HIMAVANTI

Forum Rozwoju Duchowego: Ezoteryka, Joga, Tantra, Magia, Kundalini, Uzdrawianie, Bóg i Bogini, Mistyka, Intuicja, Jarstwo, Oświecenie, HIMAVANTI OM

Ogłoszenie


1. Listy dla Śri Guru, prośby o błogosławieństwa i uzdrowienie, relacje z działalności: Śri Mohandźi R.Z.Matuszewski., P.O. Box 247, 44-100 Gliwice 1, PL,
2. Grupy Medytacyjne: Laya Yoga & Tantra, Nauka o Czakramach - Uzdrawianie - Wielka Brytania: tel. +44 786 225 9946 (Andrew, jęz. angielski i polski)
3. Uzdrawianie, Egzorcyzmy; Ośrodek Bogini - Studzianki k/Łodzi - Mirosława Tomaszewska tel. 44-615 4984 lub +48 602-397 477 e-mail: kontakt@zlotamira.com
4. Problem z założeniem konta lub logowaniem - napisz do webmastera Portalu Himavanti: bractwo.himawanti@gmail.com

#1 2021-11-28 01:26:48

Mitra

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2007-07-25
Posty: 180
Punktów :   

Pedofila w sierocińcu u sióstr Franciszkanek w Szamotułach

Kolejny pedofilski dramat został odkryty w prowadzonym przez zakonnice Domu Dziecka w Szamotułach, 100 km od Poznania. Sierociniec powstał ponad 100 lat temu i Prowadzony jest przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Pod opieką zakonnic przebywa tam 70 dzieci i, jak donoszą media, na przestrzeni kilku lat dochodziło tam do wielu gwałtach na podopiecznych. Jednym z gwałcicieli był ksiądz Zdzisław S.,  brat dwóch sióstr bliźniaczek pracujących w ośrodku - Jadwigi i Teresy S. i , z których jedna jest przełożoną. Zdzisław S. odwiedzał sierociniec i wielokrotnie dopuścił się gwałtów na dzieciach. Jedną z ofiar księdza pedofila jest Robert Kubicki, próbujący przez wiele lat dochodzić prawdy i sprawiedliwości, jednak wciąż nie otrzymał żadnego wsparcia ze strony organów ścigania.

Robert został zabrany spod opieki swojej matki alkoholiczki i wraz z trojgiem rodzeństwa  trafił do zakonnego sierocińca jako siedmioletnie dziecko.
– Odebrali moim rodzicom prawa rodzicielskie. Znaleźliśmy się w domu dziecka i tam moje piekło się zaczęło w wieku 12 lat – mówi dla dziennikarzy TVN24.

Jednak po raz pierwszy Robert został zgwałcony przez innego pedofila, którego tożsamości nie pamięta.Na początku lat 90-tych, gdy miał 15 lat, do sierocińca po raz pierwszy przyjechał w odwiedziny Zdzisław S. To jemu Robert zwierzył się z przeżytego dramatu, mając nadzieję na wsparcie i pomoc. Ksiądz Zdzisław S. okazał się jednak być ludzką bestią i wówczas wykorzystał seksualnie Roberta  po raz pierwszy.

Zdzisław S. w trakcie każdego pobytu zajmował pokój na poddaszu, w części gdzie mieszkały wszystkie dzieci. Szybko wzbudził zaufanie u osieroconych dzieci, które powierzały mu swoje najskrytsze tajemnice. Dopiero po latach, gdy Robert przeprowadzał śledztwo na własną rękę, wyszło na jaw, że ofiar pedofilskiej bestii w sutannie było znacznie więcej spośród wychowanków sierocińca w Szamotułach.

Jedną z nich była także siostra Roberta Monika. Była wtedy siedmioletnim dzieckiem, które wskutek zaniedbań patologicznych rodziców i przeżytych traum nie potrafiła jeszcze mówić. Dla pedofila Zdzisława S. była jednak idealną ofiarą.
– Moje rzeczy, moje przeżycia bardzo przeżywałam jak Leon był mały (jej syn - red.) , jak miał trzy, cztery lata i jak to wszystko przeżywałam, gdy miałam tyle lat, co on, ale teraz jest inaczej, wydaje mi się, że to przerobiłam - mówi w rozmowie z Robertem, nagranej dla TVN24.
Monika dzisiaj choruje na depresję dwubiegunową, oraz boryka się z lękami i jąkaniem, będących skutkiem przeżytych dramatów w dzieciństwie.
Robert, po opuszczeniu sierocińca, nie potrafił odnaleźć się w życiu dorosłym. Nie mogąc znieść traumatycznych wspomnień i przeżyć, zaczął zażywać narkotyki i był częstym gościem w agencjach towarzyskich. Nagromadzone w sierocińcu traumy w połączeniu z tak niebezpiecznym trybem życia, odcisnęły piętno na psychice Roberta, manifestując się jako schizofrenia. Robert kilkukrotnie trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie przez lekarzy był przekonywany, że schizofrenię miał już dużo wcześniej, tylko sobie tego nie uświadamiał.
Całkowicie zagubiony życiowo Robert, pozbawiony jakiejkolwiek opieki ze strony państwa, nie potrafił zerwać relacji z pedofilem Zdzisławem S. Ostatni raz spotkał się z nim w 2004 roku, kiedy to nie miał gdzie nocować i w akcie desperacji zdobył się na odwiedziny swojego ciemiężcy. Wtedy też miało dojść do zbliżenia seksualnego.

