych trzech rzeczach nie wolno mu mówić. Nie wolno mu mówić publicznie o własnej sławie; nie wolno mu chwalić własnego imienia ani własnych mocy; nie wolno mu mówić o swoim bogactwie ani o niczym, co zostało mu powiedziane prywatnie.

Mężczyźnie nie wolno mówić, że jest biedny lub bogaty — nie wolno mu przechwalać się swoim bogactwem. Niech zachowa swoją własną radę; to jest jego religijny obowiązek. To nie jest zwykła światowa mądrość; jeśli mężczyzna tak nie postępuje, może zostać uznany za niemoralnego.

Mężczyzna żyjący w rodzinie jest podstawą, podporą całego społeczeństwa. Jest głównym żywicielem. Biedni, słabi, dzieci i niepracujące kobiety – wszyscy żyją z głowy rodziny; więc muszą być pewne obowiązki, które musi wykonać, a obowiązki te muszą sprawić, że poczuje siłę do ich wykonania, a nie sprawi, że pomyśli, że robi rzeczy poniżej swojego ideału. Dlatego jeśli zrobił coś słabego lub popełnił jakiś błąd, nie wolno mu tego mówić publicznie; a jeśli jest zaangażowany w jakieś przedsięwzięcie i wie, że na pewno mu się nie powiedzie, nie wolno mu o tym mówić. Takie obnażanie się jest nie tylko nieuzasadnione, ale także załamuje mężczyznę i czyni go niezdolnym do wypełniania jego słusznych obowiązków życiowych. Jednocześnie musi ciężko walczyć, aby zdobyć te rzeczy — po pierwsze wiedzę, a po drugie bogactwo. To jego obowiązek, a jeśli tego nie robi, jest nikim. Mężczyzna będący głową rodziny, który nie walczy o bogactwo, jest niemoralny. Jeśli jest leniwy i zadowala się bezczynnym życiem, jest niemoralny, ponieważ od niego zależą setki. Jeśli zdobędzie bogactwo, w ten sposób uzyska wsparcie dla setek innych.

Gdyby w tym mieście nie było setek tych, którzy dążyli do wzbogacenia się i zdobyli bogactwo, gdzie byłaby cała ta cywilizacja, te przytułki dla biednych i wielkie domy?

Dążenie do bogactwa w takim przypadku nie jest złe, ponieważ to bogactwo służy dystrybucji. Głowa rodziny jest centrum życia i społeczeństwa. Jest dla niego praktyką religijną szlachetnie zdobywać i wydawać bogactwo, ponieważ żyjący w rodzinie, który walczy o wzbogacenie się dobrymi środkami i dla dobrych celów, robi dla osiągnięcia zbawienia praktycznie to samo, co pustelnik robi w swojej celi, kiedy się modli; gdyż widzimy w nich tylko różne aspekty tej samej cnoty poddania się i poświęcenia, które wynikają z poczucia oddania Bogu i wszystkiemu, co do Niego należy.

Musi za wszelką cenę walczyć o dobre imię. Nie wolno mu uprawiać hazardu, nie wolno mu przebywać w towarzystwie niegodziwców, nie wolno mu kłamać i nie wolno mu sprawiać kłopotów innym.

Często ludzie angażują się w rzeczy, do których nie mają środków by je osiągnąć, w wyniku czego oszukują innych, aby osiągnąć własne cele. Następnie we wszystkich rzeczach należy wziąć pod uwagę czynnik czasu; to, co w pewnym momencie może być porażką, być może innym razem będzie wielkim sukcesem.

Gospodarz musi mówić prawdę i mówić łagodnie, używając słów, które ludzie lubią, które przyniosą dobro innym; nie powinien też rozmawiać o sprawach innych ludzi.

Gospodarz, kopiąc zbiorniki, sadząc drzewa na poboczach dróg, budując domy wypoczynkowe dla ludzi i zwierząt, budując drogi i mosty, zmierza do tego samego celu, co największy Jogin.

Jest to jedna z części doktryny karma-jogi — aktywność, obowiązek gospodarza. Dalej jest fragment, w którym jest powiedziane, że „jeśli gospodarz ginie w bitwie, walcząc za swój kraj lub swoją religię, dochodzi do tego samego celu co Jogin przez medytację”, pokazując w ten sposób, że to, co jest obowiązkiem dla jednego, nie jest obowiązek dla innego. Nie mówi przy tym, że jeden obowiązek jest poniżający, a drugi podnoszący. Każdy obowiązek ma swoje miejsce i stosownie do okoliczności, w jakich się znajdujemy, musimy wykonywać nasze obowiązki.

Z tego wszystkiego wynika jedna idea — potępienie wszelkiej słabości. Jest to szczególna idea we wszystkich naszych naukach, które lubię, czy to w filozofii, czy w religii, czy w pracy. Jeśli czytasz Wedy, to słowo zawsze się powtarza — nieustraszoność — nie bój się niczego. Strach jest oznaką słabości. Człowiek musi wykonywać swoje obowiązki, nie zwracając uwagi na szyderstwa i kpiny świata.

Jeśli człowiek opuszcza świat, aby czcić Boga, nie może myśleć, że ci, którzy żyją na świecie i pracują dla dobra świata, nie czczą Boga; ani ci, którzy żyją na świecie, mając żonę i dzieci, nie powinni myśleć, że ci, którzy rezygnują ze świata, są niskimi włóczęgami. Każdy jest wspaniały na swoim miejscu. Tę myśl zilustruję opowiadaniem.

Pewien król zwykł pytać wszystkich Sannjāsinów, którzy przybywali do jego kraju: „Kto jest większym człowiekiem – ten, kto porzuca świat i zostaje Sannjāsinem, czy ten, kto żyje w świecie i spełnia swoje obowiązki gospodarza domu?" Wielu mędrców próbowało rozwiązać ten problem. Niektórzy twierdzili, że Sannjāsin był większy, na co król zażądał, aby udowodnili swoje twierdzenie. Kiedy nie mogli, rozkazał im się ożenić i zostać gospodarzami. Potem przyszli inni i powiedzieli: „Gospodarz, który wykonuje swoje obowiązki, jest większym człowiekiem”. Od nich też król zażądał dowodów. Kiedy nie mogli ich dać, sprawił, że oni również osiedlili się jako gospodarze.

W końcu pojawił się młody Sannjāsin i podobnie król zapytał go o to samo. Odpowiedział: „Każdy, o królu, jest równie wielki na swoim miejscu”. „Udowodnij mi to” – poprosił król. „Udowodnię ci to”, powiedział Sannjāsin, „ale najpierw musisz przyjść i żyć tak jak ja przez kilka dni, abym mógł ci udowodnić to, co mówię”. Król zgodził się i poszedł za Sannjāsinem ze swojego terytorium i przeszedł przez wiele innych krajów, aż dotarli do wielkiego królestwa. W stolicy tego królestwa odbywała się wielka uroczystość. Król i Sannjāsin usłyszeli dźwięk bębnów i muzyki, a także obwoływaczów miejskich; ludzie zebrali się na ulicach w uroczystych strojach i wygłoszono wielką proklamację. Król i Sannjāsin stali tam, aby zobaczyć, co się dzieje. Obwoływacz proklamował głośno, że księżniczka, córka króla tego kraju, ma wybrać męża spośród zgromadzonych przed nią.

Był to stary zwyczaj w Indiach, że księżniczki wybierały mężów w ten sposób. Każda księżniczka miała pewne wyobrażenia na temat mężczyzny, którego chciałaby mieć za męża. Niektóre miały by najprzystojniejszego mężczyznę, inne miały tylko najbardziej uczonego, jeszcze inne najbogatszego i tak dalej. Wszyscy książęta z sąsiedztwa włożyli swoje najodważniejsze szaty i stanęli przed nią. Czasami oni także mieli swoich własnych krzykaczy, którzy wyliczali ich zalety i powody, dla których mieli nadzieję, że księżniczka wybierze ich. Księżniczka siedziała na tronie i była oprowadzona wokół w najwspanialszym orszaku, i oglądał ich i słuchała o nich. Jeśli nie była zadowolona z tego, co widziała i słyszała, mówiła do swoich tragarzy: „Idźcie dalej” i nie zwracano już uwagi na odrzuconych zalotników. Jeśli jednak księżniczka była zadowolona z któregoś z nich, rzucała na niego girlandę z kwiatów i ten miał zostać jej mężem.

Księżniczka kraju, do którego przybyli nasz król i Sannjāsin miała jedną z tych interesujących ceremonii. Była najpiękniejszą księżniczką na świecie, a mąż księżniczki miał zostać władcą królestwa po śmierci jej ojca. Ideą tej księżniczki było poślubienie najprzystojniejszego mężczyzny, ale nie mogła znaleźć odpowiedniego mężczyzny, który by ją zadowolił. Kilka razy już miały miejsce takie spotkania, ale księżniczka nie mogła wybrać męża. To spotkanie było najwspanialsze ze wszystkich; przybyło na nie więcej osób niż kiedykolwiek. Księżniczka weszła na tron, a tragarze nieśli ją z miejsca na miejsce. Zdawała się nie troszczyć o nikogo i wszyscy byli zawiedzeni, że to spotkanie również zakończy się niepowodzeniem. Właśnie wtedy pojawił się młody mężczyzna, Sannjāsin, przystojny, jakby słońce zstąpiło na ziemię i stanął w kącie zgromadzenia, obserwując, co się dzieje. Tron z księżniczką zbliżył się do niego, a gdy tylko zobaczyła pięknego Sannjāsina, zatrzymała się i zarzuciła na niego girlandę. Młody Sannjāsin chwycił girlandę i zrzucił ją, wykrzykując: „Co to za nonsens? Jestem Sannjāsinem. Cóż dla mnie znaczy małżeństwo?” Król tego kraju pomyślał, że być może ten człowiek jest biedny i dlatego nie odważył się poślubić księżniczki, i powiedział do niego: „Z moją córką dostaniesz pół mojego królestwa, a po mojej śmierci całe królestwo!” i ponownie załóż girlandę na Sannjāsina. Młodzieniec jeszcze raz ją odrzucił, mówiąc: „Bzdura! Nie chcę się żenić” i szybko oddalił się od zgromadzenia.

Teraz księżniczka tak bardzo zakochała się w tym młodym człowieku, że powiedziała: „Muszę poślubić tego mężczyznę, inaczej umrę”; i poszła za nim, aby go sprowadzić z powrotem. Wtedy nasz drugi Sannjāsin, który przyprowadził tam króla, powiedział do niego: „Królu, pójdźmy za tą parą”; więc szli za nimi, ale w znacznej odległości z tyłu. Młody Sannjāsin, który odmówił poślubienia księżniczki, maszerował przez wiele mil przez kraj. Kiedy przybył do lasu i wszedł do niego, księżniczka podążyła za nim, a pozostali dwaj poszli za nimi. Ale ten młody Sannjāsin był dobrze zaznajomiony z tym lasem i znał w nim wszystkie zawiłe ścieżki. Nagle przeszedł do jednej z nich i zniknął, a księżniczka nie mogła go znaleźć. Po długich próbach odnalezienia go usiadła pod drzewem i zaczęła płakać, bo nie wiedziała, jak się wydostać. Wtedy nasz król i drugi Sannjāsin podeszli do niej i powiedzieli: „Nie płacz; pokażemy ci drogę wyjścia z tego lasu, ale jest teraz za ciemno, abyśmy mogli ją znaleźć. Oto wielkie drzewo; odpocznij pod nim, a rano pójdziemy wcześnie i pokażemy ci drogę”.

Teraz, na tym drzewie, w gnieździe, mieszkał mały ptaszek, jego żona i troje małych dzieci. Ten mały ptaszek spojrzał w dół i zobaczył troje ludzi pod drzewem i powiedział do swojej żony: „Moja droga, co mamy robić? Oto jacyś goście są w domu, jest zima a my nie mamy ognia”. Odleciał więc i wziął w dziób trochę płonącego drewna opałowego i rzucił je przed gośćmi, do których oni dodali opału i rozpalili płonący ogień. Ale ptaszek nie był zadowolony. Ponownie powiedział do swojej żony: „Moja droga, co mamy robić? Ci ludzie nie mają nic do jedzenia, a są głodni. Jesteśmy gospodarzami; naszym obowiązkiem jest nakarmić każdego, kto przychodzi do domu. Muszę zrobić to, co mogę, dam im moje ciało”. Rzucił się więc w sam środek ognia i zginął. Goście widzieli, jak spada i próbowali go ratować, ale był dla nich za szybki.

Żona ptaszka zobaczyła, co zrobił jej mąż, i powiedziała: „Oto trzy osoby i tylko jeden ptaszek do zjedzenia. To nie wystarczy; moim obowiązkiem jako żony jest nie pozwolić, by wysiłek mojego męża poszedł na marne. niech posiądą i moje ciało”. Potem wpadła do ognia i spłonęła żywcem.

Wtedy trzy pisklęta, kiedy zobaczyły, co uczyniono i że wciąż nie ma wystarczającej ilości jedzenia dla trojga gości, powiedziały: „Nasi rodzice zrobili, co mogli, ale nadal to nie wystarczy. Naszym obowiązkiem jest kontynuować dziełem naszych rodziców; niech i nasze ciała przeminą”. I wszystkie też rzuciły się w ogień.

Zdumieni tym, co zobaczyli, troje ludzi nie mogli oczywiście zjeść tych ptaków. Spędzili noc bez jedzenia, a rano król i Sannjāsin wskazali księżniczce drogę, a ona wróciła do ojca.

Wtedy Sannjāsin powiedział do króla: „Królu, widziałeś, że każdy jest wielki na swoim miejscu. Jeśli chcesz żyć na świecie, żyj jak te ptaki, gotowe w każdej chwili poświęcić się dla innych. Jeśli chcesz wyrzec się świata, bądź jak ten młodzieniec, dla którego najpiękniejsza kobieta i królestwo były niczym. Jeśli chcesz być gospodarzem, traktuj swoje życie jako ofiarę dla dobra innych, a jeśli wybierzesz życie w wyrzeczeniu nawet nie patrz na piękno, pieniądze i władzę. Każdy jest wielki na swoim miejscu, ale obowiązek jednego nie jest obowiązkiem drugiego.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-22 23:52:22)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#7 2023-04-22 22:45:21

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział III – Tajemnica Pracy


Fizyczna pomoc innym poprzez zaspokojenie ich fizycznych potrzeb jest rzeczywiście wielka, ale pomoc jest wielka im większa jest potrzeba i z kolei im bardziej dalekosiężna jest pomoc. Jeśli pragnienia człowieka mogą zostać zaspokojone na godzinę, to rzeczywiście mu to pomaga; jeśli jego potrzeby mogą zostać usunięte na rok, będzie to dla niego większą pomocą; ale jeśli jego potrzeby mogą zostać usunięte na zawsze, jest to z pewnością największa pomoc, jakiej można mu udzielić. Wiedza duchowa jest jedyną rzeczą, która może na zawsze zniszczyć nasze nieszczęścia; każda inna wiedza zaspokaja pragnienia tylko na jakiś czas. Jedynie dzięki poznaniu ducha zdolność do niedostatku zostaje unicestwiona na zawsze; więc pomaganie człowiekowi duchowo jest najwyższą pomocą, jakiej można mu udzielić.  Ten, kto daje człowiekowi wiedzę duchową, jest największym dobroczyńcą ludzkości i w ten sposób zawsze stwierdzamy, że ci byli najpotężniejszymi z ludzi, którzy pomogli człowiekowi w jego potrzebach duchowych, ponieważ duchowość jest prawdziwą podstawą wszystkich naszych działań w życiu. Duchowo silny i zdrowy człowiek będzie silny pod każdym innym względem, jeśli sobie tego życzy. Dopóki nie ma w człowieku siły duchowej, nawet potrzeby fizyczne nie mogą być dobrze zaspokojone. Obok duchowej przychodzi pomoc intelektualna. Dar wiedzy jest o wiele większym darem niż pożywienie i ubranie; jest nawet wyższym darem niż danie życia człowiekowi, ponieważ prawdziwe życie człowieka składa się z wiedzy. Ignorancja to śmierć, wiedza to życie. Życie ma bardzo małą wartość, jeśli jest życiem w ciemności, po omacku w ignorancji i nędzy. Następna w kolejności jest oczywiście pomoc fizyczna człowiekowi. Dlatego rozważając kwestię pomocy innym, musimy zawsze starać się nie popełnić błędu, myśląc, że pomoc fizyczna jest jedyną pomocą, jakiej można udzielić. Jest nie tylko ostatnią, ale i najmniejszą, ponieważ nie może przynieść trwałej satysfakcji. Nieszczęście, które odczuwam gdy jestem głodny, zostaje zaspokojone przez jedzenie, ale głód powraca; moja nędza może ustać tylko wtedy, gdy jestem usatysfakcjonowany ponad wszelkie pragnienie. Wtedy głód nie uczyni mnie nieszczęśliwym; żadne cierpienie, żaden smutek nie będzie w stanie mnie poruszyć. A więc ta pomoc, która nas wzmacnia duchowo jest najwyższa, zaraz po niej jest pomoc intelektualna, a po niej pomoc fizyczna.

Nieszczęść świata nie można uleczyć jedynie pomocą fizyczną. Dopóki natura człowieka się nie zmieni, te fizyczne potrzeby zawsze będą się pojawiać, a nieszczęścia będą zawsze odczuwalne i żadna pomoc fizyczna nie wyleczy ich całkowicie. Jedynym rozwiązaniem tego problemu jest oczyszczenie ludzkości. Ignorancja jest matką wszelkiego zła i całej nędzy, którą widzimy. Niech ludzie mają światło, niech będą czyści, duchowo silni i wykształceni, tylko wtedy nędza na świecie ustanie, nie wcześniej. Możemy przekształcić każdy dom w kraju w azyl charytatywny, możemy zapełnić ziemię szpitalami, ale nędza ludzka będzie nadal istnieć, dopóki charakter człowieka się nie zmieni.

Wielokrotnie czytamy w Bhagawad-Gicie, że wszyscy musimy pracować bez przerwy. Każda praca z natury składa się z dobra i zła. Nie możemy wykonywać żadnej pracy, która gdzieś nie przyniesie czegoś dobrego; nie może być takiej pracy, która nie spowoduje gdzieś szkody. Każde dzieło musi koniecznie być mieszanką dobra i zła; a jednak nakazano nam nieprzerwanie pracować. Zarówno dobro, jak i zło będzie miało swoje skutki, wytworzy swoją karmę. Dobre działanie pociągnie za sobą dobry skutek; złe działanie – zły. Ale zarówno dobro, jak i zło są więzami duszy. Rozwiązanie osiągnięte w Gicie w odniesieniu do tej zniewolonej natury pracy polega na tym, że jeśli nie przywiązujemy się do pracy, którą wykonujemy, nie będzie ona miała żadnego wiążącego wpływu na naszą duszę. Spróbujemy zrozumieć, co oznacza owo „nieprzywiązanie” do pracy.

To jest główna myśl Gity: pracuj bez przerwy, ale nie przywiązuj się do pracy. Samskāra można w przybliżeniu przetłumaczyć jako „wrodzona tendencja”. Używając porównania jeziora dla umysłu, każda zmarszczka, każda fala, która wznosi się w umyśle, kiedy opada, nie umiera całkowicie, ale pozostawia ślad i możliwość ponownego pojawienia się tej fali w przyszłości. Ten znak, z możliwością ponownego pojawienia się fali, nazywa się Samskāra. Każda praca, którą wykonujemy, każdy ruch ciała, każda myśl, którą myślimy, pozostawia takie wrażenie na materiale umysłu, a nawet jeśli takie wrażenia nie są oczywiste na powierzchni, są wystarczająco silne, aby zadziałać pod powierzchnią, podświadomie. To, kim jesteśmy w każdej chwili, zależy od sumy tych wrażeń w umyśle. To, kim jestem w tej chwili, jest efektem sumy wszystkich wrażeń z mojego poprzedniego życia. To właśnie oznacza charakter; charakter każdego człowieka jest określony przez sumę tych wrażeń. Jeśli przeważają dobre wrażenia, charakter staje się dobry; jeśli są to wrażenia złe, staje się zły. Jeśli człowiek stale słyszy złe słowa, ma złe myśli, popełnia złe czyny, jego umysł będzie pełen złych wrażeń; i wpłyną na jego myśl i pracę bez świadomości tego faktu. W rzeczywistości te złe wrażenia zawsze działają, a ich wynik musi być zły, a człowiek ten będzie złym człowiekiem; nie może nic na to poradzić. Suma tych wrażeń stworzy w nim mocną siłę napędową do popełniania złych czynów. Będzie jak maszyna w rękach swoich wrażeń, które zmuszą go do czynienia zła. Podobnie, jeśli człowiek ma dobre myśli i robi dobre uczynki, suma tych wrażeń będzie dobra; a one w podobny sposób zmuszą go do czynienia dobra nawet wbrew sobie. Kiedy człowiek wykonał tyle dobrych działań i miał tyle dobrych myśli, że jest w nim nieodparta skłonność do czynienia dobra nawet wbrew sobie, to nawet jeśli chce czynić zło, to jego umysł, jako suma jego skłonności, nie pozwoli mu na to; tendencje go zawrócą; jest całkowicie pod wpływem dobrych skłonności. W takim przypadku mówi się, że dobry charakter człowieka jest ugruntowany.

Tak jak żółw wkłada stopy i głowę do skorupy, możesz go zabić i połamać na kawałki, a mimo to nie wyjdzie, tak też charakter człowieka, który ma kontrolę nad swoimi motywami i narządami jest niezmiennie ustalony. Panuje on nad swoimi wewnętrznymi siłami i nic nie może ich wydobyć wbrew jego woli. Dzięki temu ciągłemu odruchowi dobrych myśli, dobrych wrażeń poruszających się po powierzchni umysłu, tendencja do czynienia dobra staje się silna i w rezultacie czujemy, że jesteśmy w stanie kontrolować Indrija (narządy zmysłów, ośrodki nerwowe). Tylko w ten sposób zostanie ugruntowany charakter, tylko wtedy człowiek dojdzie do prawdy. Taki człowiek jest bezpieczny na zawsze; nie może czynić zła. Możesz umieścić go w dowolnym towarzystwie, nie będzie dla niego żadnego niebezpieczeństwa. Istnieje jeszcze wyższy stan niż posiadanie tej dobrej tendencji, a jest nim pragnienie wyzwolenia. Musisz pamiętać, że wolność duszy jest celem wszystkich Jog i każda z nich jednakowo prowadzi do tego samego rezultatu. Przez samą pracę ludzie mogą dojść tam, gdzie Budda doszedł głównie dzięki medytacji, a Chrystus dzięki modlitwie. Budda był pracującym Dźńānim, Chrystus był Bhaktą, ale obaj osiągnęli ten sam cel. Trudność pojawia się tutaj. Wyzwolenie oznacza całkowitą wolność — wolność zarówno z niewoli dobra, jak i z niewoli zła. Złoty łańcuch jest tak samo łańcuchem jak żelazny. Mam cierń w palcu i używam drugiego, żeby wyjąć pierwszy; a kiedy go wyjmę, odrzucam oba na bok; drugiego ciernia nie muszę trzymać, bo przecież oba są cierniami. Tak więc złym tendencjom należy przeciwdziałać przez dobre, a złe wrażenie na umyśle powinno być usuwane przez nowe fale dobrych, aż wszystko, co złe, prawie zniknie lub zostanie ujarzmione i utrzymane pod kontrolą w kącie umysłu; ale potem dobre tendencje również muszą zostać pokonane. W ten sposób „przywiązany” staje się „nieprzywiązany”. Pracuj, ale nie pozwól, aby działanie lub myśl wywarły głęboki wpływ na umysł. Niech fale pojawiają się i znikają, niech wielkie działania wychodzą z mięśni i mózgu, ale niech nie zostawiają głębokiego wrażenia na duszy.

Jak to zrobić? Widzimy, że pozostaje wrażenie jakiegokolwiek działania, do którego się przywiązujemy. Mogę spotykać setki osób w ciągu dnia, a wśród nich spotykam też tę, którą kocham; a kiedy wieczorem kładę się spać, mogę próbować przypomnieć sobie wszystkie twarze, które widziałem, ale tylko ta twarz pojawia się przed moim umysłem — twarz, którą spotkałem może tylko na jedną minutę a którą kochałem; wszystkie inne zniknęły. Moje przywiązanie do tej konkretnej osoby wywarło na mnie głębsze wrażenie niż wszystkie inne twarze. Fizjologicznie wszystkie wrażenia były takie same; każda z twarzy, które widziałem, przedstawiała się na siatkówce, a mózg rejestrował obrazy, a jednak nie było podobieństwa wpływu na umysł. Być może większość twarzy była zupełnie nowymi twarzami, o których nigdy wcześniej nie myślałem, ale ta jedna twarz, którą widziałem tylko przelotnie, znalazła w środku skojarzenia. Być może wyobrażałem go sobie przez lata, wiedziałem o nim setki rzeczy, a ta jedna jego nowa wizja obudziła w moim umyśle setki uśpionych wspomnień; a to jedno wrażenie, powtórzone być może sto razy częściej niż wrażenia różnych twarzy razem wziętych, wywrze wielki wpływ na umysł.

Dlatego bądźcie „nieprzywiązani”; niech wszystko działa; niech działają ośrodki mózgowe; pracujcie nieustannie, ale niech żadna fala nie zawładnie umysłem. Pracujcie tak, jakbyście byli obcym na tej ziemi, przybyszem; pracujcie bez ustanku, ale nie przywiązujcie się; niewola jest straszna. Ten świat nie jest naszym mieszkaniem, to tylko jeden z wielu etapów, przez które przechodzimy. Pamiętajcie o tym wielkim powiedzeniu Sānkhji: „Cała natura jest dla duszy, a nie dusza dla natury”. Prawdziwym powodem istnienia natury jest wychowanie duszy; nie ma innego znaczenia; jest tam, ponieważ dusza musi mieć wiedzę, a przez wiedzę się wyzwolić. Jeśli będziemy o tym zawsze pamiętać, nigdy nie będziemy przywiązani do natury; będziemy wiedzieć, że natura jest księgą, w której mamy czytać, i że kiedy zdobyliśmy wymaganą wiedzę, księga nie ma już dla nas żadnej wartości. Zamiast tego jednak utożsamiamy się z naturą; myślimy, że dusza jest dla natury, a duch dla ciała, i jak to się mówi, myślimy, że człowiek „żyje, żeby jeść”, a nie „je, żeby żyć”. Ciągle popełniamy ten błąd; traktujemy naturę jak siebie samych i przywiązujemy się do niej; a skoro tylko przychodzi to przywiązanie, w duszy powstaje głębokie wrażenie, które nas wiąże i każe pracować nie z wolności, ale jako niewolnicy.

Cała istota tej nauki polega na tym, że powinieneś pracować jak pan, a nie jak niewolnik; pracujcie nieustannie, ale nie wykonujcie pracy niewolniczej. Nie widzisz, jak wszyscy pracują? Nikt nie może być całkowicie w spoczynku; dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości pracuje jak niewolnicy, a rezultatem jest nędza; to wszystko jest samolubną pracą. Działaj poprzez wolność! Pracuj przez miłość! Słowo „miłość” jest bardzo trudne do zrozumienia; miłość nigdy nie nadchodzi, dopóki nie ma wolności. W niewolniku nie ma prawdziwej miłości. Jeśli kupisz niewolnika, zakujesz go w kajdany i zmusisz do pracy dla siebie, będzie pracował jak wół roboczy, ale nie będzie w nim miłości. Kiedy więc sami pracujemy dla rzeczy tego świata jako niewolnicy, nie może być w nas miłości, a nasza praca nie jest prawdziwą pracą. Dotyczy to zarówno pracy wykonywanej dla krewnych i przyjaciół, jak i pracy wykonywanej dla nas samych. Praca samolubna jest pracą niewolnika; a tu jest test. Każdy akt miłości przynosi szczęście; nie ma aktu miłości, którego reakcją nie byłby pokój i błogosławieństwo. Prawdziwe istnienie, prawdziwa wiedza i prawdziwa miłość są ze sobą wiecznie połączone, trzy w jednym: gdzie jest jedno z nich, tam muszą być i pozostałe; są trzema aspektami Jednego bez drugiego — Istnieniem — Wiedzą — Błogością. Kiedy ta egzystencja staje się względna, postrzegamy ją jako świat; ta wiedza z kolei przekształca się w wiedzę o rzeczach tego świata; i ta błogość stanowi podstawę wszelkiej prawdziwej miłości znanej sercu człowieka. Dlatego prawdziwa miłość nigdy nie może zareagować tak, aby sprawić ból osobie kochającej lub kochanej. Załóżmy, że mężczyzna kocha kobietę; pragnie mieć ją całą dla siebie i jest niezwykle zazdrosny o każdy jej ruch; chce, żeby siedziała blisko niego, stała obok niego, jadła i poruszała się na jego rozkaz. Jest jej niewolnikiem i pragnie mieć ją jako swoją niewolnicę. To nie jest miłość; jest to rodzaj chorobliwego uczucia niewolnika, podszywającego się pod miłość. To nie może być miłość, ponieważ jest bolesna; jeśli ona nie robi tego, czego on chce, sprawia mu to ból. Z miłością nie ma bolesnych reakcji; miłość przynosi jedynie reakcję błogości; jeśli nie, to nie jest miłość; jest myleniem czegoś innego z miłością. Kiedy udało ci się pokochać swojego męża, żonę, dzieci, cały świat, wszechświat w taki sposób, że nie ma reakcji bólu ani zazdrości, żadnych egoistycznych uczuć, wtedy jesteś w stanie uwolnić się od przywiązań.

Kryszna mówi: „Spójrz na mnie, Ardźuno! Jeśli na chwilę przestanę pracować, cały wszechświat umrze. Nie mam nic do uzyskania z pracy; jestem jedynym Panem, ale po cóż pracuję? Ponieważ kocham świat”. Bóg jest wolny od przywiązań, ponieważ kocha; ta prawdziwa miłość sprawia, że nie jesteśmy przywiązani. Gdziekolwiek jest przywiązanie, lgnięcie do rzeczy tego świata, musisz wiedzieć, że jest to fizyczne przyciąganie między zestawami cząstek materii – coś, co przez cały czas przyciąga dwa ciała coraz bliżej i bliżej, a jeśli nie mogą się wystarczająco zbliżyć, powoduje ból; ale tam, gdzie jest prawdziwa miłość, w ogóle nie opiera się ona na fizycznym przywiązaniu. Tacy kochankowie mogą być oddaleni od siebie o tysiące mil, ale ich miłość będzie taka sama; nie umiera i nigdy nie wywoła żadnej bolesnej reakcji.

Osiągnięcie tego braku przywiązania jest niemalże pracą całego życia, ale skoro tylko osiągnęliśmy ten punkt, osiągnęliśmy cel miłości i staliśmy się wolni; spada z nas niewola natury i widzimy naturę taką, jaka jest; nie wykuwa już dla nas łańcuchów; jesteśmy całkowicie wolni i nie bierzemy pod uwagę wyników pracy; kogo wtedy obchodzi, jakie mogą być wyniki?

Czy żądacie czegoś od swoich dzieci w zamian za to, co im daliście? Twoim obowiązkiem jest pracować dla nich i na tym sprawa się kończy. Cokolwiek robisz dla konkretnej osoby, miasta czy stanu, przyjmij taką samą postawę, jaką masz wobec swoich dzieci — nie oczekuj niczego w zamian. Jeśli potrafisz niezmiennie przyjąć pozycję dawcy, w której wszystko, co dajesz, jest darmową ofiarą dla świata, bez żadnej myśli o zamianie, to twoja praca nie przyniesie ci żadnego przywiązania. Przywiązanie przychodzi tylko tam, gdzie oczekujemy zwrotu.

Jeśli praca jak niewolnicy skutkuje egoizmem i przywiązaniem, praca jako pan własnego umysłu prowadzi do błogości braku przywiązania. Często mówimy o prawie i sprawiedliwości, ale okazuje się, że na świecie prawo i sprawiedliwość to tylko dziecinna gadka. Są dwie rzeczy, które kierują postępowaniem ludzi: siła i miłosierdzie. Ćwiczenie siły jest niezmiennie ćwiczeniem egoizmu. Wszyscy mężczyźni i kobiety starają się jak najlepiej wykorzystać posiadaną władzę lub przewagę. Miłosierdzie samo w sobie jest niebem; aby być dobrymi, wszyscy musimy być miłosierni. Nawet sprawiedliwość i prawo powinny opierać się na miłosierdziu. Wszelka myśl o uzyskaniu wynagrodzenia za pracę, którą wykonujemy, hamuje nasz duchowy postęp; nie, w końcu przynosi nieszczęście. Jest jeszcze inny sposób, w jaki można urzeczywistnić tę ideę miłosierdzia i bezinteresownej miłości; to znaczy, patrząc na pracę jako na „oddawanie czci” w przypadku, gdy wierzymy w Osobowego Boga. Tutaj oddajemy Bogu wszystkie owoce naszej pracy i czcząc Go w ten sposób, nie mamy prawa oczekiwać niczego od człowieka za pracę, którą wykonujemy. Sam Bóg działa nieustannie i jest zawsze wolny od przywiązania. Tak jak woda nie może zmoczyć liścia lotosu, tak praca nie może zniewolić bezinteresownego człowieka, powodując przywiązanie do rezultatów. Bezinteresowny i wolny od przywiązań człowiek może mieszkać w samym sercu zatłoczonego i grzesznego miasta; nie dotknie go grzech.

Tę ideę całkowitego poświęcenia ilustruje następująca historia: Po bitwie pod Kurukszetrą pięciu braci Pandāwów spełniło wielką ofiarę i przekazało biednym bardzo duże dary. Wszyscy wyrażali zdumienie wielkością i bogactwem ofiary i mówili, że takiej ofiary świat jeszcze nie widział. Ale po ceremonii pojawiła się mała mangusta, której połowa ciała była złota, a druga połowa brązowa; i zaczęła tarzać się po podłodze sali ofiarnej. Powiedziała do otaczających ją ludzi: „Wszyscy jesteście kłamcami; to nie jest ofiara”. "Co!" wykrzyknęli: „Mówisz, że to nie jest ofiara; czy nie wiesz, jak pieniądze i klejnoty rozdawano biednym i każdy stał się bogaty i szczęśliwy? To była najwspanialsza ofiara, jaką kiedykolwiek złożył człowiek”. Ale mangusta powiedziała: „Była sobie kiedyś mała wioska, w której mieszkał biedny Bramin ze swoją żoną, synem i żoną swojego syna. Byli bardzo biedni i żyli z drobnych darów otrzymywanych za wygłaszanie kazań i nauczanie. W tej krainie nastał trzyletni głód i biedny Bramin cierpiał bardziej niż kiedykolwiek. W końcu, gdy rodzina głodowała od wielu dni, ojciec przyniósł pewnego ranka do domu trochę mąki jęczmiennej, którą miał szczęście zdobyć i podzielił ją na cztery części, po jednej dla każdego członka rodziny. Przygotowali ją na posiłek, a gdy już mieli jeść, rozległo się pukanie do drzwi. Ojciec otworzył a w nich stał gość. Otóż w Indiach gość jest osobą świętą; chwilowo jest jak bóg i jako taki musi być traktowany. Więc biedny Bramin powiedział: „Wejdź panie, zapraszamy” i postawił przed gościem swoją porcję jedzenia, którą gość szybko zjadł i powiedział: „Och, panie, zabiłeś mnie, głoduję od dziesięciu dni, a ten mały kawałek tylko zwiększył mój głód”. Wtedy żona powiedziała do męża: „Daj mu moją część”, ale mąż powiedział: „Nie”. Żona jednak nalegała, mówiąc: „Oto biedny człowiek i naszym obowiązkiem jako gospodarzy jest dopilnowanie, aby był nakarmiony, a moim obowiązkiem jako żony jest oddanie mu mojej części, kiedy widzę, że nie masz mu więcej do zaoferowania.” Następnie dała gościowi swoją część, którą zjadł i powiedział, że wciąż płonie z głodu. Więc syn powiedział: „Weź też moją porcję, obowiązkiem syna jest pomagać ojcu w wypełnianiu jego obowiązków”. Gość zjadł to, ale nadal nie był zadowolony, więc żona syna oddała mu też swoją porcję. To wystarczyło i gość odszedł, błogosławiąc ich. Tej nocy te cztery osoby zmarły z głodu. Kilka granulek tej mąki spadło na podłogę, a kiedy przetoczyłam się po nich, połowa mojego ciała stała się złota, jak widzicie. Od tego czasu podróżuję po całym świecie, mając nadzieję, że znajdę kolejną taką ofiarę, ale nigdzie takiej nie znalazłam; nigdzie indziej druga połowa mojego ciała nie została zamieniona w złoto. Dlatego mówię, że to nie jest ofiara.”

Ta idea miłosierdzia wychodzi z Indii; wielkich ludzi jest coraz mniej. Kiedy po raz pierwszy uczyłem się angielskiego, przeczytałem angielską książeczkę z opowiadaniami, w której była opowieść o posłusznym chłopcu, który poszedł do pracy i oddał część swoich pieniędzy swojej starej matce i to było chwalone na trzech lub czterech stronach. Co to było? Żaden hinduski chłopiec nigdy nie zrozumie morału tej historii. Teraz rozumiem, kiedy słyszę o idei Zachodu — każdy dla siebie. A niektórzy mężczyźni biorą wszystko dla siebie, a ojcowie i matki, żony i dzieci idą pod mur. To nigdy i nigdzie nie powinno być ideałem głowy rodziny.

Teraz widzisz, co oznacza karma-joga; nawet w chwili śmierci, aby pomóc komukolwiek, bez zadawania pytań. Daj się oszukać miliony razy i nigdy nie zadawaj pytań i nigdy nie myśl o tym, co robisz. Nigdy nie przechwalajcie się swoimi darami dla ubogich ani nie oczekujcie od nich wdzięczności, ale raczej bądźcie im wdzięczni za to, że dają wam okazję do okazywania im miłości. Jest więc jasne, że bycie idealną głową rodziny jest o wiele trudniejszym zadaniem niż bycie idealnym Sannjāsinem; prawdziwe życie w pracy jest rzeczywiście równie ciężkie, jeśli nie trudniejsze niż równie prawdziwe życie w wyrzeczeniu.


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#8 2023-04-22 23:50:11

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział IV – Czym jest obowiązek


W studiowaniu Karma-Jogi konieczne jest wiedzieć, czym jest obowiązek. Jeśli mam coś zrobić, muszę najpierw wiedzieć, że jest to mój obowiązek, a potem mogę to zrobić. Idea obowiązku znów różni się w różnych narodach. Mahometanin mówi, że to, co jest napisane w jego księdze, Koranie, jest jego obowiązkiem; Hindus mówi, że to, co jest w Wedach, jest jego obowiązkiem; a Chrześcijanin mówi, że to, co jest w Biblii, jest jego obowiązkiem. Stwierdzamy, że istnieją różne idee obowiązku, różniące się w zależności od różnych stanów życiowych, różnych okresów historycznych i różnych narodów. Termin „obowiązek”, jak każdy inny uniwersalny termin abstrakcyjny, jest niemożliwy do jednoznacznego zdefiniowania; możemy tylko mieć o nim pojęcie znając jego praktyczne działania i wyniki. Kiedy pewne rzeczy dzieją się przed nami, wszyscy mamy naturalny lub wyuczony impuls do działania w określony sposób wobec nich; kiedy pojawia się ten impuls, umysł zaczyna myśleć o sytuacji. Czasami myśli, że dobrze jest działać w określony sposób w danych warunkach; innym razem uważa, że niewłaściwe jest postępowanie w ten sam sposób, nawet w tych samych okolicznościach. Zwykła idea obowiązku wszędzie polega na tym, że każdy dobry człowiek postępuje zgodnie z nakazami swojego sumienia. Ale co sprawia, że akt jest obowiązkiem? Jeśli chrześcijanin znajdzie przed sobą kawałek wołowiny i nie zje go, by ratować swoje życie, albo nie da go, by uratować życie innego człowieka, to na pewno poczuje, że nie spełnił swego obowiązku. Ale jeśli Hindus odważy się zjeść ten kawałek wołowiny lub dać go innemu Hindusowi, z pewnością poczuje, że również nie wypełnił swojego obowiązku; szkolenie i wykształcenie Hindusa sprawiają, że tak się czuje. W ubiegłym stuleciu w Indiach istniały znane bandy rabusiów zwane zbirami; uważali, że ich obowiązkiem jest zabić każdego człowieka i odebrać mu pieniądze; im większą liczbę ludzi zabili, tym lepsi myśleli, że są. Zwykle, gdy człowiek wychodzi na ulicę i strzela do innego człowieka, jest skłonny żałować tego, myśląc, że postąpił źle. Ale jeśli ten sam człowiek, jako żołnierz w swoim pułku, zabije nie jednego, ale dwudziestu, z pewnością będzie zadowolony i pomyśli, że wykonał swój obowiązek znakomicie. Widzimy więc, że to nie czyn określa obowiązek. Podanie obiektywnej definicji obowiązku jest więc całkowicie niemożliwe. Istnieje jednak obowiązek od strony subiektywnej. Każde działanie, które prowadzi nas ku Bogu, jest dobrym działaniem i jest naszym obowiązkiem; każde działanie, które prowadzi nas w dół, jest złe i nie jest naszym obowiązkiem. Z subiektywnego punktu widzenia możemy zauważyć, że pewne czyny mają tendencję do wywyższania nas i uszlachetniania, podczas gdy inne mają tendencję do poniżania i brutalizowania nas. Ale nie można z całą pewnością stwierdzić, które czyny mają jaki rodzaj tendencji w stosunku do wszystkich osób, wszelkiego rodzaju i warunków. Istnieje jednak tylko jedna idea obowiązku, która została powszechnie przyjęta przez całą ludzkość, ze wszystkich epok, sekt i krajów, i która została podsumowana w sanskryckim aforyzmie w następujący sposób: „Nie krzywdź żadnej istoty; niekrzywdzenie jakiejkolwiek istoty jest cnotą, krzywdzenie jakiejkolwiek istoty jest grzechem”.

Bhagawad-Gītā często nawiązuje do obowiązków zależnych od urodzenia i pozycji życiowej. Urodzenie oraz pozycja życiowa i społeczna w dużym stopniu determinują mentalny i moralny stosunek jednostek do różnych czynności życiowych. Dlatego naszym obowiązkiem jest wykonywanie tej pracy, która nas wywyższy i uszlachetni zgodnie z ideałami i działaniami społeczeństwa, w którym się urodziliśmy. Trzeba jednak szczególnie pamiętać, że nie we wszystkich społeczeństwach i krajach panują te same ideały i działania; nasza nieznajomość tego jest główną przyczyną dużej części nienawiści jednego narodu do drugiego. Amerykanin myśli, że wszystko, co Amerykanin robi zgodnie ze zwyczajem swojego kraju, jest najlepszą rzeczą, a kto nie przestrzega jego zwyczaju, musi być bardzo niegodziwym człowiekiem. Hindus myśli, że jego zwyczaje są jedynymi słusznymi i najlepszymi na świecie, a kto ich nie przestrzega, musi być najbardziej niegodziwym żyjącym człowiekiem. Jest to dość naturalny błąd, który każdy z nas może popełnić. Ale jest to bardzo szkodliwe; jest przyczyną połowy braku miłosierdzia na świecie. Kiedy przyjechałem do tego kraju i przechodziłem przez targi w Chicago, mężczyzna z tyłu pociągnął mnie za turban. Obejrzałem się i zobaczyłem, że był to mężczyzna wyglądający na dżentelmena, schludnie ubrany. Zacząłem do niego mówić; a kiedy odkrył, że znam angielski, bardzo się zmieszał. Innym razem na tych samych targach pchnął mnie inny mężczyzna. Kiedy zapytałem go o powód, również się zawstydził i wyjąkał przeprosiny, mówiąc: „Dlaczego się tak ubierasz?”. Sympatie tych ludzi ograniczały się do ich własnego języka i własnego stylu ubierania się. Większość ucisku potężnych narodów wobec słabszych wynika z tego uprzedzenia. To wysusza ich sympatię do bliźnich. Ten sam człowiek, który pytał mnie, dlaczego nie ubieram się tak jak on i chciał mnie źle traktować z powodu mojego ubioru, mógł być bardzo dobrym człowiekiem, dobrym ojcem i dobrym obywatelem; ale uprzejmość jego natury zgasła, gdy tylko zobaczył mężczyznę w innym stroju. Obcy są wykorzystywani we wszystkich krajach, ponieważ nie wiedzą, jak się bronić; w ten sposób zabierają do domu fałszywe wrażenia o ludach, które widzieli. Marynarze, żołnierze i kupcy zachowują się w obcych krajach w bardzo dziwny sposób, chociaż nigdy nie przyszłoby im do głowy zachowywać się tak we własnym kraju; być może dlatego Chińczycy nazywają Europejczyków i Amerykanów „obcymi diabłami”. Nie mogliby tego zrobić, gdyby poznali dobre, życzliwe strony zachodniego życia.

Dlatego jedną rzeczą, o której powinniśmy pamiętać jest to, że zawsze powinniśmy starać się postrzegać obowiązki innych ich własnymi oczami i nigdy nie oceniać zwyczajów innych narodów według własnych standardów. Nie jestem standardem wszechświata. Ja muszę dostosować się do świata, a nie świat do mnie. Widzimy więc, że środowiska zmieniają charakter naszych obowiązków, a wypełnianie obowiązku, który należy do nas w danym momencie, jest najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić na tym świecie. Czyńmy ten obowiązek, który spoczywa na nas z urodzenia; a kiedy już to zrobimy, wykonujmy obowiązek, który jest naszym obowiązkiem wynikającym z naszej pozycji w życiu i w społeczeństwie. Istnieje jednak jedno wielkie niebezpieczeństwo w naturze ludzkiej, a mianowicie, że człowiek nigdy nie bada samego siebie. Uważa, że nadaje się na tron równie dobrze jak król. Nawet jeśli tak jest, musi najpierw pokazać, że wypełnił obowiązek związany z jego własnym stanowiskiem; wtedy spadną na niego wyższe obowiązki. Kiedy zaczynamy rzetelnie pracować w świecie, natura zadaje nam ciosy na prawo i lewo i wkrótce pozwala nam poznać nasze położenie. Żaden człowiek nie może długo zadowalająco zajmować stanowiska, do którego się nie nadaje. Nie ma sensu narzekać na naturalne dostosowanie. Ten, kto wykonuje niższą pracę, nie jest więc człowiekiem niższym. Żaden człowiek nie powinien być osądzany na podstawie samej natury jego obowiązków, ale wszyscy powinni być osądzani na podstawie sposobu i ducha, w jakim je wykonują.

Później przekonamy się, że nawet ta koncepcja obowiązku podlega zmianom i że największa praca jest wykonywana tylko wtedy, gdy nie ma do niej egoistycznych pobudek. Jednak to praca w poczuciu obowiązku prowadzi nas do pracy bez pojęcia obowiązku; kiedy praca stanie się uwielbieniem – ba, czymś wyższym – wówczas praca będzie wykonywana dla niej samej. Przekonamy się, że filozofia obowiązku, czy to w formie etyki, czy miłości, jest taka sama jak w każdej innej Jodze — celem jest osłabienie niższego Ja, tak aby prawdziwe Wyższe Ja mogło zabłysnąć — zmniejszenie trwonienia energii na niższym poziomie egzystencji, aby dusza mogła objawić się na wyższych. Osiąga się to poprzez ciągłe zaprzeczanie niskim pragnieniom, czego rygorystycznie wymaga obowiązek. Cała organizacja społeczeństwa rozwinęła się więc świadomie lub nieświadomie w sferach działania i doświadczenia, gdzie ograniczając egoizm, otwieramy drogę do nieograniczonej ekspansji prawdziwej natury człowieka.

Obowiązek rzadko jest słodki. Tylko wtedy, gdy miłość smaruje koła, działa płynnie; inaczej jest on ciągłym tarciem. Jak inaczej rodzice mogliby wypełniać swoje obowiązki wobec dzieci, mężowie wobec żon i odwrotnie? Czy na co dzień nie spotykamy się z tarciami w naszym życiu? Obowiązek jest słodki tylko dzięki miłości, a miłość jaśnieje tylko w wolności. Czy jednak wolnością jest bycie niewolnikiem zmysłów, gniewu, zazdrości i setek innych błahych rzeczy, które muszą się zdarzyć każdego dnia w życiu człowieka? We wszystkich tych drobnych szorstkościach, z którymi spotykamy się w życiu, najwyższym wyrazem wolności jest ich znoszenie. Kobiety, niewolnice swoich drażliwych, zazdrosnych usposobień, są skłonne obwiniać swoich mężów i domagać się własnej „wolności”, jak im się wydaje, nie wiedząc, że w ten sposób dowodzą tylko, że są niewolnicami. Tak samo jest z mężami, którzy wiecznie obwiniają swoje żony.

Czystość jest pierwszą cnotą mężczyzny lub kobiety, a mężczyzna, który choć mógł zbłądzić, nie może być sprowadzony na właściwą drogę przez łagodną, kochającą i czystą żonę, jest rzeczywiście bardzo rzadki. Świat nie jest jeszcze taki zły. Na całym świecie słyszymy wiele o brutalnych mężach i nieczystości mężczyzn, ale czyż nie jest prawdą, że jest tyle samo brutalnych i nieczystych kobiet, co mężczyzn? Gdyby wszystkie kobiety były tak dobre i czyste, jak można sądzić po ich własnych nieustannych twierdzeniach, jestem w pełni przekonany, że na świecie nie byłoby ani jednego nieczystego mężczyzny. Jakiej brutalności nie może pokonać czystość i cnota? Dobra, czysta żona, która każdego innego mężczyznę z wyjątkiem własnego męża uważa za swoje dziecko i ma postawę matki wobec wszystkich mężczyzn, wzrośnie tak bardzo w mocy swojej czystości, że nie może być ani jednego mężczyzny, jakkolwiek brutalnego, który w jej obecności nie odetchnie atmosferą świętości. Podobnie każdy mąż musi patrzeć na wszystkie kobiety, z wyjątkiem własnej żony, jak na własną matkę, córkę lub siostrę. Ten mężczyzna, który chce być nauczycielem religii, musi uważać każdą kobietę za swoją matkę i zawsze tak się przy niej zachowywać.

Pozycja matki jest najwyższa na świecie, ponieważ jest to jedyne miejsce, w którym można uczyć się i praktykować największą bezinteresowność. Miłość Boga jest jedyną miłością, która przewyższa miłość matki; wszystkie inne są niższe. Obowiązkiem matki jest myśleć najpierw o swoich dzieciach, a potem o sobie. Ale jeśli zamiast tego rodzice zawsze najpierw myślą o sobie, w rezultacie stosunek między rodzicami a dziećmi staje się taki sam, jak między ptakami a ich potomstwem, które, gdy tylko dorosną, nie rozpoznają żadnych rodziców. Błogosławiony zaprawdę jest mężczyzna, który potrafi patrzeć na kobietę jako na reprezentantkę macierzyństwa Boga. Błogosławiona jest zaprawdę kobieta, dla której mężczyzna reprezentuje ojcostwo Boga. Błogosławione dzieci, które patrzą na swoich rodziców jako na Boskość objawioną na ziemi.

Jedyny sposób na wzniesienie się jest poprzez wypełnianie obok nas, a przez to gromadzenie sił idziemy dalej, aż osiągniemy najwyższy stan. Młody Sannjāsin udał się do lasu; tam medytował, oddawał cześć i praktykował Jogę przez długi czas. Po latach ciężkiej pracy i ćwiczeń, pewnego dnia siedział pod drzewem, kiedy suche liście spadły mu na głowę. Spojrzał w górę i zobaczył kruka i żurawia walczących na czubku drzewa, co bardzo go rozzłościło. Powiedział: „Co! Śmiecie rzucać te suche liście na moją głowę!” Gdy z tymi słowami spojrzał na nich ze złością, z jego głowy wystrzelił ogień — taka była moc jogina — i spalił ptaki na popiół. Był bardzo zadowolony, prawie uszczęśliwiony tym rozwojem mocy — jednym spojrzeniem mógł spalić wronę i żurawia. Po pewnym czasie musiał udać się do miasta, aby wyżebrać chleb. Poszedł, stanął przy drzwiach i powiedział: „Matko, daj mi jeść”. Z wnętrza domu dobiegł głos: „Poczekaj trochę, mój synu”. Młodzieniec pomyślał: „Nieszczęsna kobieto, jak śmiesz kazać mi czekać! Jeszcze nie znasz mojej mocy”. Kiedy tak myślał, głos odezwał się ponownie: „Chłopcze, nie myśl o sobie za dużo. Tu nie ma ani wrony, ani żurawia”. Był zdumiony; wciąż musiał czekać. W końcu przyszła kobieta, a on upadł jej do stóp i powiedział: „Matko, skąd to wiedziałaś?” Powiedziała: „Mój chłopcze, nie znam twojej Jogi ani twoich praktyk. Jestem zwyczajną, pospolitą kobietą. Kazałam ci czekać, ponieważ mój mąż jest chory i karmiłam go. Kiedy byłam niezamężna, spełniałam swoje obowiązki wobec rodziców, teraz, kiedy jestem mężatką, wykonuję swoje obowiązki wobec męża; to jest cała Joga, którą praktykuję. Ale wykonując swój obowiązek, zostałam oświecona; dzięki temu mogłam czytać twoje myśli i dowiedzieć się co zrobiłeś w lesie. Jeśli chcesz wiedzieć czegoś wyższego niż to, idź na targ w takim a takim mieście, gdzie znajdziesz Wjādhę (najniższa klasa ludzi w Indiach, którzy żyli jako myśliwi i rzeźnicy), który powie ci coś, czego bardzo chętnie się dowiesz”. Sannjāsin pomyślał: „Dlaczego miałbym jechać do tego miasta i do Wjādhy?” Ale po tym, co zobaczył, jego umysł trochę się otworzył, więc poszedł. Kiedy zbliżył się do miasta, znalazł rynek i zobaczył w oddali wielkiego, tłustego Wjādhę krojącego mięso wielkimi nożami, rozmawiającego i targującego się z różnymi ludźmi. Młody człowiek powiedział: „Boże, pomóż mi! Czy to jest człowiek, od którego mam się uczyć? Jeśli czymś w ogóle to jest raczej wcieleniem demona”. W międzyczasie ten mężczyzna podniósł wzrok i powiedział: „O Swami, czy ta pani cię tu przysłała? Usiądź, dopóki nie załatwię swoich spraw”. Sannjāsin pomyślał: „Co mnie tu czeka?” Zajął swoje miejsce; mężczyzna kontynuował swoją pracę, a kiedy skończył, wziął pieniądze i powiedział do Sannjāsina: „Chodź panie, chodź do mojego domu”. Po dotarciu do domu Wjādha wskazał mu miejsce mówiąc: „Poczekaj tutaj” i wszedł do domu. Następnie umył swojego starego ojca i matkę, nakarmił ich i zrobił wszystko, co mógł, aby ich zadowolić, po czym przyszedł do Sannjāsina i powiedział: „Panie, przyszedłeś tutaj, aby się ze mną zobaczyć; co mogę dla ciebie zrobić?" Sannjāsin zadał mu kilka pytań na temat duszy i Boga, a Wjādha dał mu wykład, który stanowi część Mahābhārāty, zwanej Wjādha-Gītā. Zawiera jeden z najwyższych poziomów Wedanty. Kiedy Wjādha skończył nauczać, Sannjāsin był zdumiony. Powiedział: „Dlaczego jesteś w tym ciele? Z taką wiedzą jak twoja, dlaczego jesteś w ciele Wjādhy i wykonujesz tak brudną, szkaradną pracę?” „Mój synu”, odpowiedział Wjādha, „żaden obowiązek nie jest szkaradny, żaden obowiązek nie jest nieczysty. Moje urodzenie umieściło mnie w takich okolicznościach i środowiskach. Jako chłopiec nauczyłem się rzemiosła; jestem wolny od przywiązań i staram się dobrze wykonywać swoje obowiązki. Próbuję wypełniać swój obowiązek jako głowa domu i staram się robić wszystko, co w mojej mocy, aby uszczęśliwić mojego ojca i matkę. Ani nie znam waszej Jogi, ani nie zostałem Sannjāsinem, ani też nie odszedłem od świata do lasu; niemniej jednak wszystko, co słyszałeś i widziałeś, przyszło do mnie dzięki wykonywaniu bez przywiązania obowiązku, który należy do mojej pozycji”.