Kilka miesięcy po tamtej nocy Robert Kubicki złożył zawiadomienie do prokuratury o seksualnym wykorzystywaniu go w domu dziecka. Krótko po zawiadomieniu trafił jednak do szpitala psychiatrycznego i to tam został przesłuchany przez prokuratora. Całkowicie otumaniony lekami próbował zeznawać, jednak nie do końca pamięta co wtedy zeznał.
W czasie trwającego zaledwie kilka miesięcy śledztwa Prokuratura Rejonowa w Szamotułach przesłuchała tylko jednego świadka, przebywającego wtedy w szpitalu Roberta. – Nie wiem, dlaczego taka decyzja zapadła, żeby przesłuchiwać pana w szpitalu psychiatrycznym. Być może była potrzeba – zastanawia się rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak w rozmowie z dziennikarzami TVN24.

Po wyjściu ze szpitala cierpiący na zaburzenia psychiczne Robert wycofał zeznania. Jak mówi, nie był w stanie w tamtym momencie udźwignąć ciężaru, jakim był udział w postępowaniu prokuratorskim. Po jego decyzji prokuratura umorzyła postępowanie. Zastanawia fakt, dlaczego prokuratura nie podjęła mimo wszystko sprawy, a zdecydowała sprawę umorzyć.
- Prokurator tak zdecydował. Być może miał jakieś plany, ale ta decyzja pokrzywdzonego wymusiła decyzję o umorzeniu śledztwa – ocenia Łukasz Wawrzyniak. – Trudno ocenić, czy prokurator, który sprawę prowadził, przesłuchał tego mężczyznę, wykazał należytą empatię – dodaje.

Po umorzeniu sprawy Roberta do prokuratury w Szamotułach trafiły kolejne relacje dotyczące przemocy seksualnej w domu dziecka. Sprawcy byli inni, ale schemat działania niemal identyczny. Osoba z zewnątrz uzyskiwała dostęp do sierocińca i do jego podopiecznych, aby zaspokajać swoje potrzeby seksualne. W 2009 roku do prokuratury trafiło zawiadomienie, że Grzegorz S. przez ponad rok odwiedzał dom dziecka i wykorzystywał seksualnie wychowanków na terenie boiska. W 2010 roku został skazany przez sąd.Cztery lata później do prokuratury trafiło kolejne zawiadomienie - pracujący w domu dziecka wolontariusz Paweł K. przez ponad rok miał wykorzystywać seksualnie małoletniego Kamila N. Po przesłuchaniu pokrzywdzonego prokuratura umorzyła śledztwo z braku dowodów. Oskarżeni o molestowanie mężczyźni mogli działać w niemal ten sam sposób, co Zdzisław S., oprawca Roberta Kubickiego. Dla prokuratury nie był to jednak wystarczający powód, by wrócić do jego sprawy.

Były wychowanek domu dziecka, do którego dotarł Robert, wielokrotnie widział, jak Zdzisław S. przyjeżdża w odwiedziny do szamotulskiego domu dziecka. – Byłem tam, widziałem jego zachowanie, jak się witał z chłopakami, jak im wkładał język do buzi, brał ich do swojego pokoiku – zdradza anonimowo. – O molestowaniu tak naprawdę dowiedziałem się po latach, już jak wyszedłem i przez Facebooka znalazłem kolegów. Od słowa do słowa, gdzieś ktoś coś powiedział, popytałem trochę, i się przyznali – dodaje

- Kiedy siostra dyrektor dostała informację, że doszło do gwałtu, siostra go wyrzuciła, ale z tego, co wiem, po jakimś czasie siostra Jadwiga załatwiła mu powrót, jak gdyby nigdy nic. Sprawa została zamieciona pod dywan – zwraca uwagę były wychowanek domu dziecka.