W Indiach żyje mędrzec, wielki Jogin, jeden z najwspanialszych ludzi, jakich w życiu widziałem. To osobliwy człowiek, nikogo nie nauczy; jeśli zadasz mu pytanie, nie odpowie. To dla niego zbyt wiele, aby zająć stanowisko nauczyciela, nie zrobi tego. Jeśli zadasz pytanie i poczekasz kilka dni, w trakcie rozmowy poruszy ten temat i rzuci na to cudowne światło. Zdradził mi kiedyś tajemnicę pracy: „Niech cel i środki połączą się w jedno”. Kiedy wykonujesz jakąkolwiek pracę, nie myśl o niczym poza nią. Czyń ją jako uwielbienie, jako najwyższe uwielbienie i tymczasowo poświęć jej całe swoje życie. Tak więc w tej historii Wjādha i kobieta wypełniali swój obowiązek z radością i całym sercem; w rezultacie zostali oświeceni, wyraźnie pokazując, że właściwe wykonywanie obowiązków na każdym stanowisku w życiu bez przywiązania do rezultatów prowadzi nas do najwyższego urzeczywistnienia doskonałości duszy.

To robotnik, który jest przywiązany do wyników, narzeka na naturę obowiązku, który spadł na jego los; dla nieprzywiązanego pracownika wszystkie obowiązki są jednakowo dobre i stanowią skuteczne narzędzia, za pomocą których można zabić egoizm i zmysłowość oraz zapewnić wolność duszy. Wszyscy mamy skłonność do zbyt wysokiego mniemania o sobie. Nasze obowiązki są określone przez nasze zasługi w znacznie większym stopniu, niż jesteśmy skłonni przyznać. Rywalizacja budzi zazdrość i zabija dobroć serca. Dla narzekającego wszelkie obowiązki są niesmaczne; nic go nigdy nie zadowoli, a całe jego życie jest skazane na porażkę. Pracujmy dalej, robiąc na bieżąco wszystko, co jest naszym obowiązkiem, i bądźmy zawsze gotowi, by wykonywać to z całą energią i determinacją. Wtedy z pewnością ujrzymy Światłość!


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#9 2023-04-23 15:52:17

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział V – Pomagamy sobie, nie światu


Zanim rozważymy dalej w jaki sposób oddanie się obowiązkom pomaga nam w naszym duchowym rozwoju, pozwólcie, że przedstawię wam w skrócie inny aspekt tego, co my w Indiach rozumiemy przez karmę. W każdej religii są trzy części: filozofia, mitologia i rytuał. Filozofia jest oczywiście istotą każdej religii; mitologia wyjaśnia i ilustruje to za pomocą mniej lub bardziej legendarnych żywotów wielkich ludzi, opowieści i baśni o cudownych rzeczach i tak dalej; rytuał nadaje tej filozofii jeszcze bardziej konkretną formę, tak że każdy może ją pojąć — rytuał jest w rzeczywistości filozofią skonkretyzowaną. Ten rytuał to karma; jest to konieczne w każdej religii, ponieważ większość z nas nie może zrozumieć abstrakcyjnych rzeczy duchowych, dopóki nie rozwinie się duchowo. Ludziom łatwo jest myśleć, że mogą wszystko zrozumieć; ale jeśli chodzi o praktyczne doświadczenie, odkrywają, że abstrakcyjne idee są często bardzo trudne do zrozumienia. Dlatego symbole są bardzo pomocne i nie możemy zrezygnować z symbolicznej metody stawiania rzeczy przed sobą. Od niepamiętnych czasów symbole były używane przez wszystkie rodzaje religii. W pewnym sensie nie możemy myśleć inaczej niż za pomocą symboli; same słowa są symbolami myśli. W innym sensie wszystko we wszechświecie można postrzegać jako symbol. Cały wszechświat jest symbolem, a Bóg jest jego esencją. Ten rodzaj symboliki nie jest po prostu dziełem człowieka; to nie jest tak, że pewni ludzie należący do jakiejś religii siadają razem i wymyślają pewne symbole i powołują je do istnienia z własnych umysłów. Symbole religii mają naturalny wzrost. W przeciwnym razie, dlaczego jest tak, że pewne symbole są kojarzone z pewnymi ideami w umyśle prawie każdego? Pewne symbole są powszechnie stosowane. Wielu z was może myśleć, że krzyż powstał najpierw jako symbol związany z religią chrześcijańską, ale w rzeczywistości istniał przed chrześcijaństwem, zanim narodził się Mojżesz, zanim obwieszczono Wedy, zanim pojawiły się jakiekolwiek ludzki zapis rzeczy ludzkich. Można stwierdzić, że krzyż istniał wśród Azteków i Fenicjan; wydaje się, że każda rasa miała krzyż. Ponownie, symbol ukrzyżowanego Zbawiciela, człowieka ukrzyżowanego na krzyżu, wydaje się być znany prawie każdemu narodowi. Krąg był wielkim symbolem na całym świecie. Następnie jest najbardziej uniwersalny ze wszystkich symboli, Swastyka. Kiedyś sądzono, że to Buddyści roznieśli go ze sobą po całym świecie, ale okazało się, że na wieki przed Buddyzmem był używany wśród narodów. Można go było znaleźć w Starym Babilonie i w Egipcie. Co to pokazuje? Wszystkie te symbole nie mogły być czysto konwencjonalne. Musi być dla nich jakiś powód; jakiś naturalny związek między nimi a ludzkim umysłem. Język nie jest wynikiem konwencji; nie jest tak, że ludzie kiedykolwiek zgadzali się przedstawiać pewne idee za pomocą pewnych słów; nigdy nie było idei bez odpowiadającego jej słowa ani słowa bez odpowiadającej jej idei; idee i słowa są z natury nierozłączne. Symbolami reprezentującymi idee mogą być symbole dźwiękowe lub kolorowe. Głuchoniemi ludzie muszą myśleć innymi symbolami niż dźwiękowe. Każda myśl w umyśle ma formę jako odpowiednik. W filozofii sanskryckiej nazywa się to Nāma-Rūpa — nazwa i forma. Stworzenie na mocy konwencji systemu symboli jest równie niemożliwe, jak stworzenie języka. W światowych symbolach rytualnych mamy wyraz myśli religijnej ludzkości. Łatwo jest powiedzieć, że rytuały, świątynie i wszystkie tego typu akcesoria nie są potrzebne; każde dziecko tak mówi w dzisiejszych czasach. Ale wszyscy muszą łatwo dostrzec, że ci, którzy modlą się w świątyni, pod wieloma względami różnią się od tych, którzy nie będą tam oddawać czci. Dlatego powiązanie poszczególnych świątyń, rytuałów i innych konkretnych form z określonymi religiami ma tendencję do przywoływania w umysłach wyznawców tych religii myśli, dla których te konkretne rzeczy reprezentują symbole; i nie jest mądrze całkowicie ignorować rytuały i symbolikę. Studiowanie i praktykowanie tych rzeczy w naturalny sposób stanowi część Karma-Jogi.

Istnieje wiele innych aspektów tej nauki o pracy. Jednym z nich jest poznanie relacji między myślą a słowem oraz tego, co można osiągnąć mocą słowa. W każdej religii uznaje się moc słowa do tego stopnia, że w niektórych z nich mówi się, że samo stworzenie wyszło ze słowa. Zewnętrznym aspektem Bożej myśli jest Słowo, a ponieważ Bóg myślał i chciał zanim stworzył, stworzenie wyszło ze Słowa. W tym stresie i pośpiechu naszego materialistycznego życia nasze nerwy tracą wrażliwość i twardnieją. Im jesteśmy starsi, tym dłużej przebywamy w świecie, tym bardziej stajemy się bezduszni; i jesteśmy skłonni do zaniedbywania rzeczy, które zdarzają się uporczywie i wyraźnie wokół nas. Jednak czasem ukazuje się ludzka natura i jesteśmy skłonni dociekać i dziwić się niektórym z tych powszechnych zjawisk; zastanawianie się jest więc pierwszym krokiem w zdobywaniu światła. Poza wyższą wartością filozoficzną i religijną Słowa, możemy zauważyć, że symbole dźwiękowe odgrywają znaczącą rolę w dramacie ludzkiego życia. Mówię do was. Nie dotykam was; pulsacje powietrza spowodowane moimi słowami docierają do waszych uszu, dotykają waszych nerwów i wywołują efekty w waszych umysłach. Nie możecie się temu oprzeć. Co może być wspanialszego niż to? Jeden człowiek nazywa drugiego głupcem, a drugi wstaje, zaciska pięść i uderza go w nos. Spójrz na moc słowa! Tam jest kobieta płacząca i nieszczęśliwa; przychodzi inna kobieta i mówi do niej kilka czułych słów, zgięta sylwetka płaczącej kobiety od razu się prostuje, jej smutek znika, a ona już zaczyna się uśmiechać. Pomyśl o sile słów! Stanowią wielką siłę zarówno w filozofii wyższej, jak i w życiu codziennym. Dniem i nocą manipulujemy tą siłą bez zastanowienia i bez dochodzenia. Znajomość natury tej siły i właściwe jej używanie jest również częścią Karma-Jogi.

Nasz obowiązek wobec innych oznacza pomaganie innym; czynienia dobra światu. Dlaczego mamy czynić dobro dla świata? Niby po to, żeby pomóc światu, ale tak naprawdę po to, żeby pomóc sobie. Zawsze powinniśmy starać się pomagać światu, to powinno być w nas najwyższym motywem; ale jeśli się dobrze zastanowimy, stwierdzimy, że świat w ogóle nie potrzebuje naszej pomocy. Ten świat nie został stworzony po to, abyśmy ty lub ja przybyli i pomogli mu. Czytałem kiedyś kazanie, w którym powiedziano: „Cały ten piękny świat jest bardzo dobry, ponieważ daje nam czas i możliwość pomagania innym”. Pozornie to bardzo piękne uczucie, ale czy bluźnierstwem nie jest stwierdzenie, że świat potrzebuje naszej pomocy? Nie możemy zaprzeczyć, że jest w nim wiele nędzy; wyjście i pomaganie innym jest zatem najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, chociaż na dłuższą metę okaże się, że pomaganie innym jest tylko pomaganiem sobie. Jako chłopiec miałem kilka białych myszy. Trzymano je w małym pudełku, w którym znajdowały się małe kółka, a kiedy myszy próbowały przejść przez koła, koła obracały się i obracały, a myszy nigdzie nie mogły się dostać. Tak jest ze światem i naszą pomocą. Jedyną pomocą jest ćwiczenie moralne. Ten świat nie jest ani dobry, ani zły; każdy człowiek tworzy świat dla siebie. Jeśli ślepiec zaczyna myśleć o świecie, jest on albo miękki, albo twardy, albo zimny, albo gorący. Jesteśmy masą szczęścia lub nieszczęścia; widzieliśmy to setki razy w życiu. Z reguły młodzi są optymistami, a starzy pesymistami. Młodzi mają przed sobą życie; starzy narzekają, że ich dzień już minął; setki pragnień, których nie mogą spełnić walczą w ich sercach. Mimo wszystko oboje są głupi. Życie jest dobre lub złe w zależności od stanu umysłu, w którym na nie patrzymy, samo w sobie nie jest ani takie ani takie. Ogień sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły. Kiedy nas ogrzewa, mówimy: „Jak piękny jest ogień!” Kiedy pali nasze palce, obwiniamy go. Jednak sam w sobie nie jest ani dobry, ani zły. W zależności od tego, jak go używamy, wywołuje w nas poczucie dobra lub zła; taki też jest ten świat. Jest on doskonały. Przez doskonałość rozumie się, że jest idealnie dopasowany do swoich celów. Wszyscy możemy być całkowicie pewni, że bez nas będzie działał pięknie i nie musimy zaprzątać sobie głowy, chcąc mu pomóc.

Jednak musimy czynić dobro; pragnienie czynienia dobra jest najwyższą siłą napędową, jaką mamy, jeśli cały czas wiemy, że pomaganie innym jest przywilejem. Nie stój na wysokim piedestale i nie bierz do ręki pięciu centów i nie mów: „Masz mój biedaku”, ale bądź wdzięczny, że biedak tam jest, abyś składając mu dar, mógł sam sobie pomóc. To nie odbiorca jest błogosławiony, ale dawca. Bądźcie wdzięczni za to, że możecie korzystać ze swojej mocy życzliwości i miłosierdzia na świecie, a tym samym stać się czystymi i doskonałymi. Wszystkie dobre uczynki czynią nas czystymi i doskonałymi. Co możemy najlepiej zrobić? Zbuduj szpital, utwórz drogi lub wznieś charytatywne azyle. Możemy zorganizować akcję charytatywną i zebrać dwa lub trzy miliony dolarów, za pierwszy milion wybudować szpital, za drugi wydawać bale i pić szampana, a z pozostałego trzeciego pozwolić oficerom ukraść połowę, a resztę zostawić by w końcu dotarła do biednych; ale na co to wszystko? Jeden potężny wiatr w ciągu pięciu minut może zburzyć wszystkie twoje budynki. Co wtedy zrobimy? Jedna erupcja wulkanu może zmieść z powierzchni ziemi wszystkie nasze drogi, szpitale, miasta i budynki. Porzućmy te wszystkie głupie gadki o czynieniu dobra światu. Nie czeka na twoją ani moją pomoc; jednak musimy pracować i stale czynić dobro, ponieważ jest to błogosławieństwo dla nas samych. Tylko w ten sposób możemy stać się doskonali. Żaden żebrak, któremu pomogliśmy, nie był nam winien ani centa; wszystko zawdzięczamy jemu, ponieważ pozwolił nam okazywać wobec siebie naszą miłość. Całkowicie błędne jest myślenie, że zrobiliśmy lub możemy zrobić coś dobrego dla świata, lub myślenie, że pomogliśmy takim a takim ludziom. To głupia myśl, a wszystkie głupie myśli przynoszą nieszczęście. Myślimy, że pomogliśmy komuś i oczekujemy, że nam podziękuje, a ponieważ tego nie robią, przychodzi do nas nieszczęście. Dlaczego mamy oczekiwać czegoś w zamian za to, co robimy? Bądź wdzięczny człowiekowi, któremu pomagasz, myśl o nim jak o Bogu. Czyż nie jest wielkim przywilejem móc oddawać cześć Bogu, pomagając bliźnim? Gdybyśmy naprawdę nie byli przywiązani, uniknęlibyśmy całego tego bólu próżnych oczekiwań i moglibyśmy radośnie wykonywać dobrą pracę na świecie. Nigdy nie pojawi się nieszczęście lub nędza z powodu pracy wykonywanej bez przywiązania. Świat będzie trwał wiecznie ze swoim szczęściem i nieszczęściem.

Był sobie biedny człowiek, który chciał trochę pieniędzy; i jakimś cudem usłyszał, że gdyby udało mu się schwytać ducha, mógłby mu rozkazać przynieść pieniądze lub cokolwiek innego; więc bardzo mu zależało na złapaniu ducha. Zaczął szukać człowieka, który dałby mu ducha i w końcu znalazł mędrca o wielkich mocach i błagał go o pomoc. Mędrzec zapytał go, co zrobiłby z duchem. Chcę, żeby duch dla mnie pracował; naucz mnie, jak go zdobyć, panie; bardzo tego pragnę” – odpowiedział mężczyzna. Ale mędrzec powiedział: „Nie przejmuj się, idź do domu”. Następnego dnia mężczyzna ponownie poszedł do mędrca i zaczął płakać i modlić się: „Daj mi ducha; Muszę mieć ducha, panie, aby mi pomógł.” W końcu mędrzec był zdegustowany i powiedział: „Weź ten amulet, powtórz to magiczne słowo, a duch przyjdzie i cokolwiek mu powiesz, zrobi. Ale strzeż się; są one okropnymi istotami i muszą być stale zajęte. Jeśli nie dasz mu pracy, odbierze ci życie”. Mężczyzna odpowiedział: „To proste; Mogę dać mu pracę na całe życie.” Potem udał się do lasu i po długim powtarzaniu magicznego słowa pojawił się przed nim ogromny duch i powiedział: „Jestem duchem. Zostałem pokonany przez twoją magię; ale musisz mnie stale zatrudniać. W chwili, gdy nie dasz mi pracy, zabiję cię.” Mężczyzna powiedział: „Zbuduj mi pałac”, a duch powiedział: „Gotowe; pałac jest zbudowany. „Przynieś mi pieniądze” - powiedział mężczyzna. „Oto twoje pieniądze” - powiedział duch. „Wytnij ten las i zbuduj na jego miejscu miasto”. „Zrobione”, powiedział duch, „coś więcej?" Teraz mężczyzna zaczął się bać myśląc, że nie może mu już dać mu nic więcej do roboty. Zrobił wszystko w mgnieniu oka. Duch powiedział: „Daj mi coś do roboty, bo cię zjem". Biedak nie mógł znaleźć dla niego innego zajęcia i był przerażony. Więc biegł i biegł, aż w końcu dotarł do mędrca i powiedział: „Och, panie, chroń moje życie!” Mędrzec zapytał go, o co chodzi, i mężczyzna odpowiedział: „Nie mam żadnej pracy dla ducha. Wszystko, co mu każę zrobić, robi w jednej chwili, a on grozi, że mnie zje, jeśli nie znajdę mu pracy”. Mężczyzna zaczął się trząść i błagał mędrca, aby ocalił mu życie. Mędrzec powiedział: „Znajdę dla ciebie wyjście. Spójrz na tego psa z kręconym ogonem. Szybko wyciągnij miecz, odetnij jego ogon i daj go duchowi aby go wyprostował." Mężczyzna odciął psu ogon i dał go duchowi, mówiąc: "Wyprostuj to dla mnie." Duch wziął go i powoli i ostrożnie wyprostował ogon, ale gdy tylko go puścił, ogon natychmiast ponownie się zwinął. Jeszcze raz mozolnie go wyprostował, ale okazało się, że znów jest zwinięty, gdy tylko spróbował go puścić. Znowu go cierpliwie wyprostował, ale gdy tylko go puścił, ogon zwinął się ponownie. Tak więc szedł przez wiele dni, aż wyczerpał się i powiedział: „Nigdy wcześniej nie miałem takich kłopotów w swoim życiu. Jestem starym weteranem wśród duchów, ale nigdy wcześniej nie miałem takich kłopotów.” „Pójdę z tobą na kompromis” - powiedział do mężczyzny - „puść mnie, a ja pozwolę ci zatrzymać wszystko, co ci dałem i obiecuje, że nie zrobi ci krzywdy.” Mężczyzna był bardzo zadowolony i chętnie przyjął ofertę.

Ten świat jest jak pokręcony ogon psa, a ludzie od setek lat starają się go wyprostować; ale kiedy go puścili, znowu się zwinął. Jak mogłoby być inaczej? Trzeba najpierw wiedzieć jak pracować bez przywiązania, wtedy nie będzie się fanatykiem. Kiedy wiemy, że ten świat jest jak zakręcony ogon psa i nigdy się nie wyprostuje, nie staniemy się fanatykami. Gdyby na świecie nie było fanatyzmu, postęp byłby znacznie większy niż obecnie. Błędem jest sądzić, że fanatyzm może przyczynić się do postępu ludzkości. Wręcz przeciwnie, jest to element opóźniający, wywołujący nienawiść i gniew oraz powodujący, że ludzie walczą ze sobą i sprawiają, że stają się nieprzyjaźni. Uważamy, że wszystko, co robimy lub posiadamy jest najlepsze na świecie, a to, czego nie robimy lub nie posiadamy nie ma żadnej wartości. Dlatego zawsze pamiętaj o pokręconym psim ogonie, ilekroć masz skłonność do stania się fanatykiem. Nie musisz się martwić ani być bezsennym z powodu świata; obejdzie się on bez ciebie. Kiedy unikniesz fanatyzmu, sam będziesz dobrze pracował. Ten jest człowiekiem zrównoważonym, spokojnym, o zdrowym rozsądku i opanowanych nerwach, obdarzonym wielką sympatią i miłością, który wykonuje dobrą pracę i czyni dobro dla siebie. Fanatyk jest głupi i nie ma współczucia; nigdy nie może wyprostować świata, ani sam nie może stać się czysty i doskonały.

Podsumowując główne punkty dzisiejszego wykładu: Po pierwsze, musimy pamiętać, że wszyscy jesteśmy dłużnikami wobec świata, a świat nie jest nam nic winien. To wielki przywilej dla każdego z nas, że możemy zrobić wszystko dla świata. Pomagając światu, tak naprawdę pomagamy sobie. Po drugie, w tym wszechświecie jest Bóg. To nieprawda, że ten wszechświat dryfuje i potrzebuje pomocy ode mnie i od ciebie. Bóg jest w nim zawsze obecny, jest nieśmiertelny, wiecznie aktywny i nieskończenie czujny. Kiedy cały wszechświat śpi, On nie śpi; Pracuje bez przerwy; wszystkie zmiany i przejawy świata są Jego. Po trzecie, nie powinniśmy nikogo nienawidzić. Ten świat zawsze będzie mieszanką dobra i zła. Naszym obowiązkiem jest współczuć słabym i kochać nawet grzesznika. Świat jest wielkim moralnym gimnazjum, w którym wszyscy musimy ćwiczyć, aby stawać się coraz silniejsi duchowo. Po czwarte, nie powinniśmy być fanatykami jakiegokolwiek rodzaju, ponieważ fanatyzm sprzeciwia się miłości. Słyszysz, jak fanatycy bez ogródek mówią: „Nie nienawidzę grzesznika. Nienawidzę grzechu”, ale jestem gotów zrobić wszystko, by zobaczyć twarz tego człowieka, który naprawdę potrafi odróżnić grzech od grzesznika. Łatwo tak powiedzieć. Jeśli potrafimy dobrze odróżnić jakość od treści, możemy stać się doskonałymi ludźmi. Nie jest łatwo to zrobić. Co więcej, im jesteśmy spokojniejsi i im mniej mamy nerwów zaburzonych, tym bardziej będziemy kochać i tym lepsza będzie nasza praca.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-23 21:04:52)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#10 2023-04-23 21:03:19

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział VI – Nieprzywiązanie jest całkowitym samozaparciem


Tak jak każde działanie wychodzące od nas wraca do nas jako reakcja, tak samo nasze działania mogą oddziaływać na innych ludzi, a ich na nas. Być może wszyscy z was zaobserwowali to jako fakt, że kiedy ludzie popełniają złe czyny, stają się coraz bardziej źli, a kiedy zaczynają czynić dobro, stają się coraz silniejsi i uczą się czynić dobro przez cały czas. Tej intensyfikacji wpływu działania nie da się wytłumaczyć inaczej niż tym, że możemy działać i reagować na siebie nawzajem. Biorąc przykład z fizyki, kiedy wykonuję określone działanie, można powiedzieć, że mój umysł znajduje się w pewnym stanie wibracji; wszystkie umysły, które znajdują się w podobnych okolicznościach, będą miały tendencję do bycia pod wpływem mojego umysłu. Jeśli w jednym pokoju znajdują się różne instrumenty muzyczne nastrojone w ten sam sposób, wszyscy zapewne zauważyliście, że gdy uderzy się w jeden, inne mają tendencję do wibrowania, aby wydać tę samą nutę. Tak więc wszystkie umysły, które mają to samo napięcie, zostaną w równym stopniu poruszone tą samą myślą. Oczywiście ten wpływ myśli na umysł będzie różny w zależności od odległości i innych powodów, ale umysł jest zawsze otwarty na uczucie. Przypuśćmy, że dokonuję złego czynu, mój umysł jest w pewnym stanie wibracji, a wszystkie umysły we wszechświecie, które są w podobnym stanie, mogą podlegać wpływowi wibracji mojego umysłu. Tak więc, kiedy wykonuję dobre działanie, mój umysł znajduje się w innym stanie wibracji; a wszystkie podobnie nastrojone umysły mogą podlegać wpływowi mojego umysłu; i ta władza umysłu nad umysłem jest mniej więcej zgodna z tym, czy siła napięcia jest większa lub mniejsza.

Kontynuując to porównanie, jest całkiem możliwe, że tak jak fale świetlne mogą podróżować przez miliony lat zanim dotrą do jakiegokolwiek obiektu, tak fale myślowe mogą podróżować setki lat, zanim napotkają obiekt, z którym zgodnie wibrują. Jest więc całkiem możliwe, że ta nasza atmosfera jest pełna takich pulsacji myślowych, zarówno dobrych, jak i złych. Każda myśl wysyłana z każdego mózgu niejako pulsuje, dopóki nie napotka odpowiedniego obiektu, który ją przyjmie. Każdy umysł, który jest otwarty na przyjęcie niektórych z tych impulsów, przyjmie je natychmiast. Tak więc, kiedy człowiek popełnia zło, doprowadza swój umysł do pewnego stanu napięcia i wszystkie fale odpowiadające temu stanowi napięcia, o których można powiedzieć, że są już w atmosferze, będą walczyć o wejście w jego umysł. Dlatego złoczyńca na ogół czyni coraz więcej zła. Jego działania stają się zintensyfikowane. Tak też będzie w przypadku czyniącego dobro; otworzy się na wszystkie dobre fale, które są w atmosferze, a jego dobre działania również zostaną zintensyfikowane. Czyniąc zło, narażamy się zatem na podwójne niebezpieczeństwo: po pierwsze, otwieramy się na wszystkie otaczające nas złe wpływy; po drugie stwarzamy zło, które dotyka innych, być może nawet za setki lat. Czyniąc zło ranimy siebie i innych. Czyniąc dobro, czynimy dobro także sobie i innym; i podobnie jak wszystkie inne siły w człowieku, te siły dobra i zła również gromadzą siłę z zewnątrz.

Zgodnie z karma-jogą, czyny, które ktoś wykonał, nie mogą zostać zniszczone, dopóki nie przyniosą owoców; żadna siła w przyrodzie nie może powstrzymać ich przed przyniesieniem rezultatów. Jeśli popełnię zły czyn, muszę za niego cierpieć; we wszechświecie nie ma mocy, która mogłaby to zatrzymać lub odroczyć. Podobnie, jeśli wykonam dobry uczynek, nie ma takiej siły we wszechświecie, która mogłaby powstrzymać jego dobre skutki. Przyczyna musi mieć swój skutek; nic nie może mu zapobiec ani powstrzymać. Teraz pojawia się bardzo dobre i poważne pytanie dotyczące Karma-Jogi – a mianowicie, że te nasze czyny, zarówno dobre, jak i złe, są ściśle ze sobą powiązane. Nie możemy postawić linii demarkacyjnej i powiedzieć, że to działanie jest całkowicie dobre, a to całkowicie złe. Nie ma czynu, który nie przynosi jednocześnie dobrych i złych owoców. Weźmy najbliższy przykład: mówię do was i być może niektórzy z was myślą, że czynię dobrze; a jednocześnie być może zabijam tysiące drobnoustrojów w atmosferze; W ten sposób wyrządzam zło czemuś innemu. Kiedy jest to bardzo blisko nas i wpływa na tych, których znamy, mówimy, że jest to bardzo dobre działanie, jeśli wpływa na nich w dobry sposób. Na przykład możesz nazwać moje mówienie do ciebie bardzo dobrym, ale mikroby tego nie powiedzą; mikrobów nie widzicie, ale siebie widzicie. Sposób, w jaki moja mowa wpływa na was, jest dla was oczywisty, ale to, jak wpływa na mikroby, nie jest takie oczywiste. Tak więc, jeśli przeanalizujemy również nasze złe czyny, może się okazać, że gdzieś wynika z nich jakieś dobro. Ten, kto w dobrym uczynku widzi, że jest w nim coś złego, a pośród zła widzi, że gdzieś jest w nim coś dobrego, poznał tajemnicę działania.

Ale co z tego wynika? To, że jakkolwiek byśmy się starali nie może być żadnego działania, które byłoby doskonale czyste, ani żadnego, które byłoby doskonale nieczyste biorąc pod uwagę czystość i nieczystość w sensie szkody i braku szkody. Nie możemy oddychać ani żyć bez ranienia innych, a każdy kawałek jedzenia, który jemy jest zabierany innym ustom. Nasze życie wypiera inne życia. Mogą to być ludzie, zwierzęta lub małe drobnoustroje, ale niektóre z nich musimy wyprzeć. Skoro tak jest, wynika z tego naturalnie, że doskonałość nigdy nie może zostać osiągnięta przez pracę. Możemy pracować przez całą wieczność, ale nie będzie wyjścia z tego zawiłego labiryntu. Możesz pracować dalej i dalej, i dalej; nie będzie końca temu nieuchronnemu powiązaniu dobra ze złem w efekcie pracy.

Drugą kwestią do rozważenia jest to, jaki jest koniec pracy? Ogromna większość ludzi w każdym kraju wierzy, że nadejdzie czas, kiedy ten świat stanie się doskonały, kiedy nie będzie chorób, śmierci, nieszczęścia ani niegodziwości. To jest bardzo dobry pomysł, bardzo dobra motywacja, która inspiruje i podnosi na duchu ignorantów; ale jeśli zastanowimy się przez chwilę, przekonamy się na pierwszy rzut oka, że tak nie może być. Jak to możliwe, skoro dobro i zło to awers i rewers tej samej monety? Jak można mieć dobro bez zła jednocześnie? Co należy rozumieć przez doskonałość? Idealne życie jest sprzecznością samo w sobie. Życie samo w sobie jest stanem ciągłej walki między nami a wszystkim na zewnątrz. W każdej chwili tak naprawdę walczymy z zewnętrzną naturą, a jeśli jesteśmy pokonani, nasze życie musi się skończyć. To na przykład ciągła walka o jedzenie i powietrze. Jeśli zawiedzie jedzenie lub powietrze, umrzemy. Życie nie jest rzeczą prostą i płynną, ale jest złożonym efektem. Ta złożona walka między czymś wewnątrz, a światem zewnętrznym jest tym, co nazywamy życiem. Jest więc jasne, że kiedy ta walka ustanie, nastąpi koniec życia.

Przez idealne szczęście rozumie się ustanie tej walki. Ale wtedy ustanie życie, bo walka może ustać tylko wtedy, gdy samo życie ustanie. Widzieliśmy już, że pomagając światu, pomagamy sobie. Głównym efektem pracy wykonywanej dla innych jest oczyszczenie siebie. Poprzez nieustanny wysiłek czynienia dobra wobec innych, próbujemy zapomnieć o sobie; to zapomnienie o sobie jest jedyną wielką lekcją, której musimy się nauczyć w życiu. Człowiek niemądrze myśli, że może sam siebie uszczęśliwić, a po latach zmagań przekonuje się wreszcie, że prawdziwe szczęście polega na zabiciu egoizmu i że nikt nie może go uszczęśliwić poza nim samym. Każdy akt miłosierdzia, każda myśl współczucia, każdy akt pomocy, każdy dobry uczynek odbiera tak wiele poczucia własnej ważności naszemu małemu ja i sprawia, że myślimy o sobie jako o najniższych i najmniejszych, a zatem wszystko jest dobrze. Stwierdzamy tutaj, że Dźńāna, Bhakti i Karma – wszystkie dochodzą do jednego punktu. Najwyższym ideałem jest wieczne i całkowite wyrzeczenie się siebie, gdzie nie ma „ja”, ale wszystko jest „Ty”; i niezależnie od tego, czy jest tego świadomy, czy nie, Karma-Joga prowadzi człowieka do tego celu. Duchowny może być przerażony ideą Boga bezosobowego; może nalegać na Osobowego Boga i chcieć zachować swoją tożsamość i indywidualność, cokolwiek by przez to rozumiał. Ale jego idee etyczne, jeśli są naprawdę dobre, nie mogą nie opierać się na najwyższym samozaparciu. Jest ono podstawą wszelkiej moralności; możesz rozszerzyć to na ludzi, zwierzęta lub anioły, jest to jedna podstawowa idea, jedna podstawowa zasada, która przewija się przez wszystkie systemy etyczne.

Na tym świecie znajdziesz różne klasy ludzi. Po pierwsze, są ludzie-bogowie, których samozaparcie jest całkowite i którzy czynią innym tylko dobro, nawet za cenę własnego życia. To są najwyżsi z ludzi. Jeśli w jakimkolwiek kraju jest ich stu, ten kraj nigdy nie powinien rozpaczać. Ale jest ich niestety za mało. Są też dobrzy ludzie, którzy czynią dobro innym, o ile nie wyrządza im to krzywdy. Jest też trzecia klasa, która chcąc sobie dobrze zrobić, krzywdzi innych. Pewien poeta sanskrycki powiedział, że istnieje czwarta, nienazwana klasa ludzi, którzy ranią innych tylko ze względu na to, żeby ranić. Tak jak na jednym biegunie istnienia znajdują się najwyżsi dobrzy ludzie, którzy czynią dobro dla samego czynienia dobra, tak na drugim biegunie są inni, którzy krzywdzą innych tylko po to, żeby krzywdzić. Nic przez to nie zyskują, ale ich naturą jest czynić zło.

Oto dwa sanskryckie słowa. Jedno to Prawrytti, co oznacza zwrócenie się ku, a drugie to Niwrytti, co oznacza odwrócenie się od. „Obracanie się ku” jest tym, co nazywamy światem, „ja i moje”; obejmuje ono wszystkie te rzeczy, które zawsze wzbogacają to „ja” bogactwem, pieniędzmi i władzą, imieniem i sławą, i które mają naturę zachłanną, zawsze dążąca do gromadzenia wszystkiego w jednym centrum, tym centrum będącym „ja sam”. To jest Prawrytti, naturalna tendencja każdej istoty ludzkiej; zabieranie wszystkiego zewsząd i gromadzenie wokół jednego centrum, którym jest własne słodkie ja człowieka. Kiedy ta tendencja zaczyna się załamywać, kiedy jest Niwrytti, czyli „odchodzenie od", wtedy zaczyna się moralność i religia. Zarówno Prawrytti jak i Niwrytti mają naturę pracy: pierwsze to zła praca, a drugie to dobra praca. To Niwrytti jest fundamentalną podstawą wszelkiej moralności i wszelkiej religii, a samą jej doskonałością jest całkowite wyrzeczenie się siebie, gotowość do poświęcenia umysłu i ciała i wszystkiego dla innej istoty. Kiedy człowiek osiągnął ten stan, osiągnął doskonałość Karma-Jogi. Jest to najwyższy rezultat dobrych uczynków. Chociaż człowiek nie studiował ani jednego systemu filozoficznego, chociaż nie wierzy w żadnego Boga i nigdy nie wierzył, chociaż nie modlił się ani razu w całym swoim życiu, jeśli prosta moc dobrych uczynków doprowadziła go do tego stanu, że jest gotów oddać swoje życie i wszystko inne dla innych, wtedy doszedł on do tego samego punktu, do którego człowiek religijny dotrze dzięki swoim modlitwom, a filozof dzięki swojej wiedzy; a więc może się okazać, że filozof, pracownik i wielbiciel spotykają się wszyscy w jednym punkcie, a tym jednym punktem jest samozaparcie, samo-wyrzeczenie się siebie. Bez względu na to, jak bardzo różnią się ich systemy filozoficzne i religijne, cała ludzkość stoi z szacunkiem i podziwem przed człowiekiem, który jest gotów poświęcić siebie dla innych. Tutaj nie chodzi wcale o jakąkolwiek wiarę czy doktrynę — nawet ludzie, którzy są bardzo przeciwni wszelkim ideom religijnym, kiedy widzą jeden z tych aktów całkowitego poświęcenia, czują, że muszą go czcić. Czy nie widzieliście, że nawet najbardziej zagorzały chrześcijanin, czytając Światło Azji Edwina Arnolda, ma szacunek dla Buddhy, który nie głosił żadnego Boga, nie głosił niczego poza samopoświęceniem? Tyle tylko, że bigot nie wie, że jego własny koniec i cel w życiu jest dokładnie taki sam jak cel tych, od których się różni. Czciciel, mając stale przed sobą ideę Boga i otoczenie dobra, dochodzi w końcu do tego samego punktu i mówi: „Bądź wola Twoja” i nie zatrzymuje niczego dla siebie. To jest samozaparcie. Filozof ze swoją wiedzą widzi, że pozorne ja jest złudzeniem i łatwo z niego rezygnuje. To jest samozaparcie. Tak więc Karma, Bhakti i Dźńāna spotykają się tutaj; i to właśnie mieli na myśli wszyscy wielcy kaznodzieje starożytności, kiedy nauczali, że Bóg nie jest światem. Jest jedna rzecz, która jest światem, i inna, która jest Bogiem; i to rozróżnienie jest bardzo prawdziwe. Przez świat rozumieją egoizm. Bezinteresowność jest Bogiem. Ktoś może żyć na tronie w złotym pałacu i być całkowicie bezinteresownym; jest on wtedy w Bogu. Inny może mieszkać w chacie i nosić łachmany i nie mieć nic na świecie; jednak jeśli jest samolubny, jest intensywnie pogrążony w świecie.

Wracając do jednego z naszych głównych punktów, mówimy, że nie można czynić dobra, nie czyniąc jednocześnie zła, ani też czynić zła, nie czyniąc dobra. Wiedząc o tym, jak możemy pracować? Dlatego na tym świecie istniały sekty, które w zdumiewająco niedorzeczny sposób głosiły powolne samobójstwo jako jedyny sposób na wydostanie się z tego świata, ponieważ jeśli człowiek żyje, musi zabijać biedne małe zwierzęta i rośliny lub wyrządzać krzywdę czemuś lub komuś. Więc według nich jedynym wyjściem z tego świata jest śmierć. Dżiniści głosili tę doktrynę jako swój najwyższy ideał. Nauka ta wydaje się być bardzo logiczna. Ale prawdziwe rozwiązanie można znaleźć w Gicie. Jest to teoria braku przywiązania, bycia nieprzywiązanym do niczego podczas wykonywania pracy życiowej. Wiedz, że jesteś całkowicie oddzielony od świata, chociaż jesteś na świecie, i cokolwiek w nim robisz, nie robisz tego dla siebie. Każde działanie, które podejmiesz dla siebie, przyniesie skutek dla ciebie. Jeśli jest to dobre działanie, będziesz musiał wziąć zebrać dobry efekt, a jeśli złe, będziesz musiał wziąć zły efekt; ale każde działanie, które nie jest zrobione dla twojego dobra, cokolwiek by to nie było, nie będzie miało na ciebie wpływu. W naszych pismach świętych można znaleźć bardzo wymowne zdanie ucieleśniające tę ideę: „Nawet jeśli zabije cały wszechświat (lub sam zostanie zabity), nie jest ani zabójcą, ani zabitym, kiedy wie, że w ogóle nie działa dla siebie." Dlatego Karma-Joga naucza: „Nie porzucaj świata; żyj w świecie, wchłaniaj jego wpływy tak bardzo, jak tylko możesz; ale jeśli jest to dla twojej własnej przyjemności, w ogóle nie pracuj”. Przyjemność nie powinna być celem. Najpierw zabij siebie, a potem weź cały świat jako samego siebie; jak mawiali starzy Chrześcijanie: „Stary człowiek musi umrzeć”. Tym starcem jest samolubna idea, że cały świat jest stworzony dla naszej przyjemności. Głupi rodzice uczą swoje dzieci modlić się: „Panie, stworzyłeś dla mnie to słońce i ten księżyc”, tak jakby Pan nie miał nic innego do roboty, jak tylko stworzyć wszystko dla tych dzieci. Nie uczcie swoich dzieci takich bzdur. Z drugiej strony są ludzie, którzy są niemądrzy w inny sposób: uczą nas, że wszystkie te zwierzęta zostały stworzone, abyśmy je zabijali i jedli, i że ten wszechświat służy ludziom. To wszystko głupota. Tygrys może powiedzieć: „Człowiek został stworzony dla mnie” i modlić się: „O Panie, jak niegodziwi są ci ludzie, którzy nie przychodzą i nie stawiają się przede mną, aby zostać zjedzonymi; łamią Twoje prawo”. Jeśli świat jest stworzony dla nas, my również jesteśmy stworzeni dla świata. To, że ten świat jest stworzony dla naszej przyjemności, jest najbardziej niegodziwą ideą, która nas uziemia. Ten świat nie jest dla nas. Miliony umierają na nim co roku; świat tego nie czuje; w ich miejsce dostarczane są miliony innych. Tak jak świat jest dla nas, tak i my jesteśmy dla świata.

Dlatego aby działać właściwie musisz najpierw porzucić ideę przywiązania. Po drugie, nie mieszaj się do walki, bądź świadkiem i pracuj dalej. Mój mistrz mawiał: „Patrz na swoje dzieci jak niańka”. Niańka weźmie twoje dziecko i będzie je pieścić, bawić się z nim i zachowywać się wobec niego tak delikatnie, jakby to było jej własne dziecko; ale gdy tylko dasz jej wypowiedzenie, jest gotowa do opuszczenia domu. Wszystko, co ma formę przywiązania, zostaje zapomniane; zwykłej niańce nie sprawi najmniejszego kłopotu pozostawienie twoich dzieci i zabranie innych dzieci. Tak samo i wy macie być wobec wszystkiego, co uważacie za własne. Jesteś niańką i jeśli wierzysz w Boga, wierz, że wszystkie te rzeczy, które uważasz za swoje, naprawdę należą do Niego. Największa słabość często podszywa się pod największe dobro i siłę. Słabością jest myślenie, że ktoś jest zależny ode mnie i że mogę czynić dobro drugiemu. To przekonanie jest matką całego naszego przywiązania i z tego przywiązania pochodzi cały nasz ból. Musimy poinformować nasze umysły, że nikt w tym wszechświecie nie jest od nas zależny; ani jeden żebrak nie jest zależny od naszej miłości; ani jedna dusza od naszej dobroci; ani jedna żywa istota od naszej pomocy. Wszystkim pomaga natura i otrzymają taką pomoc, nawet gdyby nie było tu milionów z nas. Bieg natury nie zatrzyma się dla takich jak ty i ja; jest to, jak już zaznaczono, błogosławionym przywilejem dla was i dla mnie, że wolno nam, na drodze pomagania innym, kształcić się. To wielka lekcja do nauczenia się w życiu, a kiedy nauczymy się jej w pełni, nigdy nie będziemy nieszczęśliwi; możemy iść i mieszać się bez szkody w społeczeństwie gdziekolwiek i wszędzie. Możecie mieć żony i mężów, pułki sług i królestwa do rządzenia; jeśli tylko będziesz postępować zgodnie z zasadą, że świat nie jest dla ciebie i nieuchronnie cię nie potrzebuje, nie mogą ci zrobić krzywdy. W tym roku niektórzy z twoich przyjaciół mogli umrzeć. Czy świat czeka w bezruchu aż przyjdą ponownie? Czy jego prąd został zatrzymany? Nie, on wciąż trwa. Wyrzuć więc z głowy myśl, że musisz zrobić coś dla świata; świat nie potrzebuje od ciebie żadnej pomocy. To czysty nonsens ze strony człowieka, który myśli, że urodził się, by pomagać światu; to po prostu pycha, to egoizm wkradający się w formę cnoty. Kiedy wytrenujesz swój umysł i nerwy, aby uświadomić sobie ideę niezależności świata od ciebie lub od kogokolwiek, wtedy nie będzie żadnej reakcji w postaci bólu wynikającego z pracy. Kiedy dajesz coś człowiekowi i niczego nie oczekujesz —nie oczekuj nawet, że człowiek będzie wdzięczny — jego niewdzięczność nie dotknie cię, ponieważ nigdy niczego nie oczekiwałeś, nigdy nie uważałeś, że masz prawo do czegokolwiek w zamian. Dałeś mu to, na co zasłużył; jego własna Karma mu to dała; twoja Karma uczyniła cię tego nosicielem. Dlaczego miałbyś być dumny z tego, że coś podarowałeś? Jesteś tragarzem, który niósł pieniądze lub inny prezent, a świat zasłużył na to swoją Karmą. Skąd zatem w tobie powód do dumy? Nie ma nic wielkiego w tym, co dajesz światu. Kiedy zdobędziesz poczucie braku przywiązania, nie będzie dla ciebie ani dobra, ani zła. Tylko egoizm powoduje różnicę między dobrem a złem. Bardzo trudno jest to zrozumieć, ale z czasem nauczysz się, że nic we wszechświecie nie ma nad tobą władzy, dopóki nie pozwolisz temu sprawować takiej władzy. Nic nie ma władzy nad Jaźnią człowieka, dopóki Jaźń nie stanie się głupcem i nie utraci niezależności. Tak więc nieprzywiązując się pokonujesz i odrzucasz moc czegokolwiek, co może na ciebie oddziaływać. Bardzo łatwo jest powiedzieć, że nic nie ma prawa na ciebie oddziaływać, dopóki temu na to nie pozwolisz; ale jaki jest prawdziwy znak człowieka, który naprawdę nie pozwala, by cokolwiek na niego działało, który nie jest ani szczęśliwy, ani nieszczęśliwy, gdy oddziałuje na niego świat zewnętrzny? Znakiem rozpoznawczym jest to, że dobry lub zły los nie powoduje zmiany w jego umyśle: w każdych warunkach pozostaje taki sam.

W Indiach żył wielki mędrzec o imieniu Wjāsa. Ten Wjāsa jest znany jako autor aforyzmów Wedanty i był świętym człowiekiem. Jego ojciec próbował stać się bardzo doskonałym człowiekiem i poniósł porażkę. Jego dziadek też próbował i mu się nie udało. Jego pradziadek próbował podobnie i poniósł porażkę. Jemu samemu nie udało się doskonale, ale jego syn, Śuka, urodził się doskonały. Wjāsa nauczył syna mądrości; a po tym, jak osobiście nauczył go wiedzy o prawdzie, wysłał go na dwór Króla Dźanaki. Był on wielkim królem i nazywał się Dźanaka Wideha. Wideha oznacza „bez ciała”. Chociaż był królem, zupełnie zapomniał, że jest ciałem; cały czas czuł, że jest duchem. Ten chłopiec, Śuka, został wysłany, aby był przez niego nauczany. Król wiedział, że syn Wjāsy przybył do niego, aby uczyć się mądrości, więc wcześniej poczynił pewne przygotowania. A kiedy chłopiec pojawił się u bram pałacu, strażnicy w ogóle nie zwrócili na niego uwagi. Dali mu tylko miejsce i siedział tam przez trzy dni i noce, nikt się do niego nie odzywał, nikt nie pytał, kim jest ani skąd. Był synem bardzo wielkiego mędrca, jego ojciec był szanowany przez cały kraj, a on sam był najbardziej szanowaną osobą; jednak niscy, wulgarni strażnicy pałacu nie zwracali na niego uwagi. Potem nagle przybyli tam ministrowie króla i wszyscy wielcy urzędnicy i przyjęli go z największymi honorami. Poprowadzili go i wpuścili do wspaniałych komnat, dali mu najwspanialsze kąpiele i cudowne suknie i przez osiem dni trzymali go tam we wszelkiego rodzaju przepychu. Ta uroczyście pogodna twarz Śuki nie zmieniła się w najmniejszym nawet stopniu przez zmianę w traktowaniu, jakie mu przyznano; był taki sam pośród tego luksusu, jak wtedy, gdy czekał pod drzwiami. Następnie postawiono go przed królem. Król siedział na tronie, grała muzyka, odbywały się tańce i inne rozrywki. Następnie król dał mu pełny po brzegi kubek mleka i poprosił, aby siedem razy okrążył salę, nie rozlewając ani kropli. Chłopiec wziął filiżankę i poszedł dalej pośród muzyki i przyciągania pięknych twarzy. Zgodnie z życzeniem króla siedem razy okrążył go i ani kropla mleka się nie rozlała. Umysłu chłopca nie mogło przyciągnąć nic na świecie, chyba że pozwolił, by to na niego wpłynęło. A kiedy przyniósł kielich królowi, król rzekł do niego: „Czego nauczył cię twój ojciec i czego sam się nauczyłeś, mogę tylko powtórzyć. Poznałeś Prawdę, idź do domu”.

W ten sposób człowiek, który praktykuje kontrolę nad sobą, nie może podlegać wpływowi niczego z zewnątrz; nie ma już dla niego niewoli. Jego umysł stał się wolny. Tylko taki człowiek nadaje się, by dobrze żyć na świecie. Na ogół spotykamy mężczyzn, którzy mają dwie opinie na temat świata. Niektórzy są pesymistami i mówią: „Jaki okropny jest ten świat, jak niegodziwy!” Inni są optymistami i mówią: „Jaki piękny jest ten świat, jaki cudowny!” Dla tych, którzy nie kontrolują własnych umysłów, świat jest albo pełen zła lub w najlepszym razie mieszaniną dobra i zła. Ten właśnie świat stanie się dla nas optymistycznym światem, kiedy staniemy się panami własnych umysłów. Nic nie będzie wtedy działać na nas jako dobro lub zło; odkryjemy, że wszystko jest na swoim właściwym miejscu, że wszystko jest harmonijne. Niektórzy ludzie, którzy zaczynają od stwierdzenia, że świat jest piekłem, często kończą stwierdzeniem, że jest on niebem, kiedy udaje im się osiągnąć sukces w praktyce samokontroli. Jeśli jesteśmy prawdziwymi Karma-Joginami i pragniemy aby wyćwiczyć się do osiągnięcia tego stanu, gdziekolwiek zaczniemy z pewnością skończymy w doskonałym samozaparciu; a gdy tylko to pozorne ja odejdzie, cały świat, który na pierwszy rzut oka wydaje nam się wypełniony złem będzie się wydawać samym niebem i pełnią błogosławieństwa. Błogosławiona będzie sama jego atmosfera; tam każda ludzka twarz będzie bogiem. Taki jest koniec i cel karma-jogi i taka jest jej doskonałość w praktycznym życiu.

Nasze różne Jogi nie kolidują ze sobą; każda z nich prowadzi nas do tego samego celu i czyni nas doskonałymi. Tylko każda musi być intensywnie ćwiczona. Cały sekret tkwi w ćwiczeniach. Najpierw trzeba słuchać, potem myśleć, a potem ćwiczyć. Dotyczy to każdej jogi. Musicie najpierw o tym usłyszeć i zrozumieć, co to jest; a wiele rzeczy, których nie rozumiesz, zostanie ci wyjaśnionych przez ciągłe słuchanie i myślenie. Ciężko wszystko zrozumieć na raz. Wyjaśnienie wszystkiego jest przecież w tobie. Nikt nigdy tak naprawdę nie był nauczany przez nikogo innego; każdy z nas musi się sam nauczyć. Zewnętrzny nauczyciel oferuje tylko sugestię, która pobudza nauczyciela wewnętrznego do pracy nad zrozumieniem. Wtedy rzeczy staną się dla nas jaśniejsze dzięki naszej własnej mocy percepcji i myśli, i zrealizujemy je w naszych własnych duszach; i ta realizacja przerodzi się w intensywną siłę woli. Najpierw jest uczucie, potem chcenie, a z tego chcenia wychodzi ogromna siła do pracy, która przejdzie przez każdą żyłę, nerw i mięsień, aż cała masa twojego ciała zmieni się w narzędzie bezinteresownej Jogi pracy, a pożądany rezultat doskonałego samozaparcia i całkowitej bezinteresowności zostaje osiągnięty. To osiągnięcie nie zależy od żadnego dogmatu, doktryny czy wiary. Czy ktoś jest Chrześcijaninem, Żydem czy Poganinem, nie ma to znaczenia. Czy jesteś bezinteresowny? Oto jest pytanie. Jeśli tak, będziesz doskonały, nie czytając ani jednej książki religijnej, nie chodząc do ani jednego kościoła czy świątyni. Każda z naszych Jog jest przystosowana do uczynienia człowieka doskonałym nawet bez pomocy innych, ponieważ wszystkie mają ten sam cel. Jogi pracy, mądrości i oddania mogą służyć jako bezpośrednie i niezależne środki do osiągnięcia Mokszy. „Tylko głupcy mówią, że praca i filozofia są różne, a nie uczeni.” Uczeni wiedzą, że chociaż pozornie różnią się od siebie, w końcu prowadzą do tego samego celu, jakim jest ludzka doskonałość

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-23 21:11:32)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#11 2023-04-24 22:49:53

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział VII – Wolność


Poza znaczeniem pracy stwierdziliśmy, że z psychologicznego punktu widzenia słowo Karma implikuje również związek przyczynowy. Każda praca, każde działanie, każda myśl, które wywołują skutek, nazywane są Karmą. Tak więc prawo Karmy oznacza prawo przyczynowości, nieuchronnej przyczyny i następstwa. Gdziekolwiek jest przyczyna, tam musi nastąpić skutek; tej konieczności nie można się oprzeć, a to prawo Karmy, zgodnie z naszą filozofią, jest prawdziwe w całym wszechświecie. Cokolwiek widzimy, czujemy lub robimy, jakiekolwiek działanie jest gdziekolwiek we wszechświecie, będąc z jednej strony skutkiem przeszłego dzieła, z drugiej strony staje się z kolei przyczyną i wytwarza swój własny skutek. Wraz z tym konieczne jest rozważenie, co należy rozumieć przez słowo „prawo”. Przez prawo rozumie się tendencję serii do powtarzania się. Kiedy widzimy, że jedno zdarzenie następuje po drugim, a czasem zachodzi jednocześnie z innym, spodziewamy się, że ta sekwencja lub współistnienie się powtórzy. Nasi dawni logicy i filozofowie ze szkoły Njājā nazywają to prawo imieniem Wjāpti. Według nich wszystkie nasze idee prawa wynikają z asocjacji. Szereg zjawisk zostaje skojarzonych z rzeczami w naszym umyśle w swego rodzaju niezmiennym porządku, tak że cokolwiek postrzegamy w dowolnym momencie, jest natychmiast odnoszone do innych faktów w umyśle. Każda pojedyncza idea lub, zgodnie z naszą psychologią, każda pojedyncza fala, która powstaje w materiale umysłu, Ćitta, musi zawsze powodować powstanie wielu podobnych fal. Taka jest psychologiczna idea asocjacji, a przyczynowość jest tylko jednym z aspektów tej wszechogarniającej zasady asocjacji. Ta wszechobecność skojarzeń nazywana jest w sanskrycie Wjāpti. W świecie zewnętrznym idea prawa jest taka sama jak w świecie wewnętrznym — oczekiwanie, że po jednym zjawisku nastąpi inne i że seria się powtórzy. Prawdę mówiąc więc prawo nie istnieje w naturze. W praktyce błędem jest twierdzenie, że grawitacja istnieje na ziemi lub że obiektywnie istnieje jakiekolwiek prawo w dowolnym miejscu w przyrodzie. Prawo jest metodą, sposobem, w jaki nasz umysł pojmuje serię zjawisk; wszystko jest w umyśle. Pewne zjawiska, występujące jedno po drugim lub razem, po których następuje przekonanie o regularności ich powtarzania się — umożliwiając w ten sposób naszemu umysłowi uchwycenie metody całego szeregu — stanowią to, co nazywamy prawem.