Po wyciszeniu sprawy Zdzisław S. miał znowu przyjeżdżać do domu dziecka. Zajmował jednak pokój w innej części kompleksu niż do tej pory, z dala od wychowanków. Powrót Zdzisławowi S. miała ułatwić jego siostra, Jadwiga S. Szanowana, z długoletnim stażem zakonnica, w lokalnej społeczności cieszyła się dużym autorytetem. Uczestniczyła w uroczystościach państwowych, znała się z lokalnymi politykami, przez lata pełniła funkcję Matki Przełożonej Domu Zakonnego w Szamotułach. Czy wiedziała o molestowaniu nieletnich chłopców jakiego dopuszczał się jej brat? Czy to dzięki jej wpływom Zdzisław S. mógł znowu nocować w domu dziecka?
Robert w ubiegłym roku napisał do byłej wychowawczyni Jadwigi S. list. Opisał w nim, jak przez lata był wykorzystywany przez Zdzisława S. Nigdy nie dostał odpowiedzi. Nigdy też wprost nie odważył się porozmawiać z byłą wychowawczynią o tym, co spotkało go w domu dziecka.

Na korytarzu w domu dziecka Robert spotyka Jadwigę S. Ona przyznaje, że wie, o co chodzi, ale nie chce rozmawiać. – Wszystko jest zakończone – podkreśla. Kiedy Robert stwierdza, że siostra wiedziała o tym, co się działo w grupie, oraz że był molestowany, odpowiada: "Nie wiem". – Nie mówiłeś przedtem i nie wiem – zapewnia. – Skąd mogłam wiedzieć? – zarzeka się. Zgromadzenie o molestowaniu Roberta przez Zdzisława S. po raz pierwszy dowiedziało się 13 lat temu, gdy w 2008 roku brat Roberta wysłał do nich oficjalny mail.

- Przy konfesjonale było tak, że to, co robiłem, co mi robili, mówiłem księdzu przy spowiedzi, a potem tak naprawdę krótkie kazanie o miłości, o szacunku do drugiego człowieka i rozgrzeszenie – mówi Robert. – Zakonnice wiedziały, z czego się spowiadamy. Wiedziały, co się dzieje w grupie, a nie pomagały. Zakrywały nam usta słodyczami, prezentami, i tak naprawdę o tym zapominaliśmy potem – dodaje.

Przyjaciel Roberta, który w domu dziecka spędził 15 lat, niejednokrotnie był świadkiem, jak małe dzieci były przyprowadzane do pokoju, w którym mieszkał Zdzisław S. – Dobrze pamiętam, jak byłem wysyłany przez jego siostrę biologiczną do pokoju, gdzie on mieszkał. I tam miałem odbywać z nim rozmowy wychowawcze. Przychodząc do tego pokoju, zastawałem go w łóżku z jakimiś młodszymi dziećmi, nakryci kołdrą i tak dalej. Dziwaczne to było – przyznaje.

- Wszyscy wiedzieli i głowę w piasek chowali. My jeździliśmy z zakonnicami do jego domu. Ja poznałem jego żonę, jego córki. Jeździliśmy busami do Gdańska i gościliśmy w jego domu – opowiada.

Rozmowy wychowawcze w pokoju Zdzisława S. i wycieczki do Gdańska, do których zmuszano dzieci, miały być jednym z elementów surowego wychowania. Kolejnym, według relacji wychowanków, była przemoc. Siostry zakonne miały karać dzieci klęczeniem z rękami wyciągniętymi ku górze, a także bić drewnianą pałką. Jedną z form znęcania się, miało być wysyłanie sprawiających problemy wychowanków do szpitala psychiatrycznego. Zdrowe dzieci poddane silnej farmakoterapii wracały do sierocińca otumanione i z zaburzeniami psychicznymi.

- Pamiętam te wszystkie historie traumatyczne. Sam byłem bity wiele razy, wiele razy mi leciała krew z nosa. Raz stałem tak długo w kącie, że wpadłem głową do kosza. Zemdlałem pewnie i wpadłem tam. Pogięły mi się okulary, więc dostałem jeszcze w pysk, że tylko wydatki są przeze mnie – mówi przyjaciel Roberta.
– Wracałeś ze szkoły, spotykałeś kogoś na schodach i pierwsze pytanie, jakie było, to jaki ma humor. Wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. To była psychoza straszna i dostawaliśmy po ryju tak, że w mieście, w Poznaniu, się takie bójki rzadko zdarzają – podkreśla.

W maju Robert poprosił o pomoc mecenasa Sławomira Szczęsnego. – Podzielił się ze mną swoimi przeżyciami z przeszłości i powiedział, że chciałby dochodzić sprawiedliwości. Powiedział, że już próbował wielokrotnie dochodzić sprawiedliwości, ale za każdym razem jego postępowania były umarzane – mówi Sławomir Szczęsny, obecnie pełnomocnik Roberta Kubickiego.
W 2015 roku Robert po raz kolejny zawiadomił organa ścigania o molestowaniu w domu dziecka. – Prokuratura nie podjęła sprawy, tylko próbowała prowadzić postępowanie wyjaśniające dotyczące możliwości podjęcia na nowo sprawy zakończonej dziesięć lat wcześniej – zwraca uwagę Szczęsny.