Następną kwestią do rozważenia jest to, co rozumiemy przez to, że prawo jest uniwersalne. Nasz wszechświat jest tą częścią egzystencji, która charakteryzuje się tym, co psychologowie sanskryccy nazywają Deśa-kāla-nimitta, czyli tym, co psychologia europejska nazywa przestrzenią, czasem i przyczynowością. Ten wszechświat jest tylko częścią nieskończonej egzystencji, wrzuconą do osobliwej formy złożonej z przestrzeni, czasu i przyczynowości. Z konieczności wynika z tego, że prawo jest możliwe tylko w tym uwarunkowanym wszechświecie; poza nim nie może być żadnego prawa. Kiedy mówimy o wszechświecie, mamy na myśli tylko tę część istnienia, która jest ograniczona przez nasz umysł — wszechświat zmysłów, który możemy zobaczyć, poczuć, dotknąć, usłyszeć, pomyśleć, wyobrazić sobie. Tylko to podlega prawu; ale poza nim istnienie nie może podlegać prawu, ponieważ przyczynowość nie wykracza poza świat naszych umysłów. Wszystko, co znajduje się poza zasięgiem naszego umysłu i naszych zmysłów nie podlega prawu przyczynowości, ponieważ nie ma umysłowego skojarzenia rzeczy w obszarze poza zmysłami ani przyczynowości bez skojarzenia idei. Tylko wtedy, gdy „byt” lub istnienie zostaje uformowane w nazwę i formę, podlega prawu przyczynowości i mówi się, że podlega prawu; ponieważ całe prawo ma swoją istotę w przyczynowości. Widzimy więc od razu, że nie może istnieć coś takiego jak wolna wola; same słowa są sprzeczne, ponieważ wiemy, że wola jest tym, co wiemy, a wszystko, co wiemy, znajduje się w naszym wszechświecie, a wszystko w naszym wszechświecie jest kształtowane przez warunki przestrzeni, czasu i przyczyny. Wszystko, co wiemy lub ewentualnie możemy poznać, musi podlegać przyczynowości, a to, co podlega prawu przyczynowości, nie może być wolne. Działają na to inne czynniki i z kolei staje się przyczyną. Ale to, co przekształciło się w wolę, która przedtem nie była wolą, ale kiedy wpadło w tę formę przestrzeni, czasu i przyczynowości, przekształciło się w wolę ludzką, jest wolne; a kiedy ta wola wydostanie się z tej formy przestrzeni, czasu i przyczynowości, znów będzie wolna. Z wolności pochodzi i zostaje uformowana w tę niewolę, wydostaje się i ponownie wraca do wolności.

Postawiono pytanie, od kogo pochodzi ten wszechświat, w kim spoczywa i do kogo zmierza; i udzielono odpowiedzi, że pochodzi z wolności, spoczywa w niewoli i ponownie wraca do tej wolności. Tak więc, kiedy mówimy o człowieku jako o niczym innym jak o tej nieskończonej istocie, która się objawia, mamy na myśli, że tylko jedną bardzo małą jej częścią jest człowiek; to ciało i ten umysł, które widzimy, są tylko częścią całości, tylko jednym punktem nieskończonej istoty. Cały ten wszechświat jest tylko jednym pyłkiem nieskończonej istoty; tak wszystkie nasze prawa, nasze więzy, nasze radości i smutki, nasze szczęścia i nasze oczekiwania są tylko w tym małym wszechświecie; wszystkie nasze postępy i dygresje mieszczą się w jego małym zasięgu. Widzicie więc jak dziecinnym jest oczekiwanie kontynuacji tego wszechświata — kreacji naszych umysłów — i oczekiwanie pójścia do nieba, co przecież musi oznaczać jedynie powtórkę tego świata, który znamy. Od razu widzicie, że jest niemożliwym i dziecinnym pragnieniem, aby całość nieskończonej egzystencji dostosować się miała do ograniczonej i uwarunkowanej egzystencji, którą znamy. Kiedy człowiek mówi, że będzie miał wciąż i na nowo to samo, czego teraz nienawidzi, albo, jak to czasem ujmę, kiedy prosi o wygodną religię, możesz wiedzieć, że stał się tak zdegenerowany, że nie może myśleć o niczym wyższym ponad to, czym jest teraz; jest tylko swoim małym obecnym otoczeniem i niczym więcej. Zapomniał o swojej nieskończonej naturze i cała jego idea ogranicza się do tych małych radości, smutków i chwilowych zazdrości serca. Myśli, że ta skończona rzecz jest nieskończona; i co więcej nie pozwoli odejść tej głupocie. Desperacko trzyma się tego Trisznā – pragnienia życia, które buddyści nazywają Tanhā i Tissā. Mogą istnieć miliony rodzajów szczęścia, i istot, i praw, i postępu, i przyczyn, wszystkich działających poza tym małym wszechświatem jaki znamy; a przecież całość tego obejmuje tylko jedną część naszej nieskończonej natury.

Aby osiągnąć wolność, musimy wyjść poza ograniczenia tego wszechświata; nie można jej znaleźć tutaj. Doskonała równowaga, czyli to, co Chrześcijanie nazywają pokojem, który przekracza wszelkie zrozumienie, nie może być zapewniona ani w tym wszechświecie, ani w niebie, ani w żadnym innym miejscu, do którego docierają nasze myśli i umysły, gdzie mogą odczuwać zmysły lub które wyobraźnia może sobie wyobrazić. Żadne takie miejsce nie może dać nam tej wolności, ponieważ wszystkie takie miejsca znajdowałyby się w naszym wszechświecie, który jest ograniczony przestrzenią, czasem i przyczynowością. Mogą istnieć miejsca bardziej eteryczne niż nasza ziemia, gdzie przyjemności mogą być ostrzejsze, ale nawet te miejsca muszą znajdować się we wszechświecie, a zatem są w niewoli prawa; więc musimy wyjść dalej, a prawdziwa religia zaczyna się tam, gdzie kończy się ten mały wszechświat. Te małe radości i smutki i wiedza rzeczy kończą się tam, a zaczyna się rzeczywistość. Dopóki nie porzucimy pragnienia życia, silnego przywiązania do naszej przemijającej, uwarunkowanej egzystencji, nie mamy nadziei na dostrzeżenie choćby przebłysku tej nieskończonej wolności poza nią. Jest więc zrozumiałe, że jest tylko jeden sposób na osiągnięcie tej wolności, która jest celem wszystkich najszlachetniejszych aspiracji ludzkości, a jest nią porzucenie tego małego życia, porzucenie tego małego wszechświata, porzucenie tej ziemi, porzucenie nieba, porzucenie ciała, porzucenie umysłu, porzucenie wszystkiego, co jest ograniczone i uwarunkowane. Jeśli porzucimy nasze przywiązanie do tego małego wszechświata zmysłów lub umysłu, natychmiast staniemy się wolni. Jedynym sposobem wyjścia z niewoli jest przekroczenie ograniczeń prawa, przekroczenie przyczynowości.

Ale najtrudniej jest porzucić lgnięcie do tego wszechświata; niewielu kiedykolwiek to osiąga. Według naszych ksiąg można to zrobić na dwa sposoby. Jeden nazywa się „Neti, Neti” (nie to, nie to), drugi nazywa się „Iti” (to); pierwsza jest drogą negatywną, a druga pozytywną. Droga negatywna jest najtrudniejsza. Jest to możliwe tylko dla ludzi o najwyższych, wyjątkowych umysłach i gigantycznej woli, którzy po prostu wstają i mówią: „Nie, nie chcę tego”, a umysł i ciało są posłuszne ich woli i odnoszą sukces. Ale tacy ludzie są bardzo rzadcy. Zdecydowana większość ludzkości wybiera pozytywną drogę, drogę przez świat, wykorzystując wszystkie więzy, aby te same więzy złamać. To także rodzaj poddania się; tylko robi się to powoli i stopniowo, poznając rzeczy, ciesząc się nimi i zdobywając w ten sposób doświadczenie oraz poznając naturę rzeczy, aż w końcu umysł pozwoli im wszystkim odejść i uwolni się od przywiązań. Pierwszym sposobem na uzyskanie braku przywiązania jest rozumowanie, a drugim sposobem jest praca i doświadczenie. Pierwsza to ścieżka Dźńana-Jogi, charakteryzująca się odmową wykonywania jakiejkolwiek pracy; druga to Karma-Joga, w której nie ma zaprzestania pracy. Każdy musi pracować we wszechświecie. Tylko ci, którzy są doskonale zadowoleni z Jaźni, których pragnienia nie wykraczają poza Jaźń, których umysł nigdy nie odbiega od Jaźni, dla których Jaźń jest wszystkim we wszystkim, tylko ci nie pracują. Reszta musi pracować. Nurt płynący w dół z własnej natury wpada do zagłębienia i tworzy wir, a po przepłynięciu trochę w tym wirze wypływa ponownie w postaci swobodnego prądu, aby płynąć niepowstrzymanie. Życie każdego człowieka jest jak ten nurt. Wpada w wir, wplątuje się w ten świat przestrzeni, czasu i przyczyn, wiruje trochę, wołając: „mój ojciec, mój brat, moje imię, moja sława” i tak dalej, aż w końcu wyłania się z niego i odzyskuje pierwotną wolność. Cały wszechświat tak robi. Czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie, czy jesteśmy tego świadomi czy nieświadomi, wszyscy pracujemy, aby wydostać się ze snu świata. Doświadczenie człowieka w świecie ma umożliwić mu wydostanie się z jego wiru.

Czym jest karma-joga? Znajomość tajemnicy pracy. Widzimy, że cały wszechświat działa/pracuje. Po co? Dla zbawienia, dla wolności; od atomu do najwyższej istoty, pracując dla jednego celu, wolności dla umysłu, dla ciała, dla ducha. Wszystkie rzeczy zawsze próbują uzyskać wolność, uciec od niewoli. Słońce, księżyc, ziemia, planety, wszyscy próbują uciec z niewoli. Siły odśrodkowe i dośrodkowe natury są rzeczywiście typowe dla naszego wszechświata. Zamiast poniewierać się po tym wszechświecie i po długim zwlekaniu i miotaniu się, poznawaniu rzeczy takimi, jakie są, uczymy się od Karma-Jogi tajemnicy pracy, metody pracy, organizującej mocy pracy. Ogromna masa energii może zostać zużyta na próżno, jeśli nie wiemy, jak ją wykorzystać. Karma-Joga czyni z pracy naukę; uczysz się przez to, jak najlepiej wykorzystać wszystkie działania tego świata. Praca jest nieunikniona, tak musi być; ale powinniśmy pracować dla najwyższego celu. Karma-Joga każe nam przyznać, że ten świat jest światem pięciu minut, że jest czymś, przez co musimy przejść; i że wolność nie jest tutaj, ale można ją znaleźć tylko poza tym światem. Aby znaleźć wyjście z więzów świata, musimy przejść przez nie powoli i pewnie. Być może są tacy wyjątkowi ludzie, o których właśnie mówiłem, tacy, którzy potrafią stanąć z boku i porzucić świat, tak jak wąż zrzuca skórę i staje z boku i patrzy na nią. Nie ma wątpliwości, że są to wyjątkowe istoty; ale reszta ludzkości musi iść powoli przez świat pracy. Karma-Joga pokazuje proces, tajemnicę i metodę robienia tego z największą korzyścią.

Co ona mówi? „Pracuj nieustannie, ale porzuć wszelkie przywiązanie do pracy”. Nie identyfikuj się z niczym. Uwolnij swój umysł. Wszystko to, co widzicie, cierpienia i nieszczęścia, to tylko konieczne warunki tego świata; ubóstwo, bogactwo i szczęście są tylko chwilowe; w ogóle nie należą do naszej prawdziwej natury. Nasza natura jest daleko poza nieszczęściem i szczęściem, poza wszelkimi przedmiotami zmysłów, poza wyobraźnią; a jednak musimy cały czas pracować. „Nieszczęście bierze się z przywiązania, a nie z pracy”. Gdy tylko identyfikujemy się z pracą, którą wykonujemy, czujemy się nieszczęśliwi; ale jeśli się z nią nie utożsamiamy, nie odczuwamy tej nędzy. Jeśli spali się piękny obraz należący do kogoś innego, człowiek na ogół nie staje się nieszczęśliwy; ale kiedy jego własny obraz zostaje spalony, jakże nieszczęśliwy się czuje! Dlaczego? Oba były pięknymi obrazami, być może kopiami tego samego oryginału; ale w jednym przypadku odczuwa się o wiele więcej nieszczęścia niż w drugim. Dzieje się tak dlatego, że w jednym przypadku utożsamia się z obrazem, a w drugim nie. To „ja i moje” powoduje całe nieszczęście. Wraz z poczuciem posiadania przychodzi samolubstwo, a samolubstwo przynosi nieszczęście. Każdy akt samolubstwa lub myśl o samolubstwie przywiązuje nas do czegoś i natychmiast stajemy się niewolnikami. Każda fala w ćitta, która mówi „ja i moje”, natychmiast zakuwa nas w łańcuch i czyni z nas niewolników; a im więcej mówimy „ja i moje”, tym bardziej rośnie niewolnictwo, tym bardziej wzrasta nędza. Dlatego Karma-Joga każe nam cieszyć się pięknem wszystkich obrazów świata, ale nie utożsamiać się z żadnym z nich. Nigdy nie mów „moje”. Ilekroć mówimy, że coś jest „moje”, nieszczęście nadejdzie natychmiast. Nawet nie mów w myślach „moje dziecko”. Miej dziecko, ale nie mów „moje”. Jeśli to zrobisz, nadejdzie nieszczęście. Nie mów „mój dom”, nie mów „moje ciało”. Cała trudność polega na tym. Ciało nie jest ani twoje, ani moje, ani nikogo innego. Te ciała przychodzą i odchodzą zgodnie z prawami natury, ale my jesteśmy wolni, stojąc jako świadek. To ciało nie jest bardziej wolne niż obraz czy ściana. Dlaczego tak bardzo przywiązujemy się do ciała? Jak ktoś maluje obraz, robi to i przechodzi dalej. Nie wypuszczaj tej macki egoizmu, „Muszę to posiąść.” Gdy tylko zostanie ona wypuszczona, rozpocznie się nieszczęście.

Tak więc Karma-Joga mówi: najpierw zniszcz skłonność do projekcji tej macki egoizmu, a kiedy będziesz miał moc jej powstrzymania, powstrzymaj ją i nie pozwól umysłowi wejść na ścieżki egoizmu. Potem możesz wyjść w świat i pracować tyle, ile możesz. Wmieszaj się wszędzie, idź tam, gdzie chcesz; nigdy nie zostaniesz skażony złem. W wodzie jest liść lotosu; woda nie może go dotknąć i przylec do niego; tak będziesz na świecie. Nazywa się to „Wairāgja”, beznamiętnością lub brakiem przywiązania. Wydaje mi się, że powiedziałem wam, że bez braku przywiązania nie może istnieć żaden rodzaj Jogi. Brak przywiązania jest podstawą wszelkiej Jogi. Człowiek, który porzuca mieszkanie w domach, noszenie eleganckich ubrań i dobre jedzenie i udaje się na pustynię, może być osobą najbardziej przywiązaną. Jego jedyna własność, jego własne ciało, może stać się dla niego wszystkim; a kiedy będzie żył, będzie po prostu walczył o swoje ciało. Brak przywiązania nie oznacza niczego, co możemy zrobić w stosunku do naszego zewnętrznego ciała, wszystko jest w umyśle. Wiążące ogniwo „ja i moje” jest w umyśle. Jeśli nie mamy tego połączenia z ciałem i rzeczami zmysłów, nie jesteśmy przywiązani, gdziekolwiek i czymkolwiek jesteśmy. Człowiek może siedzieć na tronie i być całkowicie nieprzywiązany; inny mężczyzna może być w łachmanach i nadal bardzo przywiązany. Najpierw musimy osiągnąć ten stan braku przywiązania, a następnie pracować bez przerwy. Karma-Joga daje nam metodę, która pomoże nam porzucić wszelkie przywiązania, chociaż jest to rzeczywiście bardzo trudne.

Oto dwa sposoby porzucenia wszelkiego przywiązania. Jeden jest dla tych, którzy nie wierzą w Boga ani w jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Są pozostawieni samym sobie; muszą po prostu pracować z własnej woli, z mocą swojego umysłu i rozróżniania, mówiąc: „Muszę być nieprzywiązany”. Dla tych, którzy wierzą w Boga, istnieje inna droga, która jest znacznie mniej trudna. Oddają owoce pracy Panu; działają i nigdy nie są przywiązani do wyników. Cokolwiek widzą, czują, słyszą lub robią, jest to dla Niego. Za jakąkolwiek dobrą pracę, jaką możemy wykonać, nie żądajmy żadnej pochwały ani korzyści. Należy ona do Boga; oddawaj Mu owoce. Stańmy z boku i pomyślmy, że jesteśmy tylko sługami posłusznymi Panu, naszemu Mistrzowi, i że każdy impuls do działania pochodzi od Niego w każdej chwili. Cokolwiek czcisz, cokolwiek postrzegasz, cokolwiek robisz, oddaj Mu wszystko i odpocznij. Bądźmy w pokoju, doskonałym pokoju sami ze sobą i oddajmy całe nasze ciało, umysł i wszystko jako wieczną ofiarę dla Pana. Zamiast ofiary polegającej na wrzucaniu oblacji do ognia, dzień i noc spełniajcie tę jedną wielką ofiarę — ofiarę z waszej małej jaźni. „W poszukiwaniu bogactwa na tym świecie, Ty jesteś jedynym bogactwem, jakie znalazłem; poświęcam się Tobie. W poszukiwaniu kogoś do kochania, jesteś jedynym ukochanym, którego znalazłem; poświęcam się Tobie”. Powtarzajmy to dniem i nocą i mówmy: „Nic dla mnie; nieważne, czy rzecz jest dobra, zła czy obojętna; nie dbam o to; poświęcam wszystko Tobie”. Dzień i noc wyrzekajmy się naszego pozornego ja, aż stanie się to naszym nawykiem, dopóki nie dostanie się do krwi, nerwów i mózgu, a całe ciało będzie w każdej chwili posłuszne tej idei wyrzeczenia się siebie. Idź wtedy w sam środek pola bitwy, z hukiem dział i zgiełkiem wojny, a będziesz wolny i spokojny.

Karma-Joga uczy nas, że zwykła idea obowiązku jest na niższym poziomie; niemniej jednak każdy z nas musi wypełnić swój obowiązek. Widzimy jednak, że to szczególne poczucie obowiązku jest bardzo często wielką przyczyną nieszczęścia. Obowiązek staje się u nas chorobą; ciągnie nas zawsze do przodu. Łapie nas i sprawia, że całe nasze życie jest nieszczęśliwe. To zmora ludzkiego życia. Ten obowiązek, ta idea obowiązku to południowe letnie słońce, które pali najgłębszą duszę ludzkości. Spójrz na tych biednych niewolników obowiązku! Obowiązek nie pozostawia im czasu na modlitwę ani na kąpiel. Zawsze spoczywa na nich obowiązek. Wychodzą i pracują. Obowiązek na nich spoczywa! Wracają do domu i myślą o pracy na następny dzień. Obowiązek na nich spoczywa! To życie niewolnika, w końcu padającego na ulicę i umierającego w zaprzęgu jak koń. Jest to obowiązek w takim rozumieniu. Jedynym prawdziwym obowiązkiem jest uwolnienie się od przywiązań i praca jako wolne istoty, porzucenie wszelkiej pracy dla Boga. Wszystkie nasze obowiązki należą do Niego. Błogosławieni jesteśmy, że otrzymujemy tu rozkaz. Służymy naszemu czasowi; czy zrobimy to źle, czy dobrze, kto wie? Jeśli zrobimy to dobrze, nie dostaniemy owoców. Jeśli zrobimy to źle, nie otrzymamy również opieki. Odpoczywaj, bądź wolny i pracuj. Ten rodzaj wolności jest bardzo trudny do osiągnięcia. Jakże łatwo jest zinterpretować niewolnictwo jako obowiązek — chorobliwe przywiązanie ciała do ciała jako obowiązek! Ludzie wychodzą w świat i walczą i walczą o pieniądze lub o jakąkolwiek inną rzecz, do której się przywiązują. Zapytaj ich, dlaczego to robią. Mówią: „To obowiązek”. To absurdalna żądza złota i zysku, którą próbują przykryć kilkoma kwiatami.

Czym więc w końcu jest obowiązek? Tak naprawdę jest to impuls ciała, naszego przywiązania; a kiedy przywiązanie zostało ustanowione, nazywamy to obowiązkiem. Na przykład w krajach, w których nie ma małżeństwa, nie ma obowiązków między mężem i żoną; kiedy przychodzi małżeństwo, mąż i żona żyją razem z powodu przywiązania; i ten rodzaj wspólnego życia ustala się po pokoleniach; a kiedy zostaje to ustalone, staje się obowiązkiem. Jest to, że tak powiem, rodzaj choroby przewlekłej. Kiedy jest ostry, nazywamy to chorobą; kiedy jest chroniczny, nazywamy to naturą. To jest choroba. Kiedy więc przywiązanie staje się chroniczne, ochrzcimy je wysoko brzmiącym imieniem obowiązku. Zasypaliśmy go kwiatami, zabrzmiały trąby, recytowano nad nim święte teksty, a potem cały świat walczył, a ludzie gorliwie okradali się nawzajem ze względu na ten obowiązek. Obowiązek jest dobry o tyle, o ile hamuje brutalność. Dla najniższych rodzajów ludzi, którzy nie mogą mieć żadnego innego ideału, jest to coś dobrego; ale ci, którzy chcą być Karma-Joginami, muszą odrzucić tę ideę obowiązku za burtę. Nie ma obowiązku dla ciebie i dla mnie. Cokolwiek masz do dania światu, dawaj wszelkimi sposobami, ale nie jako obowiązek. Nie myśl o tym. Nie zmuszaj się. Dlaczego miałbyś być zmuszany? Wszystko, co robisz pod przymusem, służy budowaniu przywiązania. Dlaczego miałbyś mieć jakiś obowiązek? Oddaj wszystko Bogu. W tym ogromnym piecu ognistym, gdzie ogień obowiązku pali wszystkich, wypij ten kielich nektaru i bądź szczęśliwy. Wszyscy po prostu wykonujmy Jego wolę i nie miejmy nic wspólnego z nagrodami i karami. Jeśli chcesz nagrody, musisz też otrzymać karę; jedynym sposobem na uniknięcie kary jest rezygnacja z nagrody. Jedynym sposobem na wyjście z nieszczęścia jest porzucenie idei szczęścia, ponieważ te dwie rzeczy są ze sobą powiązane. Z jednej strony szczęście, z drugiej nieszczęście. Po jednej stronie jest życie, po drugiej śmierć. Jedynym sposobem na wyjście poza śmierć jest porzucenie miłości do życia. Życie i śmierć to ta sama rzecz, na którą patrzy się z różnych punktów widzenia. Tak więc idea szczęścia bez nieszczęścia lub życia bez śmierci jest bardzo dobra dla uczniów i dzieci; ale myśliciel widzi, że to wszystko jest sprzecznością samą w sobie i rezygnuje z obu. Nie szukaj pochwał ani nagród za cokolwiek, co robisz. Ledwie wykonamy dobry uczynek, zaczynamy pragnąć za niego pochwały. Jak tylko przekażemy pieniądze jakiejś organizacji charytatywnej, już chcemy zobaczyć nasze nazwiska w gazetach. Skutkiem takich pragnień musi być nieszczęście. Najwięksi ludzie na świecie odeszli nieznani. Buddowie i Chrystusowie, których znamy, są bohaterami drugorzędnymi w porównaniu z największymi ludźmi, o których świat nic nie wie. Setki tych nieznanych bohaterów żyło w każdym kraju, pracując po cichu. Po cichu żyją i po cichu odchodzą; z czasem ich myśli znajdują wyraz w Buddach lub Chrystusach i to właśnie ci ostatni stają się nam znani. Najwyżsi ludzie nie dążą do zdobycia imienia ani sławy dzięki swojej wiedzy. Zostawiają swoje idee światu; nie wysuwają żadnych roszczeń dla siebie i nie zakładają żadnych szkół ani systemów w swoim imieniu. Cała ich natura wzdraga się przed czymś takim. Są to czyści Sāttwikowie, którzy nigdy nie mogą wywołać żadnego poruszenia, a jedynie rozpływają się w miłości. Widziałem jednego takiego Jogina, który mieszka w jaskini w Indiach. Jest jednym z najwspanialszych ludzi, jakich kiedykolwiek widziałem. Tak całkowicie utracił poczucie własnej indywidualności, że można powiedzieć, że człowiek w nim całkowicie zniknął, pozostawiając jedynie wszechogarniające poczucie boskości. Jeśli zwierzę ugryzie go w jedno ramię, jest gotowe podać mu również drugie ramię i powiedzieć, że taka jest wola Pana. Wszystko, co do niego przychodzi, pochodzi od Pana. Nie pokazuje się ludziom, a jednak jest magazynem miłości i prawdziwych, słodkich idei.

Następni w kolejności są ludzie o większej ilości Radźas, czyli aktywności, o wojowniczej naturze, którzy przejmują idee doskonałych i głoszą je światu. Ludzie najwyższego rodzaju po cichu zbierają prawdziwe i szlachetne idee, a inni — Buddowie i Chrystusowie — chodzą z miejsca na miejsce, głosząc je i pracując dla nich. W życiu Buddha Gautama zauważamy, że nieustannie mówi, że jest dwudziestym piątym Buddą. Dwudziestu czterech przed nim jest nieznanych historii, chociaż Buddha znany historii musiał budować na fundamentach przez nich położonych. Najwyżsi ludzie są spokojni, cisi i nieznani. To ludzie, którzy naprawdę znają potęgę myśli; są pewni, że nawet jeśli pójdą do jaskini, zamkną drzwi i po prostu pomyślą pięć prawdziwych myśli, a potem umrą, te pięć ich myśli będzie żyło przez wieczność. Rzeczywiście, takie myśli będą przenikać przez góry, przekraczać oceany i podróżować po świecie. Wejdą głęboko w ludzkie serca i umysły i wzbudzą mężczyzn i kobiety, którzy dadzą im praktyczny wyraz w działaniach ludzkiego życia. Ci ludzie Sattwikowie są zbyt blisko Pana, aby być aktywni i walczyć, pracować, zmagać się, nauczać i czynić dobro, jak mówią, tu na ziemi dla ludzkości. Aktywni robotnicy, jakkolwiek dobrzy, mają jeszcze w sobie resztki ignorancji. Kiedy w naszej naturze pozostało jeszcze trochę nieczystości, wtedy sami możemy działać. W naturze pracy leży zwykle motywacja i przywiązanie. W obecności zawsze aktywnej Opatrzności, która zauważa nawet upadek wróbla, jak człowiek może przywiązywać jakąkolwiek wagę do własnej pracy? Czy nie będzie to bluźnierstwem, gdy wiemy, że On troszczy się o najdrobniejsze rzeczy na świecie? Musimy tylko stanąć przed Nim w bojaźni i czci, mówiąc: „Bądź wola Twoja”. Najwyżsi ludzie nie mogą pracować, ponieważ nie ma w nich przywiązania. Dla tych, których cała dusza jest w Jaźni, dla tych, których pragnienia są ograniczone w Jaźni, którzy na zawsze związali się z Jaźnią, dla nich nie ma pracy. Tacy są zaprawdę najwyżsi z rodzaju ludzkiego; ale oprócz nich wszyscy muszą pracować. Pracując w ten sposób, nigdy nie powinniśmy myśleć, że możemy pomóc nawet w najmniejszej rzeczy na tym wszechświecie. Nie możemy. W tym gimnazjum świata pomagamy tylko sobie. To jest właściwe podejście do pracy. Jeśli pracujemy w ten sposób, jeśli zawsze pamiętamy, że nasza obecna możliwość pracy w ten sposób jest przywilejem, który został nam dany, nigdy nie będziemy do niczego przywiązani. Miliony takich jak ty i ja uważają, że jesteśmy wspaniałymi ludźmi na świecie; ale wszyscy umieramy i w ciągu pięciu minut świat o nas zapomina. Ale życie Boga jest nieskończone. „Kto może przeżyć chwilę, odetchnąć chwilą, jeśli ten wszechmocny tego nie chce?” On jest zawsze aktywną Opatrznością. Wszelka moc jest Jego i pod Jego rozkazami. Dzięki Jego rozkazowi wieją wiatry, słońce świeci, ziemia żyje, a śmierć kroczy po ziemi. On jest wszystkim we wszystkim; On jest wszystkim i we wszystkim. Możemy tylko Go czcić. Porzuć wszystkie owoce pracy; czyń dobro dla niego samego; tylko wtedy przyjdzie doskonały brak przywiązania. Więzy serca zostaną w ten sposób zerwane i będziemy zbierać doskonałą wolność. Ta wolność jest rzeczywiście celem Karma-Jogi.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-24 23:01:47)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#12 2023-04-25 22:31:51

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział VIII – Ideał Karma Jogi


Najwspanialszą ideą religii wedanty jest to, że możemy osiągnąć ten sam cel różnymi ścieżkami; i te ścieżki uogólniłem na cztery, a mianowicie ścieżki pracy, miłości, psychologii i wiedzy. Ale musisz jednocześnie pamiętać, że podziały te nie są bardzo wyraźne i [ścieżki] nie wykluczają się wzajemnie. Jedno łączy się z drugim. Ale nazywamy te podziały według typu, który przeważa. Nie jest tak, że można znaleźć ludzi, którzy nie mają innych zdolności niż ta praca, ani że można znaleźć ludzi, którzy są tylko oddanymi wielbicielami, nie ma też ludzi, którzy nie mają nic więcej niż tylko wiedzę. Podziały te są dokonywane zgodnie z typem lub tendencją, która może przeważać w człowieku. Odkryliśmy, że ostatecznie wszystkie te cztery ścieżki zbiegają się i stają się jedną. Wszystkie religie i wszystkie metody pracy i kultu prowadzą nas do jednego i tego samego celu.

Starałem się już wskazać ten cel. To jest wolność, jak ja to rozumiem. Wszystko, co dostrzegamy wokół nas, walczy o wolność, od atomu do człowieka, od nieczułej, pozbawionej życia cząstki materii do najwyższego bytu na ziemi, ludzkiej duszy. Cały wszechświat jest w rzeczywistości wynikiem tej walki o wolność. We wszystkich kombinacjach każda cząsteczka próbuje iść własną drogą, odlecieć od innych cząstek; ale inni trzymają ją w ryzach. Nasza ziemia próbuje odlecieć od słońca, a księżyc od ziemi. Wszystko ma tendencję do nieskończonego rozproszenia. Wszystko, co widzimy we wszechświecie, opiera się na tej jednej walce o wolność; pod wpływem tej tendencji święty się modli, a złodziej kradnie. Kiedy obrana linia działania nie jest właściwa, nazywamy ją złą; a kiedy jej manifestacja jest właściwa i wysoka, nazywamy ją dobrą. Ale impuls jest ten sam, walka o wolność. Święty jest uciskany świadomością swojego stanu niewoli i chce się go pozbyć; więc czci Boga. Złodzieja dręczy myśl, że nie posiada pewnych rzeczy, i stara się pozbyć tego pragnienia, uwolnić się od niego; więc kradnie. Wolność jest jedynym celem całej natury, czującej lub nieczułej; i świadomie lub nieświadomie wszystko dąży do tego celu. Wolność, której szuka święty, jest bardzo różna od tej, której szuka złodziej; wolność umiłowana przez świętego prowadzi go do rozkoszy nieskończonej, niewymownej błogości, podczas gdy ta, do której zbójca skierował swoje serce, tworzy tylko inne więzy dla jego duszy.

W każdej religii można znaleźć przejawy tej walki o wolność. Jest podstawą wszelkiej moralności, bezinteresowności, co oznacza pozbycie się idei, że ludzie są tym samym co ich małe ciała. Kiedy widzimy człowieka wykonującego dobrą robotę, pomagającego innym, oznacza to, że nie można go zamknąć w zawężonym kręgu „ja i moje”. Nie ma granic dla tego wyjścia z egoizmu. Wszystkie wielkie systemy etyczne głoszą jako cel absolutną bezinteresowność. Przypuśćmy, że człowiek może osiągnąć tę absolutną bezinteresowność, co się z nim stanie? Nie jest już tym małym panem takim a takim; osiągnął nieskończoną ekspansję. Mała osobowość, którą miał przedtem, jest teraz dla niego stracona na zawsze; stał się nieskończony, a osiągnięcie tej nieskończonej ekspansji jest rzeczywiście celem wszystkich religii i wszystkich nauk moralnych i filozoficznych. Personalistę ogarnia strach kiedy słyszy tę myśl filozoficznie wyrażoną. Jednocześnie, jeśli głosi moralność, to przecież sam naucza tej samej idei. Nie stawia granic bezinteresowności człowieka. Załóżmy, że człowiek staje się całkowicie bezinteresowny w systemie personalistycznym, jak mamy go odróżnić od doskonałych w innym systemie? Stał się jednym ze wszechświatem, a stać się tym jest celem wszystkich; tylko biedny personalista nie ma odwagi, by doprowadzić własne rozumowanie do właściwych wniosków. Karma-Joga jest osiągnięciem poprzez bezinteresowną pracę tej wolności, która jest celem całej ludzkiej natury. Dlatego każde samolubne działanie opóźnia osiągnięcie celu, a każde bezinteresowne działanie prowadzi nas do celu; dlatego jedyna definicja moralności, jaką można podać, brzmi: to, co samolubne, jest niemoralne, a to, co niesamolubne, jest moralne.

Ale jeśli przejdziesz do szczegółów, sprawa nie okaże się taka prosta. Na przykład środowisko często powoduje różnice w szczegółach, o czym już wspomniałem. To samo działanie w pewnych okolicznościach może być bezinteresowne, a w innych zupełnie samolubne. Możemy więc podać tylko ogólną definicję, a szczegóły pozostawić do dopracowania, biorąc pod uwagę różnice w czasie, miejscu i okolicznościach. W jednym kraju jeden rodzaj postępowania jest uważany za moralny, a w innym za niemoralny, ponieważ okoliczności są różne. Celem całej natury jest wolność, a wolność można osiągnąć jedynie przez doskonałą bezinteresowność; każda myśl, słowo lub czyn, które są bezinteresowne prowadzą nas do celu i jako takie są moralne. Przekonasz się, że ta definicja obowiązuje w każdej religii i każdym systemie etycznym. W niektórych systemach myślowych moralność wywodzi się od Istoty Wyższej — Boga. Jeśli zapytasz, dlaczego człowiek powinien robić to, a nie tamto, ich odpowiedź brzmi: „Ponieważ takie jest przykazanie Boże”. Ale niezależnie od źródła, z którego się wywodzi, ich kodeks etyczny ma tę samą główną ideę — nie myśleć o sobie ale zrezygnować z siebie. A jednak niektórzy ludzie, pomimo tej wzniosłej idei etycznej, boją się na myśl o konieczności porzucenia swoich małych osobowości. Możemy poprosić człowieka, który trzyma się idei małych osobowości aby rozważył przypadek osoby, która stała się całkowicie bezinteresowna, która nie myśli o sobie, która nie robi nic dla siebie, która nie mówi o sobie ani słowem, a następnie powiedzieć: gdzie jest jego „ja”. To „ja” jest mu znane tylko tak długo, jak długo myśli, działa lub mówi za siebie. Jeśli jest świadomy tylko innych, wszechświata i wszystkiego, to gdzie jest jego „ja”? Odeszło na zawsze.

Karma-joga jest zatem systemem etycznym i religijnym, którego celem jest osiągnięcie wolności poprzez bezinteresowność i dobre uczynki. Karma-Jogin nie musi wierzyć w żadną doktrynę. Może nie wierzyć nawet w Boga, może nie może pytać, czym jest jego dusza, ani nie myśleć o jakichkolwiek metafizycznych spekulacjach. Ma on swój szczególny cel urzeczywistnienia bezinteresowności; i sam musi sobie z tym poradzić. Każda chwila jego życia musi być urzeczywistnieniem, ponieważ zwykłą pracą, bez pomocy doktryny czy teorii, musi rozwiązać ten sam problem, do którego Dźńāni stosuje swój rozum i natchnienie, a Bhakta swoją miłość.

Teraz pojawia się następne pytanie: Co to jest za praca? Co ona czyni dobrego dla świata? Czy możemy czynić dobro dla świata? W sensie absolutnym nie; w sensie względnym tak. Nie można światu wyrządzić żadnego trwałego ani wiecznego dobra; gdyby można było to zrobić, świat nie byłby tym światem. Możemy zaspokoić głód człowieka przez pięć minut, ale on znowu będzie głodny. Każda przyjemność, której dostarczamy człowiekowi, może być postrzegana jako chwilowa. Nikt nie może trwale wyleczyć tej stale powracającej gorączki przyjemności i bólu. Czy można dać światu jakieś trwałe szczęście? W oceanie nie możemy wzniecić fali, nie powodując obniżenia poziomu wody w innym miejscu. Suma wszystkich dobrych rzeczy na świecie była zawsze taka sama w stosunku do ludzkich potrzeb i chciwości. Nie można jej zwiększyć ani zmniejszyć. Weźmy historię rodzaju ludzkiego, jaką znamy dzisiaj. Czy nie znajdujemy tych samych nieszczęść i tego samego szczęścia, tych samych przyjemności i bólu, tych samych różnic w położeniu? Czyż niektórzy nie są bogaci, niektórzy biedni, niektórzy wywyższeniu, niektórzy poniżeni, niektórzy zdrowi, niektórzy chorzy? Wszystko to dotyczyło Egipcjan, Greków i Rzymian w starożytności, podobnie jest z dzisiejszymi Amerykanami. Od kiedy znana jest historia, zawsze było tak samo; jednocześnie odkrywamy, że wraz z tymi wszystkimi nieuleczalnymi różnicami przyjemności i bólu zawsze istniała walka o ich złagodzenie. W każdym okresie historii rodziły się tysiące mężczyzn i kobiet, którzy ciężko pracowali, aby ułatwić życie innym. I jak daleko im się to udało? Możemy tylko bawić się w przesuwanie piłki z miejsca na miejsce. Zabieramy ból z płaszczyzny fizycznej i przechodzi on do mentalnej. To jest jak ten obraz w piekle Dantego, gdzie skąpcom dano masę złota do wtoczenia na wzgórze. Za każdym razem, gdy trochę ją wytoczyli do góry, znowu się staczała. Wszystkie nasze rozmowy o millenium są bardzo ładne, jak szkolne opowieści dla chłopców, ale nie są od nich lepsze. Wszystkie narody, które marzą o millenium, myślą również, że ze wszystkich narodów świata będą miały wtedy dla siebie to, co najlepsze. Oto cudownie bezinteresowna idea millenialna!

Nie możemy dodać szczęścia temu światu; podobnie nie możemy dodać do niego bólu. Całkowita suma energii przyjemności i bólu przejawiającego się tutaj na ziemi będzie taka sama przez cały czas. Po prostu przepychamy ją z tej strony na drugą stronę i z tamtej strony na tę, ale pozostanie to takie samo, ponieważ pozostanie takie jest jego naturą. Te przypływy i odpływy, te wzloty i upadki leżą w samej naturze świata; byłoby równie logiczne twierdzić inaczej, jak powiedzieć, że możemy mieć życie bez śmierci. To kompletny nonsens, ponieważ sama idea życia implikuje śmierć, a sama idea przyjemności implikuje ból. Lampa ciągle się wypala i to jest jej życie. Jeśli chcesz mieć życie, musisz dla niego umierać w każdej chwili. Życie i śmierć są tylko różnymi wyrazami tej samej rzeczy widzianej z różnych punktów widzenia; są opadaniem i wznoszeniem się tej samej fali i oba tworzą jedną całość. Jeden patrzy na stronę „spadku” i staje się pesymistą, inny patrzy na stronę „wzrostu” i staje się optymistą. Kiedy chłopiec idzie do szkoły a rodzice opiekują się nim, wszystko wydaje mu się błogosławione; jego pragnienia są proste, jest wielkim optymistą. Ale starzec, ze swoim różnorodnym doświadczeniem, jest spokojniejszy i na pewno jego ciepło znacznie ostygło. Tak więc stare narody, z oznakami rozkładu wokół siebie, mogą być mniej optymistyczne niż nowe narody. W Indiach jest takie przysłowie: „Tysiąc lat miasto i tysiąc lat las”. Ta przemiana miasta w las i na odwrót dzieje się wszędzie i sprawia, że ludzie stają się optymistami lub pesymistami, w zależności od tego, od której strony patrzą.

Następną ideą, którą podejmujemy, jest idea równości. Te idee milenijne były wielką siłą napędową do działania. Wiele religii głosi to jako ich element— że Bóg nadchodzi, aby rządzić wszechświatem i że wtedy nie będzie żadnej różnicy w warunkach. Ludzie, którzy głoszą tę doktrynę są zwykłymi fanatykami, a fanatycy są rzeczywiście najszczerszymi z rodzaju ludzkiego. Chrześcijaństwo było głoszone właśnie na podstawie fascynacji tym fanatyzmem i dlatego było tak atrakcyjne dla greckich i rzymskich niewolników. Wierzyli, że pod religią milenijną nie będzie już niewolnictwa, że będzie pod dostatkiem jedzenia i picia; i dlatego gromadzili się wokół chrześcijańskiego sztandaru. Ci, którzy pierwsi głosili tę ideę byli oczywiście ignorantami, ale bardzo szczerymi fanatykami. W czasach nowożytnych to milenijne dążenie przybiera formę równości — wolności, równości i braterstwa. To też jest fanatyzm. Prawdziwej równości nigdy nie było i nigdy nie będzie na ziemi. Jak tu wszyscy możemy być równi? Ten niemożliwy rodzaj równości pociąga za sobą całkowitą śmierć. Co sprawia, że ten świat jest taki, jaki jest? Utracona równowaga. W stanie pierwotnym, który nazywa się chaosem, panuje idealna równowaga. Jak zatem powstają wszystkie formujące siły wszechświata? Przez walkę, rywalizację, konflikt. Załóżmy, że wszystkie cząstki materii byłyby w równowadze, czy wtedy miałby miejsce jakikolwiek proces tworzenia? Z nauki wiemy, że jest to niemożliwe. Wzrusz taflę wody, a znajdziesz tam każdą cząsteczkę wody, która próbuje się uspokoić, jedna pędzi przeciw drugiej; i w ten sam sposób wszystkie zjawiska, które nazywamy wszechświatem — wszystkie rzeczy w nim — walczą o powrót do stanu doskonałej równowagi. Znowu przychodzi zakłócenie i znowu mamy kombinację i tworzenie. Nierówność jest samą podstawą stworzenia. Równocześnie siły walczące o równość są w takim samym stopniu koniecznością stworzenia, jak te, które ją niszczą.

Absolutna równość, która oznacza idealną równowagę wszystkich walczących sił na wszystkich płaszczyznach, nigdy nie może zaistnieć na tym świecie. Zanim osiągniecie ten stan, świat stanie się zupełnie niezdatny do jakiegokolwiek życia i nikogo tam nie będzie. Stwierdzamy zatem, że wszystkie te idee tysiąclecia i absolutnej równości są nie tylko niemożliwe, ale także, że jeśli spróbujemy je urzeczywistnić, z pewnością doprowadzą nas do dnia zniszczenia. Jaka jest różnica między człowiekiem a człowiekiem? Jest to w dużej mierze różnica w mózgu. W dzisiejszych czasach nikt oprócz szaleńca nie powie, że wszyscy rodzimy się z taką samą mocą mózgu. Przychodzimy na świat z nierównymi darami; przychodzimy jako więksi lub mniejsi ludzie i nie ma ucieczki od tego prenatalnego stanu. Indianie amerykańscy byli w tym kraju przez tysiące lat, a garstka waszych przodków przybyła na ich ziemię. Jaką różnicę spowodowali w wyglądzie kraju! Dlaczego Indianie nie wprowadzali ulepszeń i nie budowali miast, skoro wszyscy byli równi? Wraz z waszymi przodkami przybył na ziemię inny rodzaj mocy mózgowej, przybyły inne wiązki przeszłych wrażeń, które zadziałały i przejawiły się. Absolutny brak różnicowania to śmierć. Tak długo, jak ten świat będzie trwał, zróżnicowanie będzie i musi istnieć, a tysiąclecie doskonałej równości nadejdzie dopiero wtedy, gdy cykl stworzenia dobiegnie końca. Wcześniej nie może być równości. Jednak ta idea urzeczywistnienia milenijnego jest wielką siłą napędową. Tak jak nierówność jest konieczna dla samego stworzenia, tak też konieczna jest walka o jej ograniczenie. Gdyby nie było walki o wyzwolenie i powrót do Boga, nie byłoby też stworzenia. To właśnie różnica między tymi dwiema siłami określa naturę ludzkich motywów. Zawsze będą istniały motywy do pracy, niektóre zmierzające do niewoli, a inne do wolności.

Koło w kole tego świata to straszny mechanizm; jeśli włożymy w niego ręce, gdy tylko zostaniemy złapani, już nas nie będzie. Wszyscy myślimy, że kiedy spełnimy jakiś obowiązek, będziemy spokojni; ale zanim wykonamy część tego obowiązku, kolejny już czeka. Wszyscy jesteśmy ciągnięci przez tę potężną, złożoną machinę świata. Są tylko dwa wyjścia z tego; jednym jest porzucenie wszelkich spraw związanych z maszyną, pozwolenie by odeszły i stanięcie z boku, porzucenie naszych pragnień. To bardzo łatwo powiedzieć, ale jest to prawie niemożliwe do wykonania. Nie wiem, czy w dwudziestu milionach ludzi znajdzie się jeden, który może to zrobić. Innym sposobem jest zanurzenie się w świat i poznanie tajemnicy pracy, a to jest droga Karma-Jogi. Nie odlatuj od kół maszyny-świata, ale stań w jej wnętrzu i poznaj sekret pracy. Poprzez odpowiednią pracę wykonaną wewnątrz, możliwe jest również wyjście na zewnątrz. Wyjście jest poprzez samą tą maszynerię.

Zobaczyliśmy już czym jest praca. Jest częścią fundamentu natury i trwa zawsze. Ci, którzy wierzą w Boga, rozumieją to lepiej, ponieważ wiedzą, że Bóg nie jest tak nieudolną istotą, która będzie potrzebowała naszej pomocy. Chociaż ten wszechświat będzie trwał zawsze, naszym celem jest wolność, naszym celem jest bezinteresowność; a zgodnie z Karma-Jogą cel ten można osiągnąć poprzez pracę. Wszystkie idee uszczęśliwiania świata mogą być dobrą siłą napędową dla fanatyków; ale musimy wiedzieć, że fanatyzm przynosi tyle samo zła, co dobra. Karma-Jogin pyta dlaczego potrzebujesz innego motywu do pracy niż wrodzona miłość do wolności. Bądź poza zwykłymi świeckimi motywami. „Do pracy masz prawo, ale nie do jej owoców”. Człowiek może się wyszkolić aby to wiedzieć i praktykować, mówi Karma-Jogin. Kiedy idea czynienia dobra stanie się częścią jego istoty, wtedy nie będzie szukał żadnej motywacji na zewnątrz. Czyńmy dobrze, bo dobrze jest czynić dobro; ten, kto wykonuje dobrą pracę choćby po to, aby dostać się do nieba, wiąże się sam, mówi Karma-Jogin. Każda praca wykonywana nawet z najmniej samolubnych pobudek, zamiast nas wyzwolić, wykuwa jeszcze jeden łańcuch na nasze stopy.

Tak więc jedynym sposobem jest porzucenie wszystkich owoców pracy, nieprzywiązywanie się do nich. Wiedzcie, że ten świat nie jest nami ani my nie jesteśmy tym światem; że tak naprawdę nie jesteśmy ciałem; że tak naprawdę nie pracujemy. Jesteśmy Jaźnią, wiecznie odpoczywającą i spokojną. Dlaczego mamy być czymś związani? Bardzo dobrze jest powiedzieć, że powinniśmy być całkowicie nieprzywiązani, ale jaki jest na to sposób? Każda dobra praca, którą wykonujemy bez żadnych ukrytych motywów, zamiast wykuwać nowy łańcuch, zerwie jedno z ogniw w istniejących łańcuchach. Każda dobra myśl, którą wysyłamy w świat, nie myśląc o powrocie, zostanie tam zmagazynowana i zerwie jedno ogniwo w łańcuchu, czyniąc nas coraz czystszymi, aż staniemy się najczystszymi ze śmiertelników. Jednak wszystko to może wydawać się raczej donkiszotowskie i zbyt filozoficzne, bardziej teoretyczne niż praktyczne. Czytałem wiele argumentów przeciwko Bhagawad-Gicie i wielu twierdziło, że bez motywacji nie można pracować. Nigdy nie widzieli bezinteresownej pracy, chyba że pod wpływem fanatyzmu i dlatego tak mówią.

Pozwólcie, że powiem wam na zakończenie kilka słów o jednym człowieku, który faktycznie wcielił w życie tę naukę Karma-Jogi. Tym człowiekiem jest Buddha. Jest jedynym człowiekiem, który wprowadził to w doskonałą praktykę. Wszyscy prorocy świata z wyjątkiem Buddhy kierowali się zewnętrznymi motywami, które skłoniły ich do bezinteresownego działania. Prorocy świata, z tym jednym wyjątkiem, mogą być podzieleni na dwie grupy, z których jedna uważa, że są inkarnacjami Boga zstępującego na ziemię, a druga, że są jedynie posłańcami od Boga; i obaj czerpią impuls do pracy z zewnątrz, oczekują nagrody z zewnątrz, jakkolwiek wysoce duchowy może być język, którego używają. Ale Buddha jest jedynym prorokiem, który powiedział: „Nie interesuje mnie poznanie waszych różnych teorii na temat Boga. Jaki jest pożytek z omawiania wszystkich subtelnych doktryn dotyczących duszy? Czyńcie dobro i bądźcie dobrzy. A to zaprowadzi was do wolności i do wszelkiej prawdy”. W swoim życiu nie kierował się żadnymi motywami osobistymi; a który człowiek pracował więcej niż on? Pokaż mi w historii jedną postać, która wzniosła się tak wysoko ponad wszystko. Cała rasa ludzka stworzyła tylko jedną taką postać, tak wysoką filozofię, tak szeroką sympatię. Ten wielki filozof, głosząc najwyższą filozofię, miał jednak najgłębsze współczucie dla najniższego ze zwierząt i nigdy nie wysuwał żadnych pretensji do siebie. Jest idealnym Karma-Joginem, działającym całkowicie bez motywu, a historia ludzkości pokazuje, że był największym człowiekiem, jaki kiedykolwiek się narodził; bez porównania najwspanialsza kombinacja serca i mózgu, jaka kiedykolwiek istniała, największa moc duszy, jaka kiedykolwiek została zamanifestowana. Jest pierwszym wielkim reformatorem, jakiego widział świat. Był pierwszym, który odważył się powiedzieć: „Nie wierzcie dlatego, że powstały jakieś stare manuskrypty, nie wierzcie dlatego, że jest to wasza narodowa wiara, ponieważ każe się wam w to wierzyć od dzieciństwa; przeanalizujcie to, a jeśli stwierdzicie, że będzie to dobre dla wszystkich, uwierzcie w to, żyjcie zgodnie z tym i pomóżcie innym żyć zgodnie z tym”. Ten pracuje najlepiej, kto pracuje bez żadnego powodu, ani dla pieniędzy, ani dla sławy, ani dla niczego innego; a kiedy człowiek może to zrobić, będzie Buddhą i wyjdzie z niego moc działania w taki sposób, który przekształci świat. Ten człowiek reprezentuje najwyższy ideał Karma-Jogi.


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#13 2023-04-25 23:48:01

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Radźa-Joga



Przedmowa
Rozdział I – Wprowadzenie
Rozdział II – Pierwsze Kroki
Rozdział III – Prana
Rozdział IV – Prana Psychiczna
Rozdział V – Kontrola Psychicznej Prany
Rozdział VI – Pratjahara i Dharana
Rozdział VII – Dhjana i Samadhi
Rozdział VIII – Radźa–Joga w Skrócie



Aforyzmy Jogi Patańdźali

Wstęp
Rozdział I – Koncentracja: Jej Duchowe Zastosowania
Rozdział II – Koncentracja: Jej Praktyka
Rozdział III – Moce
Rozdział IV – Niezależność
Załącznik – Odniesienia Do Jogi






Przedmowa


Od zarania dziejów odnotowano różne niezwykłe zjawiska, które miały miejsce wśród ludzi. Świadkowie nie chcą w dzisiejszych czasach zaświadczyć o fakcie takich wydarzeń, nawet w społeczeństwach żyjących w pełnym blasku współczesnej nauki. Ogromna masa takich dowodów jest niewiarygodna, ponieważ pochodzą one od ignorantów, ludzi przesądnych lub oszustów. W wielu przypadkach tak zwane cuda są imitacjami. Ale co naśladują? Wyrzucanie czegokolwiek za burtę bez odpowiedniego zbadania nie jest oznaką szczerego i naukowego umysłu. Powierzchowni naukowcy, niezdolni do wyjaśnienia różnych niezwykłych zjawisk mentalnych, starają się ignorować samo ich istnienie. Dlatego są bardziej winni niż ci, którzy myślą, że na ich modlitwy odpowiada istota lub istoty ponad chmurami, lub niż ci, którzy wierzą, że ich prośby sprawią, że takie istoty zmienią bieg wszechświata. Ci drudzy mają wymówkę ignorancji lub przynajmniej wadliwego systemu edukacji, który nauczył ich polegania na takich istotach, uzależnienia, które stało się częścią ich zdegenerowanej natury. Ci pierwsi nie mają takiej wymówki.