Gdy w 2015 roku Robert zgłosił do prokuratury, że był wykorzystywany przez Zdzisława S., śledczy sięgnęli do akt umorzonej w 2005 roku sprawy. – W przypadku tym było postępowanie w sprawie. Nikomu nie przedstawiono zarzutów. Albo się taką sprawę podejmuje i kontynuuje, albo pozostawia pismo o podjęcie na nowo bez dalszego biegu – mówi Łukasz Wawrzyniak. – Nie wszczyna się kolejnego postępowania dotyczącego tego samego czynu tej samej osoby – wyjaśnia.

Po ponownym przesłuchaniu Roberta prokuratura nie wznowiła śledztwa. Biegły uznał, że trudno jest określić wiarygodność jego zeznań. Dwa lata później, w 2017, sprawa uległa przedawnieniu. Zdaniem mecenasa Szczęsnego gdyby prokuratura wszczęła postępowanie, sprawa przedawniłaby się dopiero w 2027 roku.
Już po zamknięciu sprawy przez prokuraturę, w 2020 roku, Robert razem z bratem spotkał się z Siostrą Prowincjonalną w Poznaniu. – Mówimy, że spotkało mnie nieszczęście w domu dziecka, a ona mówi: "Nie chcę wierzyć, że w moim domu dziecka takie rzeczy się działy". Powiedziała, że możemy się za tego pana pomodlić – wspomina Robert.

Zgromadzenie po wizycie mężczyzny zgłosiło jednak sprawę do prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Prokuratura odmówiła wszczęcia postepowania z powodu przedawnienia sprawy. – Pisaliśmy do Zdzisława, że chcemy się spotkać. Nie odpisał. Kiedy brat zadzwonił, powiedział, że go to nie obchodzi, co mi zrobił – mówi Robert.
- W kwietniu dzwoniłem do niego. Pytałem, dlaczego mi to zrobił, to powiedział: "Moje serce, z tobą zawsze były problemy". Odszedł od słuchawki, a ja jak głupek gadałem do słuchawki – dodaje.

Od czasu tamtej rozmowy telefonicznej Robert nie miał kontaktu ze Zdzisławem S. Ostatni raz widział się z nim niemal 17 lat temu. Zdzisław S. jest dziś osobą schorowaną – nie odpowiedział na próby kontaktu podejmowane przez dziennikarzy "Superwizjera".
Prokuratura nigdy nie przesłuchała Zdzisława S. Nigdy nie zbadała innych wątków sprawy. To, czy śledczy popełnili błąd, zbada teraz Prokuratura Regionalna w Poznaniu. – Nawet jak przegram, będę musiał z tą świadomością żyć, że byłem skrzywdzony i nic się nie dało zrobić – uważa Robert.


źródło: https://tvn24.pl/polska/brat-zakonnic-o … la-5496360

Ostatnio edytowany przez Mitra (2021-11-28 01:28:16)

Offline

 

#2 2021-11-29 18:59:05

horacy

PIELGRZYM

Zarejestrowany: 2019-05-01
Posty: 34
Punktów :   

Re: Pedofila w sierocińcu u sióstr Franciszkanek w Szamotułach

To już kolejny sierociniec pod opieką sióstr zakonnych, w którym dochodziło do tortur i gwałtów na dzieciach. To niemal taka sama sytuacja jak w ośrodku wychowawczym Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Tam skończyło się to bezwzględnym więzieniem dla siostrzyczek - sadystek. I już właśnie po ujawnieniu dramatu w Zabrzu, wojewodowie powinni zarządzić kontrole w każdym domu wychowawczym prowadzonym przez zakony kościelne. Już te dwa przypadki wystarczająco pokazują, że kościelne sierocińce są gehenną dla ich wychowanków. To są zwykłe molochy, na kilkadziesiąt dzieci w przeróżnym wieku, nad którymi opiekę sprawują zdewociałe siostrzyczki. Te molochy służą tylko do wyciągania kasy państwowej na działalność wychowawczą i do prania mózgu dzieciaków tam przebywających. Po latach wychowywania się w takiej placówce, osiemnastolatkowi wychodzą stamtąd - a raczej są wypraszani - bez przystosowania do społecznego życia, bez umiejętności gwarantujących im pracę i pewny byt poza murami katolickiego sierocińca.

Offline

 

Om Om Om! Om Namah Śivaya! Mahadevaya! Mahakalaya! Om Namah Himavantyai Namah! MahaTripuraSundaryai! Om Śri Gurave Namah! Om Śri Lalitamohane Namah! Om Om Om!


pun.pl - załóż darmowe forum dyskusyjne PunBB

Firefox New

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Hotely Saint-Georges-dĘźOlĂŠron