Przez tysiące lat studiowano, badano i uogólniano takie zjawiska, analizowano całą podstawę zdolności religijnych człowieka, a praktycznym rezultatem jest nauka Radźa-Jogi. Radża-Joga nie zaprzecza istnieniu faktów trudnych do wyjaśnienia, jak w niewybaczalny sposób robią to niektórzy współcześni naukowcy; z drugiej strony delikatnie, ale bez żadnych wątpliwości mówi ludziom zabobonnym, że cuda, odpowiedzi na modlitwy i moce wiary, choć prawdziwe jako fakty, nie mogą zostać zrozumiane przez zabobonne wyjaśnienie przypisujące ich istnienie istocie lub istotom ponad chmurami. Oświadcza, że każdy człowiek jest tylko kanałem prowadzącym do nieskończonego oceanu wiedzy i mocy, który kryje się za ludzkością. Uczy, że pragnienia i potrzeby są w człowieku, że siła ich spełnienia jest również w człowieku; i że gdziekolwiek i kiedykolwiek pragnienie, potrzeba, modlitwa zostały spełnione, to z tego nieskończonego magazynu pochodziło zaopatrzenie, a nie od jakiejkolwiek nadprzyrodzonej istoty. Idea istot nadprzyrodzonych może do pewnego stopnia rozbudzać w człowieku siłę działania, ale przynosi też duchowy upadek. Przynosi zależność; przynosi strach; przynosi przesądy. Przeradza się w okropną wiarę w naturalną słabość człowieka. Nie ma rzeczy nadprzyrodzonych, mówi Jogin, ale w naturze są zgrubne przejawienia i subtelne przejawienia. Subtelne są przyczyny, zgrubne są skutki. Zgrubne można łatwo dostrzec zmysłami; nie jest tak z subtelnymi. Praktyka Radźa-Jogi doprowadzi do nabycia bardziej subtelnych percepcji.

Wszystkie ortodoksyjne systemy filozofii indyjskiej mają jeden cel: wyzwolenie duszy poprzez doskonałość. Metodą jest Joga. Słowo Joga obejmuje ogromny obszar, ale zarówno Szkoła Sankhji, jak i Szkoła Wedanty wskazują na Jogę w takiej czy innej formie.

Tematem niniejszej książki jest forma Jogi znana jako Radźa-Joga. Aforyzmy Patańdźali są najwyższym autorytetem w Radźa-Jodze i tworzą jej podręcznik. Inni filozofowie, choć czasami różnili się od Patańdźali w pewnych kwestiach filozoficznych, z reguły zgadzali się z jego metodą praktyki. Pierwsza część tej książki składa się z kilku wykładów na zajęcia prowadzone przez obecnego autora w Nowym Jorku. Druga część jest raczej swobodnym tłumaczeniem aforyzmów (sutr) Patańdźali, z bieżącym komentarzem. Dołożono wszelkich starań, aby w miarę możliwości unikać szczegółów technicznych i zachować swobodny i prosty styl konwersacji. W pierwszej części podane są pewne proste i konkretne wskazówki dla ucznia, który chce praktykować, ale wszystkim szczególnie i poważnie przypomina się, że Jogi, z nielicznymi wyjątkami, można się bezpiecznie nauczyć jedynie poprzez bezpośredni kontakt z nauczycielem. Jeśli rozmowy te rozbudzą chęć uzyskania dalszych informacji na dany temat, nauczyciela nie zabraknie.

System Patańdźali oparty jest na systemie Sankhjów, a różnic jest bardzo niewiele. Dwie najważniejsze różnice są takie, że po pierwsze Patańdźali uznaje Osobowego Boga w postaci pierwszego nauczyciela podczas gdy jedynym Bogiem uznawanym przez Sankhjów jest istota niemal doskonała, tymczasowo kierująca cyklem stworzenia. Po drugie, Jogini uważają, że umysł jest jednakowo wszechprzenikający z duszą, czyli Puruszą, a Sankhjowie nie.


– Autor.

________________________________________
Każda dusza jest potencjalnie boska.
Celem jest zamanifestowanie tej Boskości wewnątrz poprzez kontrolowanie natury, zewnętrznej i wewnętrznej.
Rób to albo przez pracę, albo poprzez wielbienie, albo kontrolę psychiczną, albo filozofię – przez jedną lub więcej, albo przez wszystkie z nich – i bądź wolny.
To jest cała religia. Doktryny, dogmaty, rytuały, księgi, świątynie czy formy są jedynie drugorzędnymi szczegółami.

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-25 23:58:47)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#14 2023-04-26 22:57:11

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział I – Wprowadzenie


Cała nasza wiedza opiera się na doświadczeniu. To, co nazywamy wiedzą wnioskową, w której przechodzimy od mniej do bardziej ogólnego lub od ogólnego do szczegółowego, opiera się na doświadczeniu. W tak zwanych naukach ścisłych ludzie łatwo znajdują prawdę, ponieważ odwołuje się ona do konkretnych doświadczeń każdego człowieka. Naukowiec nie każe w nic wierzyć, ale ma pewne wyniki, które pochodzą z jego własnych doświadczeń, i opierając się na nich, kiedy prosi nas, abyśmy wierzyli w jego wnioski, odwołuje się do jakiegoś uniwersalnego doświadczenia ludzkości. W każdej nauce ścisłej istnieje podstawa, która jest wspólna dla całej ludzkości, dzięki czemu możemy od razu zobaczyć prawdziwość lub błędność wyciągniętych z niej wniosków. Teraz pytanie brzmi: czy religia ma taką podstawę, czy nie? Będę musiał odpowiedzieć na to pytanie zarówno twierdząco, jak i przecząco.

Mówi się, że religia, jak powszechnie naucza się jej na całym świecie, opiera się na wierze i wierzeniach i w większości przypadków składa się tylko z różnych zestawów teorii i to jest powód, dla którego wszystkie religie kłócą się ze sobą . Teorie te ponownie opierają się na przekonaniach. Pewien człowiek mówi, że ponad chmurami siedzi wielka Istota, która rządzi całym wszechświatem, i prosi mnie, abym w to wierzył wyłącznie na podstawie jego twierdzeń. W ten sam sposób mogę mieć własne idee, o wiarę w które proszę innych, a jeśli zapytają o powód, nie mogę im go podać. Dlatego religia i filozofia metafizyczna mają dziś złą sławę. Każdy wykształcony człowiek zdaje się mówić: „Och, te religie są tylko zbiorem teorii bez żadnego standardu, według którego można by je ocenić, każdy człowiek głosi swoje ulubione idee”. Niemniej jednak istnieje podstawa powszechnej wiary w religii rządząca wszystkimi różnymi teoriami i różnymi ideami różnych sekt w różnych krajach. Sięgając do ich podstaw, stwierdzamy, że są one również oparte na uniwersalnych doświadczeniach.

Po pierwsze, jeśli przeanalizujecie wszystkie religie świata, zobaczycie, że dzielą się one na dwie klasy, te z księgą i te bez księgi. Ci, którzy mają książkę, są najsilniejsi i mają największą liczbę zwolenników. Ci, którzy nie mieli książek, w większości wymarli, a kilka nowych ma bardzo niewielu zwolenników. Jednak we wszystkich znajdujemy jednomyślność co do tego, że prawdy, których nauczają, są wynikiem doświadczeń poszczególnych osób. Chrześcijanin prosi cię, abyś wierzył w jego religię, wierzył w Chrystusa i wierzył w niego jako wcielenie Boga, wierzył w Boga, w duszę i w lepszy stan tej duszy. Jeśli pytam go o powód, mówi, że w nie wierzy. Ale jeśli pójdziesz do źródła chrześcijaństwa, przekonasz się, że opiera się ono na doświadczeniu. Chrystus powiedział, że widział Boga; uczniowie powiedzieli, że czują Boga; i tak dalej. Podobnie w buddyzmie jest to doświadczenie Buddhy. Doświadczył on pewnych prawd, zobaczył je, zetknął się z nimi i głosił je światu. Tak z Hindusami. W swoich książkach pisarze zwani Ryszi czyli mędrcy oświadczają, że doświadczyli pewnych prawd i głoszą je. Jest więc jasne, że wszystkie religie świata zostały zbudowane na tym jednym uniwersalnym i niewzruszonym fundamencie całej naszej wiedzy — na bezpośrednim doświadczeniu. Wszyscy nauczyciele widzieli Boga; wszyscy widzieli swoje własne dusze, widzieli swoją przyszłość, widzieli swoją wieczność, a to, co widzieli, głosili. Jest tylko ta różnica, że większość tych religii, zwłaszcza w czasach nowożytnych, czyni szczególne twierdzenie, a mianowicie, że te doświadczenia są obecnie niemożliwe; były one możliwe tylko z kilkoma ludźmi, którzy byli pierwszymi założycielami religii, od których później nosiły imiona. W chwili obecnej te doświadczenia stały się przestarzałe i dlatego musimy przyjąć religię za wiarę. Całkowicie temu zaprzeczam. Jeśli na tym świecie miało miejsce jedno doświadczenie w jakiejkolwiek określonej gałęzi wiedzy, to absolutnie wynika z tego, że doświadczenie to było możliwe miliony razy wcześniej i będzie się powtarzać wiecznie. Jednolitość jest rygorystycznym prawem natury; co raz się zdarzyło, może zdarzyć się zawsze.

Dlatego nauczyciele nauki Jogi oświadczają, że religia opiera się nie tylko na doświadczeniach z czasów starożytnych, ale że żaden człowiek nie może być religijny, dopóki sam nie ma takich samych percepcji. Joga jest nauką, która uczy nas, jak uzyskać takie postrzeganie. Nie ma sensu mówić o religii, dopóki się jej nie poczuje. Dlaczego jest tyle zamieszania, tyle walk i kłótni w imię Boga? W imię Boga przelano więcej krwi niż z jakiejkolwiek innej przyczyny, ponieważ ludzie nigdy nie szli do źródła; zadowalali się jedynie mentalnym przyzwoleniem na zwyczaje swoich przodków i chcieli, aby inni czynili to samo. Jakim prawem człowiek mówi, że ma duszę, jeśli jej nie czuje, albo że Bóg istnieje, jeśli Go nie widzi? Jeśli istnieje Bóg, musimy Go zobaczyć, jeśli istnieje dusza, musimy ją dostrzec; inaczej lepiej nie wierzyć. Lepiej być zdeklarowanym ateistą niż hipokrytą. Z jednej strony współczesna idea „uczonych” głosi, że religia i metafizyka oraz wszelkie poszukiwania Istoty Najwyższej są daremne; z drugiej strony, w przypadku półwykształconych wydaje się, że takie rzeczy naprawdę nie mają podstaw; ich jedyna wartość polega na tym, że dostarczają mocnych sił napędowych do czynienia dobra światu. Jeśli ludzie wierzą w Boga, mogą stać się dobrzy i moralni, a tym samym stać się dobrymi obywatelami. Nie możemy ich winić za wyznawanie takich idei, widząc, że całe nauczanie, jakie otrzymują ci ludzie to po prostu wiara w wieczną zagadkę słów, za którą nie kryje się żadna treść. Prosi się ich, aby żyli słowami; czy mogą to zrobić? Gdyby mogli, nie miałbym najmniejszego szacunku dla natury ludzkiej. Człowiek chce prawdy, chce doświadczyć prawdy na sobie; kiedy to uchwyci, zrozumie, poczuje to w swoim sercu, tylko wtedy, jak głoszą Wedy, wszystkie wątpliwości znikną, cała ciemność zostanie rozproszona, a wszelkie krzywizny zostaną wyprostowane. „Dzieci nieśmiertelności, nawet wy, którzy żyjecie w najwyższej sferze, droga została znaleziona; istnieje droga wyjścia z całej tej ciemności, a jest nią dostrzeżenie Tego, który jest poza wszelką ciemnością; nie ma innej drogi”.

Nauka Rādźa-Jogi proponuje przedłożyć ludzkości praktyczną i naukowo opracowaną metodę dotarcia do tej prawdy. Po pierwsze, każda nauka musi mieć własną metodę badań. Jeśli chcesz zostać astronomem i usiąść i zawołać "Astronomia! Astronomia!" to nigdy nim nie zostaniesz. To samo z chemią. Należy przestrzegać określonej metody. Musisz iść do laboratorium, wziąć różne substancje, wymieszać je, połączyć, poeksperymentować z nimi, a z tego wyjdzie wiedza chemiczna. Jeśli chcesz być astronomem, musisz iść do obserwatorium, wziąć teleskop, studiować gwiazdy i planety, a wtedy zostaniesz astronomem. Każda nauka musi mieć swoje własne metody. Mógłbym wygłosić wam tysiące kazań, ale nie uczyniłyby was one religijnymi, dopóki nie praktykowalibyście tej metody. To są prawdy mędrców wszystkich krajów, wszystkich wieków, ludzi czystych i bezinteresownych, którzy nie mieli innego motywu, jak tylko czynić dobro światu. Wszyscy deklarują, że znaleźli jakąś prawdę wyższą niż to, co mogą nam dać zmysły, i proszą o weryfikację. Proszą nas, abyśmy uczciwie przyjęli metodę i praktykowali, a wtedy, jeśli nie znajdziemy tej wyższej prawdy, będziemy mieli prawo powiedzieć, że nie ma prawdy w twierdzeniu, ale zanim to zrobimy, nie jesteśmy racjonalni zaprzeczając prawdziwości ich twierdzeń. Musimy więc wiernie pracować, stosując zalecane metody, a światło nadejdzie.

W zdobywaniu wiedzy posługujemy się uogólnieniami, a uogólnienia opierają się na obserwacji. Najpierw obserwujemy fakty, potem generalizujemy, a dopiero potem wyciągamy wnioski lub zasady. Wiedzy o umyśle, o wewnętrznej naturze człowieka, o myślach nie można nigdy posiąść, dopóki nie posiądziemy najpierw zdolności obserwowania faktów zachodzących wewnątrz. Stosunkowo łatwo jest obserwować fakty w świecie zewnętrznym, ponieważ w tym celu wynaleziono wiele instrumentów, ale w świecie wewnętrznym nie mamy żadnego instrumentu, który by nam pomógł. Wiemy jednak, że musimy obserwować, aby mieć prawdziwą naukę. Bez odpowiedniej analizy każda nauka będzie beznadziejnym, zwykłym teoretyzowaniem. I dlatego wszyscy psychologowie kłócili się między sobą od zarania dziejów, z wyjątkiem tych nielicznych, którzy odkryli sposoby obserwacji.

Nauka Rādźa-Jogi przede wszystkim proponuje dać nam taki sposób obserwowania stanów wewnętrznych. Instrumentem jest sam umysł. Siła uwagi, jeśli jest właściwie prowadzona i skierowana na świat wewnętrzny, przeanalizuje umysł i oświetli nam fakty. Moce umysłu są jak rozproszone promienie światła; gdy są skoncentrowane, oświetlają. To jest nasz jedyny środek poznania. Wszyscy go używają, zarówno w świecie zewnętrznym, jak i wewnętrznym; ale dla psychologa ta sama drobiazgowa obserwacja, którą naukowiec kieruje na świat zewnętrzny, musi być skierowana na świat wewnętrzny; a to wymaga dużo praktyki. Od dzieciństwa uczono nas, aby zwracać uwagę tylko na rzeczy zewnętrzne, ale nigdy na rzeczy wewnętrzne; stąd większość z nas prawie straciła zdolność obserwowania wewnętrznego mechanizmu. Niejako skierować umysł do wewnątrz, powstrzymać go przed wyjściem na zewnątrz, a następnie skoncentrować wszystkie jego siły i rzucić je na sam umysł, aby mógł poznać swoją własną naturę, przeanalizować siebie, to bardzo ciężka praca. Jednak jest to jedyna droga do czegokolwiek, co będzie naukowym podejściem do tematu.

Jaki jest pożytek z takiej wiedzy? Po pierwsze, sama wiedza jest najwyższą nagrodą wiedzy, a po drugie, jest ona także użyteczna. Zabierze całe nasze nieszczęście. Kiedy człowiek, analizując swój własny umysł, stanie niejako twarzą w twarz z czymś, co nigdy nie ulega zniszczeniu, z czymś, co ze swej natury jest wiecznie czyste i doskonałe, nie będzie już zmarniały, nie będzie już nieszczęśliwy. Wszelkie nieszczęścia biorą się ze strachu, z niezaspokojonych pragnień. Człowiek odkryje, że nigdy nie umiera i wtedy nie będzie się już bał śmierci. Kiedy wie, że jest doskonały, nie będzie już miał próżnych pragnień, a gdy obie te przyczyny będą nieobecne, nie będzie już nieszczęścia — zapanuje doskonała błogość, nawet będąc w tym ciele.

Jest tylko jedna metoda osiągnięcia tej wiedzy, zwana koncentracją. Chemik w swoim laboratorium skupia wszystkie energie swojego umysłu w jednym ognisku i rzuca je na materiały, które analizuje, odkrywając w ten sposób ich tajemnice. Astronom koncentruje wszystkie energie swojego umysłu i wysyła je przez swój teleskop na niebo; a gwiazdy, słońce i księżyc oddają mu swoje tajemnice. Im bardziej mogę skoncentrować swoje myśli na sprawie, o której do ciebie mówię, tym więcej światła mogę ci rzucić. Słuchasz mnie i im bardziej skupisz swoje myśli, tym wyraźniej zrozumiesz, co mam do powiedzenia.

W jaki sposób zdobyto całą wiedzę świata, jeśli nie przez koncentrację mocy umysłu? Świat jest gotów zdradzić swoje tajemnice, jeśli tylko my wiemy, jak zapukać, jak zadać mu niezbędny cios. Intensywność i siła uderzenia wynikają z koncentracji. Nie ma granic dla potęgi ludzkiego umysłu. Im bardziej jest skoncentrowany, tym więcej mocy działa na jeden punkt; oto jest tajemnica.

Łatwo jest skoncentrować umysł na rzeczach zewnętrznych, umysł w naturalny sposób wychodzi na zewnątrz; ale nie w przypadku religii, psychologii czy metafizyki, gdzie podmiot i przedmiot są jednym. Obiekt jest wewnętrzny, sam umysł jest przedmiotem i konieczne jest studiowanie samego umysłu – umysł bada umysł. Wiemy, że istnieje siła umysłu zwana refleksją. Mówię do ciebie. Jednocześnie stoję z boku jakbym była drugą osobą wiedząc i słysząc co mówię. Pracujesz i myślisz w tym samym czasie, podczas gdy część twojego umysłu stoi obok i widzi, o czym myślisz. Moce umysłu powinny być skoncentrowane i zwrócone ku sobie, a tak jak najciemniejsze miejsca ujawniają swoje sekrety przed przenikliwymi promieniami słońca, tak skoncentrowany umysł przeniknie swoje najskrytsze sekrety. W ten sposób dojdziemy do podstawy wiary, prawdziwej szczerej religii. Sami przekonamy się, czy mamy dusze, czy życie trwa pięć minut czy wieczność, czy we wszechświecie jest Bóg i więcej. To wszystko zostanie nam objawione. Tego właśnie Rādźa-Joga proponuje nauczać. Celem całej jej nauki jest to jak skoncentrować umysły, a następnie jak odkryć najskrytsze zakamarki naszych własnych umysłów, a następnie jak uogólnić ich treść i wyciągnąć z nich własne wnioski. Dlatego nigdy nie zadaje pytania jaka jest nasza religia, czy jesteśmy deistami czy ateistami, czy jesteśmy Chrześcijanami, Żydami czy Buddystami. jesteśmy istotami ludzkimi; to wystarczy. Każdy człowiek ma prawo i moc poszukiwania religii. Każdy człowiek ma prawo zapytać o powód, dlaczego, i sam otrzymać odpowiedź na swoje pytanie, jeśli tylko zada sobie trud.

Jak dotąd widzimy więc, że w studiowaniu tej Rādźa-Jogi żadna wiara ani uwierzenie nie są potrzebne. Nie wierz w nic, dopóki sam tego nie odkryjesz; tego nas uczy. Prawda nie potrzebuje żadnej podpory, aby mogła stać. Czy chcesz powiedzieć, że fakty dotyczące naszego stanu przebudzenia wymagają jakichkolwiek snów lub wyobrażeń, aby je udowodnić? Zdecydowanie nie. To studiowanie Rādźa-Jogi wymaga długiego czasu i ciągłej praktyki. Część tej praktyki jest fizyczna, ale głównie mentalna. W miarę postępów przekonamy się jak ściśle umysł jest połączony z ciałem. Jeśli wierzymy, że umysł jest po prostu subtelniejszą częścią ciała i że umysł oddziałuje na ciało, to logiczne jest, że ciało musi oddziaływać na umysł. Jeśli ciało jest chore, umysł również zachoruje. Jeśli ciało jest zdrowe, umysł pozostaje zdrowy i silny. Kiedy ktoś jest zły, umysł staje się niespokojny. Podobnie, kiedy umysł jest zaniepokojony, ciało również jest zaniepokojone. U większości ludzi umysł jest w dużym stopniu kontrolowany przez ciało, a ich umysł jest bardzo słabo rozwinięty. Ogromna masa ludzkości jest bardzo mało różni się od zwierząt. Nie tylko to, ale w wielu przypadkach siła kontroli u nich jest niewiele większa niż u zwierząt niższych. W bardzo niewielkim stopniu panujemy nad naszymi umysłami. Dlatego, aby wprowadzić to panowanie, aby uzyskać tę kontrolę nad ciałem i umysłem musimy podjąć pewne fizyczne pomoce. Kiedy ciało jest wystarczająco kontrolowane, możemy pokusić się o manipulację umysłem. Manipulując umysłem, będziemy w stanie przejąć nad nim kontrolę, sprawić, by działał tak, jak nam się podoba i zmusić go do skoncentrowania mocy zgodnie z naszymi pragnieniami.

Według Radźa-Jogina świat zewnętrzny jest jedynie zgrubną formą tego, co wewnętrzne, czyli subtelne. Im subtelniejsza jest zawsze przyczyna, tym bardziej zgrubny skutek. Tak więc świat zewnętrzny jest skutkiem, a wewnętrzny przyczyną. W ten sam sposób siły zewnętrzne są po prostu bardziej zgrubnymi częściami, których wewnętrzne siły są subtelniejsze. Człowiek, który odkrył i nauczył się manipulować siłami wewnętrznymi zdobędzie kontrolę nad całą przyrodą. Jogin stawia sobie nie mniejsze zadanie niż panowanie nad całym wszechświatem, panowanie nad całą przyrodą. Chce dojść do punktu, w którym to, co nazywamy „prawami natury”, nie będzie miało na niego wpływu, gdzie będzie mógł je wszystkie przekroczyć. Będzie panem całej natury, wewnętrznej i zewnętrznej. Postęp i cywilizacja rasy ludzkiej oznacza po prostu kontrolowanie tej natury.

Różne rasy podejmują różne procesy kontrolowania natury. Tak jak w tym samym społeczeństwie jedni chcą panować nad naturą zewnętrzną a inni nad wewnętrzną, tak wśród ras jedni chcą panować nad naturą zewnętrzną a inni nad wewnętrzną. Niektórzy mówią, że kontrolując wewnętrzną naturę, kontrolujemy wszystko. Inni, że kontrolując naturę zewnętrzną, kontrolujemy wszystko. Doprowadzone do skrajności oboje mają rację, bo w przyrodzie nie ma podziału na wewnętrzny czy zewnętrzny. Są to fikcyjne ograniczenia, które nigdy nie istniały. Przeznaczeniem eksternalistów i internalistów jest spotkanie się w tym samym punkcie, kiedy obaj osiągną skrajność swojej wiedzy. Tak jak fizyk, kiedy doprowadzi swoją wiedzę do granic możliwości stwierdzi, że rozpływa się ona w metafizyce, tak metafizyk stwierdzi, że to, co nazywa umysłem i materią, to tylko pozorne rozróżnienia, a rzeczywistość jest Jednym.

Końcem i celem wszelkiej nauki jest odnalezienie jedności, Tego, z którego powstaje różnorodność, Tego, który istnieje jako wielość. Radźa-Joga proponuje zacząć od świata wewnętrznego, studiować wewnętrzną naturę, a przez to kontrolować całość — zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. To bardzo stara próba. Indie były jej szczególną twierdzą, ale próbowały tego również inne narody. W krajach zachodnich uważano ją za mistycyzm a osoby, które chciały ją praktykować były albo palone, albo zabijane jako czarownice i czarownicy. W Indiach z różnych powodów dostała się ona w ręce osób, które zniszczyły dziewięćdziesiąt procent wiedzy, a z reszty próbowały uczynić wielką tajemnicę. W czasach nowożytnych powstało na Zachodzie wielu tak zwanych nauczycieli gorszych niż ci z Indii, ponieważ ci drudzy coś wiedzieli, podczas gdy ci współcześni propagatorzy nie wiedzą nic.

Wszystko, co jest tajemne i tajemnicze w tych systemach Jogi, powinno być natychmiast odrzucone. Najlepszym przewodnikiem w życiu jest siła. W religii, jak we wszystkich innych sprawach, odrzuć wszystko, co cię osłabia, nie miej z tym nic wspólnego. Podsycanie tajemnic osłabia ludzki mózg. Prawie zniszczyło to Jogę — jedną z najwspanialszych nauk. Od czasu jej odkrycia, ponad cztery tysiące lat temu, Joga była doskonale nakreślona, sformułowana i nauczana w Indiach. Uderzający jest fakt, że im bardziej nowoczesny komentator, tym większe popełnia błędy, a im starszy pisarz, tym bardziej jest racjonalny. Większość współczesnych pisarzy mówi o wszelkiego rodzaju tajemnicach. W ten sposób Joga wpadła w ręce kilku osób, które uczyniły ją tajemnicą, zamiast pozwolić, by padł na nią pełny blask światła dziennego i rozumu. Zrobili to, aby mieć władzę dla siebie.

Po pierwsze, nie ma żadnej tajemnicy w tym, czego nauczam. Tą odrobinę którą znam przekażę wam. Tak dalece, jak potrafię to uzasadnić, tak zrobię, ale jeśli nie wiem, po prostu powiem wam co mówią książki. Błędem jest ślepo wierzyć. Musicie kierować się własnym rozumem i osądem; musicie ćwiczyć i zobaczyć, czy te rzeczy się wydarzą, czy nie. Tak jak zajęlibyście się każdą inną nauką, dokładnie w ten sam sposób powinniście zająć się tą nauką jako przedmiotem studiów. Nie ma w tym ani tajemnicy, ani niebezpieczeństwa. O ile jest ona prawdą powinna być głoszone na ulicach, w biały dzień. Każda próba zatajenia tych rzeczy niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo.

Zanim przejdziemy dalej, opowiem wam trochę o filozofii Sānkhja, na której opiera się cała Radźa-Joga. Zgodnie z filozofią Sankhja, geneza percepcji jest następująca: wrażenia przedmiotów zewnętrznych są przenoszone przez zewnętrzne instrumenty do odpowiednich ośrodków mózgowych lub organów, organy przenoszą wrażenia do umysłu, umysł do zdolności determinującej, stamtąd Purusza (dusza) otrzymuje je, gdy pojawia się percepcja. Następnie niejako przekazuje polecenie ośrodkom motorycznym, aby zrobiły to, co konieczne. Z wyjątkiem Puruszy, wszystkie one są materialne, ale umysł jest o wiele subtelniejszą materią niż zewnętrzne instrumenty. Ta materia, z której składa się umysł, tworzy również subtelną materię zwaną Tanmātrami [Szkoła Sānkhji wymienia pięć elementów będących Tanmātrami – ziemię, wodę, ogień, powietrze i eter – przyp. tłum.]. Stają się one zgrubne i tworzą materię zewnętrzną. Taka jest psychologia Sānkhja. Tak więc między intelektem a zgrubną materią na zewnątrz istnieje tylko różnica w stopniu. Purusza jest jedyną rzeczą, która jest niematerialna. Umysł jest niejako narzędziem w rękach duszy, za pomocą którego dusza chwyta przedmioty zewnętrzne. Umysł ciągle się zmienia i chwieje, a gdy jest udoskonalony, może albo przywiązać się do kilku organów, do jednego, albo do żadnego. Na przykład, jeśli słucham zegara z wielką uwagą, być może nic nie zobaczę, chociaż moje oczy będą otwarte, co wskazuje, że umysł nie był przywiązany do narządu wzroku, podczas gdy był do narządu słuchu. Ale doskonały umysł może być przywiązany do wszystkich organów jednocześnie. Ma refleksyjną moc spoglądania wstecz w głąb siebie. Ta refleksyjna moc jest tym, co Jogin chce osiągnąć; koncentrując siły umysłu i kierując je do wewnątrz, stara się wiedzieć, co dzieje się wewnątrz. Nie ma w tym kwestii zwykłej wiary; jest to analiza, do której doszli niektórzy filozofowie. Współcześni fizjolodzy mówią nam, że oczy nie są narządem wzroku, ale że narząd ten znajduje się w jednym z ośrodków nerwowych mózgu i tak samo jest ze wszystkimi zmysłami; mówią nam również, że ośrodki te są zbudowane z tego samego materiału, co sam mózg. Sankhjowie również mówią nam to samo. To pierwsze jest stwierdzeniem dotyczącym strony fizycznej, a drugie psychologicznej; jednak oba są takie same. Nasze pole badań wykracza poza to.

Jogin proponuje osiągnięcie tego subtelnego stanu percepcji, w którym może postrzegać wszystkie różne stany mentalne. Musi istnieć mentalna percepcja ich wszystkich. Można dostrzec, jak wędruje doznanie, jak umysł je odbiera, jak idzie do zdolności determinującej i ona daje je Puruszy. Tak jak każda nauka wymaga pewnych przygotowań i ma swoją własną metodę, której należy przestrzegać, zanim będzie można ją zrozumieć, tak jest w Radźa-Jodze.

Konieczne są pewne przepisy dotyczące żywności; musimy używać tego pokarmu, który daje nam najczystszy umysł. Jeśli wejdziesz do zoo, przekonasz się o tym od razu. Widzisz słonie, ogromne zwierzęta, ale spokojne i łagodne; a jeśli podejdziesz do klatek lwów i tygrysów, zobaczysz że są niespokojne, co pokazuje jak wiele zmieniło jedzenie. Wszystkie siły działające w tym ciele powstały z pożywienia; widzimy to każdego dnia. Jeśli zaczniesz pościć, najpierw twoje ciało osłabnie, siły fizyczne ucierpią; potem po kilku dniach siły mentalne również ucierpią. Po pierwsze, pamięć zawiedzie. Potem przychodzi moment, kiedy nie jesteś w stanie myśleć, a tym bardziej prowadzić jakiegokolwiek rozumowania. Musimy więc uważać na to, jakie jedzenie jemy na początku, a kiedy mamy dość sił, kiedy nasza praktyka jest już zaawansowana, nie musimy być pod tym względem tak ostrożni. Podczas gdy roślina rośnie, musi być otoczona żywopłotem, aby nie została zraniona; ale kiedy staje się drzewem, żywopłoty są usuwane. Jest wystarczająco silny, aby wytrzymać wszystkie ataki.

Jogin musi unikać dwóch skrajności: luksusu i wyrzeczenia. Nie wolno mu pościć ani torturować swojego ciała. Ten, kto tak czyni, mówi Gita, nie może być joginem: ten, kto pości, ten, kto nie śpi, ten, kto dużo śpi, ten, kto pracuje za dużo, ten, kto nie pracuje, żaden z nich nie może być joginem (Gita, VI, 16).

Ostatnio edytowany przez Mariici (2023-04-26 22:57:48)


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

#15 2023-04-27 23:49:02

Mariici

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2009-01-06
Posty: 241
Punktów :   

Re: Kompletne Dzieła Swami Wiwekanandy

Rozdział II – Pierwsze kroki


Rādźa-Joga dzieli się na osiem stopni. Pierwsza to Jama — nie zabijanie, prawdomówność, niekradzenie, wstrzemięźliwość i nieotrzymywanie żadnych prezentów. Następna jest Nijama — czystość, zadowolenie, wyrzeczenie, studiowanie i samopoddanie się Bogu. Potem przychodzi Āsana, czyli postawa; Prānājāma lub kontrola nad Praną; Pratjāhāra, czyli powściągliwość zmysłów od ich przedmiotów; Dhāranā, czyli skupienie umysłu na punkcie; Dhjāna, czyli medytacja; i Samādhi, czyli nadświadomość. Jak widzimy, Jama i Nijama są ćwiczeniami moralnymi; bez nich jako podstawy żadna praktyka Jogi nie powiedzie się. Kiedy te dwa się ugruntują, Jogin zacznie dostrzegać owoce swojej praktyki; bez nich praktyka nigdy nie wyda owoców. Joginowi nie wolno myśleć o zranieniu kogokolwiek myślą, słowem lub czynem. Miłosierdzie nie powinno być tylko dla ludzi, ale powinno wyjść dalej i objąć cały świat.

Następnym krokiem jest Āsana, postawa. Serię ćwiczeń fizycznych i umysłowych należy wykonywać każdego dnia, aż do osiągnięcia pewnych wyższych stanów. Dlatego jest całkiem konieczne, abyśmy znaleźli postawę, w której możemy pozostać długo. Należy wybrać tę postawę, która jest dla człowieka najłatwiejsza. Dla myślenia, pewna postawa może być bardzo łatwa dla jednego człowieka, podczas gdy dla innego może być bardzo trudna. Później przekonamy się, że podczas studiowania tych psychologicznych spraw w ciele zachodzi duża aktywność. Prądy nerwowe będą musiały zostać przemieszczone i mieć nowy kanał. Rozpoczną się nowe rodzaje wibracji, cała konstytucja zostanie niejako przebudowana. Ale główna część ćwiczenia będzie przebiegać wzdłuż kręgosłupa, tak więc jedyną rzeczą konieczną do utrzymania postawy jest trzymanie kręgosłupa swobodnie, siedzenie wyprostowane, trzymanie trzech części — klatki piersiowej, szyi i głowy — w linii prostej. Niech cały ciężar ciała będzie wspierany przez żebra, a wtedy uzyskasz łatwą, naturalną postawę z wyprostowanym kręgosłupem. Z łatwością zauważysz, że nie możesz myśleć bardzo wzniośle z wciągniętą klatką piersiową. Ta część Jogi jest trochę podobna do Hatha-Jogi, która zajmuje się wyłącznie ciałem fizycznym, a jej celem jest uczynienie go bardzo silnym. Nie mamy tu z tym nic wspólnego, bo praktyki są bardzo trudne i nie da się ich nauczyć w jeden dzień, a poza tym nie prowadzą do wielkiego wzrostu duchowego. Wiele z tych praktyk można znaleźć u Delsarte i innych nauczycieli, takich jak ustawianie ciała w różnych pozycjach, ale cel w nich jest fizyczny, a nie psychologiczny. W ciele nie ma ani jednego mięśnia, nad którym człowiek nie mógłby uzyskać doskonałej kontroli. Serce można zmusić do zatrzymania się lub pracy na jego rozkaz i każdą częścią organizmu można kontrolować w podobny sposób.

Rezultatem tej gałęzi Jogi jest zapewnienie ludziom długiego życia; zdrowie jest główną ideą, jedynym celem Hatha-Jogina. Jest zdeterminowany, by nie zachorować i nigdy tego nie robi. Żyje długo; sto lat to dla niego nic; jest całkiem młody i świeży, gdy ma 150 lat, bez ani jednego siwego włosa. Ale to wszystko. Drzewo figowe żyje czasami 5000 lat, ale jest to drzewo figowe i nic więcej. Tak więc, jeśli człowiek żyje długo, jest tylko zdrowym zwierzęciem. Jedna lub dwie zwykłe lekcje Hatha-Joginów są bardzo przydatne. Na przykład niektórzy z was uznają, że na ból głowy dobrze jest pić zimną wodę przez nos zaraz po przebudzeniu; przez cały dzień twój mózg będzie miły i chłodny i nigdy się nie przeziębisz. Jest to bardzo łatwe do zrobienia; włóż nos do wody, wciągnij ją przez nozdrza i przepompuj do gardła.

Po nauczeniu się stabilnego, wyprostowanego siedzenia należy wykonać, zgodnie z niektórymi szkołami, praktykę zwaną oczyszczaniem nerwów. Część ta została odrzucona przez niektórych jako nienależąca do Radźa-Jogi, ale ponieważ doradza ją tak wielki autorytet, jak komentator Śankarāćārja, myślę, że należy o niej wspomnieć i zacytuję jego własne wskazówki z jego komentarza do Śwetāśwatara Upaniszada: „Umysł, którego nieczystości zostały oczyszczone przez Pranajamę, utwierdza się w Brahmanie; dlatego ogłasza się Pranajamę. Najpierw należy oczyścić nerwy, potem przychodzi moc praktykowania Pranajamy. Zatkanie prawego nozdrza kciukiem, przez lewe nozdrze napełnij powietrze zgodnie z pojemnością, następnie bez przerwy wypuszczaj powietrze prawym nozdrzem, zamykając lewe. Ponownie wdychając prawe nozdrze, wyrzuć lewe nozdrze zgodnie z pojemnością, ćwicząc to trzy lub pięć razy dziennie, przed świtem, w południe, wieczorem i o północy, po piętnastu dniach lub miesiącu osiąga się czystość nerwów; wtedy zaczyna się Pranajama”.

Praktyka jest absolutnie konieczna. Możesz siedzieć i słuchać mnie godzinami każdego dnia, ale jeśli nie będziesz praktykował, nie zrobisz ani kroku dalej. Wszystko zależy od praktyki. Nigdy nie zrozumiemy tych rzeczy, dopóki ich nie doświadczymy. Będziemy musieli sami je zobaczyć i poczuć. Samo słuchanie wyjaśnień i teorii nie wystarczy. Istnieje kilka przeszkód w praktyce. Pierwszą przeszkodą jest niezdrowe ciało: jeśli ciało nie jest w dobrym stanie, praktyka będzie blokowana. Dlatego musimy utrzymywać ciało w dobrym zdrowiu; musimy uważać na to, co jemy i pijemy oraz co robimy. Zawsze używaj wysiłku umysłowego, który zwykle nazywa się „chrześcijańską nauką”, aby utrzymać silne ciało. To wszystko — nic więcej o ciele. Nie wolno nam zapominać, że zdrowie jest tylko środkiem do celu. Gdyby zdrowie było końcem, bylibyśmy jak zwierzęta; zwierzęta rzadko stają się niezdrowe.

Drugą przeszkodą jest wątpliwość; zawsze wątpimy w rzeczy, których nie widzimy. Człowiek nie może żyć słowami, jakkolwiek by nie próbował. Tak więc przychodzi do nas wątpliwość, czy w tych rzeczach jest prawda, czy nie; nawet najlepsi z nas będą czasami wątpić: Z praktyką, w ciągu kilku dni, pojawi się mały przebłysk, wystarczający, by dodać otuchy i nadziei. Jak mówi pewien komentator filozofii Jogi: „Kiedy uzyska się jeden dowód, jakkolwiek by to był niewielki, da nam to wiarę w całe nauczanie Jogi”. Na przykład, po pierwszych kilku miesiącach praktyki, zaczniesz odkrywać, że potrafisz czytać w myślach innych; przyjdą do ciebie w formie obrazu. Być może usłyszysz coś, co dzieje się z dużej odległości, kiedy skupisz swój umysł na pragnieniu usłyszenia. Te przebłyski będą się pojawiać, początkowo po trochu, ale wystarczająco dużo, by dać wam wiarę, siłę i nadzieję. Na przykład, jeśli skoncentrujesz swoje myśli na czubku nosa, za kilka dni zaczniesz wąchać najpiękniejszy zapach, co wystarczy, aby pokazać ci, że istnieją pewne mentalne percepcje, które można urzeczywistnić bez kontaktu z obiektami fizycznymi. Ale zawsze musimy pamiętać, że to tylko środki; kresem, końcem, celem całego tego treningu jest wyzwolenie duszy. Absolutna kontrola nad naturą i nic poza nią musi być celem. Musimy być panami, a nie niewolnikami natury; ani ciało, ani umysł nie mogą być naszym panem, ani też nie wolno nam zapominać, że ciało jest moje, a nie ja jestem ciała.

Bóstwo i demon udali się, aby dowiedzieć się o Jaźni od wielkiego mędrca. Studiowali z nim przez długi czas. W końcu mędrzec powiedział im: „Wy sami jesteście Istotą, której szukacie”. Oboje myśleli, że ich ciała są Jaźnią. Wrócili do swego ludu całkiem zadowoleni i powiedzieli: „Nauczyliśmy się wszystkiego, czego można było się nauczyć; jedzcie, pijcie i weselcie się; jesteśmy Jaźnią; poza nami nie ma nic”. Natura demona była ignorancka, zamglona; więc nigdy więcej nie badał dalej, ale był całkowicie zadowolony z idei, że jest Bogiem, że poprzez Jaźń rozumie się ciało. Bóstwo miało czystszą naturę. Z początku popełnił błąd, myśląc: Ja, to ciało, jestem Brahmanem, więc utrzymuj je silne i zdrowe, dobrze ubrane i dawaj mu wszelkiego rodzaju przyjemności. Ale po kilku dniach przekonał się, że to nie mogło być tym co miał na myśli mędrzec, ich mistrz; musi być coś wyższego. Wrócił więc i powiedział: „Panie, czy nauczyłeś mnie, że to ciało jest Jaźnią? Jeśli tak, to widzę, że wszystkie ciała umierają; Jaźń nie może umrzeć”. Mędrzec powiedział: „Odkryj to; ty jesteś Tym”. Wtedy bóg pomyślał, że mędrzec miał na myśli siły witalne, które działają na ciało. Ale po pewnym czasie odkrył, że jeśli jadł, te siły życiowe pozostawały silne, ale jeśli głodował, słabły. Następnie bóg wrócił do mędrca i powiedział: „Panie, czy chcesz przez to powiedzieć, że siły witalne to Jaźń?” Mędrzec powiedział: „Odkryj to sam, ty jesteś Tym”. Bóg wrócił do domu jeszcze raz, myśląc, że być może to umysł jest Jaźnią. Ale po chwili zobaczył, że myśli były tak różne, raz dobre, raz złe; umysł był zbyt zmienny, by być Jaźnią. Wrócił do mędrca i powiedział: „Panie, nie sądzę, aby umysł był Jaźnią; czy to miałeś na myśli?” „Nie”, odpowiedział mędrzec, „ty jesteś Tym; odkryj to sam”. Bóg wrócił do domu i w końcu odkrył, że jest Jaźnią, ponad wszelką myśl, tą, która nie ma narodzin ani śmierci, której miecz nie może przebić ani ogień spalić, której powietrze nie może wysuszyć ani woda stopić, bez początku i bez końca, nieruchomy, niematerialny, wszechwiedzący, wszechmocny Byt; że To nie jest ani ciałem, ani umysłem, ale ponad nimi wszystkimi. Był więc zadowolony; ale biedny demon nie poznał prawdy z powodu zamiłowania do ciała.

Ten świat ma wiele takich demonicznych natur, ale jest też kilku bogów. Jeśli ktoś proponuje nauczanie jakiejkolwiek nauki w celu zwiększenia mocy przyjemności zmysłowych, znajdzie rzesze gotowych na to. Jeśli ktoś podejmie się ukazania najwyższego celu, znajdzie niewielu, którzy go posłuchają. Bardzo niewielu ma moc, by uchwycić to, co wyższe, a jeszcze mniej cierpliwości, by to osiągnąć. Ale jest też kilku, którzy wiedzą, że nawet jeśli ciało może żyć przez tysiąc lat, rezultat końcowy będzie taki sam. Kiedy siły, które je trzymają, znikają, ciało musi upaść. Nigdy nie narodził się człowiek, który w jednej chwili mógłby powstrzymać swoje ciało przed zmianą. Ciało to nazwa serii zmian. „Jak w rzece masy wody zmieniają się przed tobą w każdej chwili i przybywają nowe masy, ale przybierając podobną formę, tak też jest z tym ciałem”. A jednak ciało musi być silne i zdrowe. To najlepszy instrument, jaki mamy.

To ludzkie ciało jest najwyższym ciałem we wszechświecie, a istota ludzka jest najwyższą istotą. Człowiek jest wyższy niż wszystkie zwierzęta, niż wszystkie anioły; nikt nie jest wyższy od człowieka. Nawet Dewy (bogowie) będą musieli ponownie zstąpić i osiągnąć zbawienie poprzez ludzkie ciało. Tylko człowiek osiąga doskonałość, nawet nie Dewy. Według Żydów i muzułmanów Bóg stworzył człowieka po stworzeniu aniołów i wszystkiego innego, a po stworzeniu człowieka poprosił aniołów, aby przyszli i pozdrowili go, i wszyscy to zrobili z wyjątkiem Iblisa; więc Bóg go przeklął i stał się on Szatanem. Za tą alegorią kryje się wielka prawda, że te ludzkie narodziny są najwspanialszymi narodzinami, jakie możemy mieć. Niższe stworzenie, zwierzę, jest ospałe i wykonane głównie z Tamasu. Zwierzęta nie mogą mieć żadnych wzniosłych myśli; ani nie mogą aniołowie, czyli Devy, osiągnąć bezpośredniej wolności bez ludzkich narodzin. Podobnie w społeczeństwie ludzkim zbyt duże bogactwo lub zbyt duże ubóstwo jest wielką przeszkodą w wyższym rozwoju duszy. To z klas średnich wywodzą się wielcy tego świata. Tutaj siły są bardzo wyrównane i zrównoważone.

Wracając do naszego tematu, dochodzimy do Pranajamy, kontroli oddechu. Co to ma wspólnego z koncentracją mocy umysłu? Oddech jest jak koło zamachowe tej maszyny, ciała. W dużym silniku najpierw porusza się koło zamachowe, a ruch ten jest przekazywany do coraz drobniejszych maszyn, aż do momentu, gdy najdelikatniejszy i najsubtelniejszy mechanizm w maszynie zostanie wprawiony w ruch. Oddech jest tym kołem zamachowym dostarczającym i regulującym siłę napędową wszystkiego w tym ciele.

Był sobie kiedyś minister wielkiego króla. Popadł on w niełaskę. Król za karę kazał go zamknąć na szczycie bardzo wysokiej wieży. Tak się stało, a minister został tam pozostawiony na pewną śmierć. Miał jednak wierną żonę, która przychodziła nocą do wieży i wołała do męża do góry, aby dowiedzieć się co może zrobić, aby mu pomóc. Kazał jej wrócić do wieży następnej nocy i przynieść ze sobą długą linę, trochę grubego sznurka, mocną nić, jedwabną nić, chrząszcza i trochę miodu. Zastanawiając się bardzo, dobra żona była posłuszna swemu mężowi i przyniosła mu rzeczy, które chciał. Mąż kazał jej mocno przywiązać jedwabną nić do chrząszcza, następnie posmarować jego rogi kroplą miodu i puścić go wolno na ścianę wieży, głową skierowaną do góry. Posłuchała wszystkich tych instrukcji i chrząszcz wyruszył w długą podróż. Czując przed sobą miód, pełzał powoli naprzód, mając nadzieję, że dosięgnie miodu, aż w końcu dotarł do szczytu wieży, a minister chwycił chrząszcza i zdobył jedwabną nić. Powiedział swojej żonie, żeby przywiązała drugi koniec do mocnej nici, a po przeciągnięciu nici powtórzył ten proces z grubym sznurkiem, a na końcu z liną. Potem reszta była łatwa. Minister zszedł po linie z wieży i uciekł. W naszym ciele ruch oddechu jest „jedwabną nicią”; chwytając ją i ucząc się ją kontrolować, chwytamy mocną nić prądów nerwowych, a z nimi gruby sznurek naszych myśli, a na koniec linę Prany, poprzez kontrolę której osiągamy wolność.

Nie wiemy nic o naszych własnych ciałach; nie możemy wiedzieć. W najlepszym razie możemy wziąć martwe ciało i pociąć je na kawałki, a są tacy, którzy mogą wziąć żywe zwierzę i pociąć je na kawałki, aby zobaczyć, co jest w ciele. Nie ma to jednak nic wspólnego z naszymi ciałami. Niewiele o nich wiemy. Dlaczego nie? Ponieważ nasza uwaga nie jest wystarczająco rozróżniająca, aby uchwycić bardzo subtelne ruchy, które zachodzą wewnątrz. Możemy o nich wiedzieć tylko wtedy, gdy umysł staje się bardziej subtelny i wchodzi niejako głębiej w ciało. Aby uzyskać subtelną percepcję, musimy zacząć od bardziej zgrubnych percepcji. Musimy uchwycić się tego, co wprawia w ruch cały silnik. To jest prana, której najbardziej oczywistym przejawem jest oddech. Następnie wraz z oddechem powoli wejdziemy w ciało, co pozwoli nam poznać subtelne siły, prądy nerwowe, które poruszają się po całym ciele. Gdy tylko je dostrzeżemy i nauczymy się je czuć, zaczniemy przejmować kontrolę nad nimi i nad ciałem. Umysł jest również wprawiany w ruch przez te różne prądy nerwowe, więc w końcu osiągniemy stan doskonałej kontroli nad ciałem i umysłem, czyniąc z obu nasze sługi. Wiedza to moc. Musimy zdobyć tę moc. Musimy więc zacząć od początku, od Pranajamy, opanowaniu Prany. Ta Pranajama to długi temat i dokładne zilustrowanie go zajmie kilka lekcji. Zajmiemy się tym część po części.

Stopniowo zobaczymy uzasadnienie dla każdego ćwiczenia i jakie siły w ciele są wprawiane w ruch. Wszystkie te rzeczy przyjdą do nas, ale wymaga to ciągłej praktyki, a dowód przyjdzie poprzez praktykę. Żadne rozumowanie, które mogę wam przedstawić, nie będzie dla was dowodem, dopóki sami tego nie udowodnicie. Gdy tylko zaczniesz czuć w sobie te prądy w ruchu, wątpliwości znikną, ale wymaga to codziennej ciężkiej praktyki. Musisz ćwiczyć co najmniej dwa razy dziennie, a najlepszy czas to poranek i wieczór. Kiedy noc przechodzi w dzień, a dzień w noc, następuje stan względnego spokoju. Wczesny poranek i wczesny wieczór to dwa okresy spokoju. Twoje ciało będzie miało podobną tendencję do uspokajania się w takich momentach. Powinniśmy wykorzystać ten naturalny stan i zacząć praktykować. Postaraj się nie jeść, dopóki nie przećwiczysz; jeśli to zrobisz, sama siła głodu przełamie twoje lenistwo. W Indiach uczą dzieci, aby nigdy nie jadły, dopóki nie praktykowały lub nie oddały czci, a po pewnym czasie staje się to dla nich naturalne; chłopiec nie będzie głodny, dopóki się nie wykąpie i nie popraktykuje.

Ci z was, których na to stać, lepiej zrobią, jeśli będą mieć miejsce na tę praktykę. Nie śpij w tym pokoju, musi być święty. Nie wolno ci wchodzić do pokoju, dopóki się nie wykąpiesz i nie będziesz całkowicie czysty na ciele i umyśle. Zawsze umieszczaj kwiaty w tym pokoju; są najlepszym otoczeniem dla jogina; również zdjęcia, które są przyjemne. Pal kadzidło rano i wieczorem. Nie kłóć się, nie gniewaj się, ani nie myśl o nieświętych rzeczach w tym pokoju. Pozwól wejść do niego tylko tym osobom, które mają takie samo nastawienie jak ty. Wtedy stopniowo w pokoju zapanuje atmosfera świętości, tak że kiedy jesteś nieszczęśliwy, smutny, pełen wątpliwości lub twój umysł jest zaniepokojony, sam fakt wejścia do tego pokoju uspokoi cię. Taka była idea świątyni i kościoła, i w niektórych świątyniach i kościołach można to odnaleźć nawet teraz, ale w większości z nich sama idea została utracona. Chodzi o to, że dzięki utrzymywaniu tam świętych wibracji miejsce staje się i pozostaje oświetlone. Ci, których nie stać na wydzieloną salę, mogą ćwiczyć w dowolnym miejscu. Usiądź w wyprostowanej pozycji i pierwszą rzeczą jaką należy zrobić jest wysłanie strumienia świętej myśli do całego stworzenia. Powtarzaj w myślach: „Niech wszystkie istoty będą szczęśliwe; niech wszystkie istoty będą spokojne; niech wszystkie istoty będą błogie”. Powtórz tak na wschód, na południe, na północ i zachód. Im częściej będziesz to robić, tym lepiej będziesz się czuć. Przekonasz się w końcu, że najłatwiejszym sposobem na to, by stać się zdrowym, jest widzieć, że inni są zdrowi, a najłatwiejszym sposobem na uszczęśliwienie siebie jest widzieć, że inni są szczęśliwi. Po zrobieniu tego, ci, którzy wierzą w Boga, powinni modlić się — nie o pieniądze, nie o zdrowie, ani o niebo; módlcie się o wiedzę i światło; każda inna modlitwa jest samolubna. Następną rzeczą do zrobienia jest myślenie o własnym ciele i upewnienie się, że jest ono silne i zdrowe; to najlepszy instrument, jaki masz. Pomyśl o tym, że jest tak mocne jak diament i że z pomocą tego ciała przekroczysz ocean życia. Wolność nigdy nie zostanie osiągnięta przez słabych. Odrzuć wszelką słabość. Powiedz swojemu ciału, że jest silne, powiedz swojemu umysłowi, że jest silny i miej bezgraniczną wiarę i nadzieję w siebie.


"Zwrócić się ku Światłu, przywołać choćby odrobinę Boskiej Świadomości z góry, i w jej świetle zapalić płomyczek wewnętrznej tęsknoty..."

Offline

 

Om Om Om! Om Namah Śivaya! Mahadevaya! Mahakalaya! Om Namah Himavantyai Namah! MahaTripuraSundaryai! Om Śri Gurave Namah! Om Śri Lalitamohane Namah! Om Om Om!


pun.pl - załóż darmowe forum dyskusyjne PunBB

Firefox New

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
BetonovĂŠ jĂ­mky Plzeň CertifikovanĂĄ betonovĂĄ Zapoznaj sie z naszą ofertą szamb weekend w wellness Ciechocinek