HIMAVANTI

Forum Rozwoju Duchowego: Ezoteryka, Joga, Tantra, Magia, Kundalini, Uzdrawianie, Bóg i Bogini, Mistyka, Intuicja, Jarstwo, Oświecenie, HIMAVANTI OM

Ogłoszenie


1. Listy dla Śri Guru, prośby o błogosławieństwa i uzdrowienie, relacje z działalności: Śri Mohandźi R.Z.Matuszewski., P.O. Box 247, 44-100 Gliwice 1, PL,
2. Grupy Medytacyjne: Laya Yoga & Tantra, Nauka o Czakramach - Uzdrawianie - Wielka Brytania: tel. +44 786 225 9946 (Andrew, jęz. angielski i polski)
3. Uzdrawianie, Egzorcyzmy; Ośrodek Bogini - Studzianki k/Łodzi - Mirosława Tomaszewska tel. 44-615 4984 lub +48 602-397 477 e-mail: kontakt@zlotamira.com
4. Problem z założeniem konta lub logowaniem - napisz do webmastera Portalu Himavanti: bractwo.himawanti@gmail.com

#1 2019-03-15 21:12:56

Mitra

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2007-07-25
Posty: 180
Punktów :   

"Drogi dojścia jogów indyjskich" - Jogi Rama Czaraka (fragment)

WYKŁAD III
ŚWIADOMOŚĆ DUCHOWA.

Prawidło dwudzieste pierwsze "Światła na drodze", łączące się bezpośrednio z tem, co miały na oku prawidła poprzednie, brzmi w sposób następujący:

21. Oczekuj rozwoju kwiatu w ciszy, która następuje po burzy — nie wcześniej. Kwiat będzie rósł, bujał ku górze, puści latorośle, da liście i pączki. Ale dopóki cala indywidualność człowieka nie rozwinie się; póki nie zapanuje nad nią cząstka Bóstwa, które ją stworzyło jako środek dla ważnych doświadczeń i przeżyć; póki cała natura człowieka nie ukorzy się przed jego wyższem Ja: dopóty kwiat nie może się rozpuścić. Tylko wtedy nastąpi cisza taka, jaka bywa w krajach zwrotnikowych po ulewie, gdy natura pracuje z taką spokojnością, że można obserwować jej działalność. Takież zacisze nadchodzi i dla ducha zaniepokojonego. I w głębokiej ciszy odbędzie się zdarzenie tajemne, które świadczy, że droga jest odkrytą. Nazywaj to jakiem chcesz imieniem. Jest to głos, który woła tam, gdzie wszystko milczy; jest to goniec, nie mający rysów ani istoty materjalnej — albo jest to kwiat duszy, co rozkwita. Zresztą niepodobna tego opisać, zapomocą jakichkolwiek porównań. Ale można to odczuwać, można tego poszukiwać, można tego pożądać śród szalonej burzy. Cisza ta może trwać tylko jedno mgnienie albo całe tysiąclecie. Ale ono się skończy- A jednak siła milczenia pozostanie z tobą. I znowu będziesz musiał walczyć i zwyciężać. Chwilowo tylko może natura trwać w ciszy".

Kwiat, który rozkwita w ciszy, po wielkiej burzy (i tylko w takich warunkach) — jest to kwiat "świadomości duchowej", ku którego stworzeniu dążyła roślina życia. Dla niej to wyrosło nasienie ducha i puściło korzenie, dla niej kiełek przebił się poprzez glebę bytu materjalnego w dziedziny wyższe; dla niej rozwijał się listek za listkiem, zrzucając kolejno wszystkie osłony — aż w końcu ukazał się ledwie dostrzegalny zaczątek kwiatu ducha i aż się zaczął prawdziwy rozrost duchowy. Zjawienie się tego zaczątku świadomości duchowej — pierwsze promienie oświecenia — stanowi najkrytyczniejszy okres w życiu duszy. Oświecenie nadchodzi dopiero po burzy, dopiero wówczas, gdy zamiast wichru, gromów i błyskawic. — nastaje cisza. W okresie spokojnym, po burzy — duszę oczekują wielkie zdarzenia. Pamiętaj o tem, duszo, śród wielkiej burzy niepokojów duchowych, która wali wszystkie żerdzie, wyrywa wszystko w czem ty znajdowałaś oparcie, i która ci każe sądzić, że wszystko już jest obalone oprócz ciebie jednej — i że pozostałaś sama, bez żadnej pociechy i podpory. Bo mianowicie w tem mgnieniu rozpaczy duchowej, kiedy wszystko ci zostało odjęte — oto schodzi ku tobie świat niewypowiedziany, który nigdy cię nie opuści i dla którego warto znieść tysiące burz. Czas prostej, ślepej wiary minął dla ciebie — nadchodzi czas świadomości.

Bardzo trudno mówić o wyższych przeżyciach duchowych słowami, które są przystosowane do niższej dziedziny świadomości. Emerson, który doświadczył tego. stanu świadomości, o jakim mowa — powiada: "Słowa każdego człowieka, mówiącego o swych przeżyciach w świecie duchowym, muszą się wydawać pustym dźwiękiem temu, co sam nie przebywał w tej dziedzinie myśli. Nie mam śmiałości mówić o tem. Moje słowa nie mogą wypowiedzieć całej wielkości życia ducha: są zbyt chłodne i niewystarczające. Tylko duch może natchnąć tego, kogo wybiera za swego herolda. -W każdym razie pragnąłbym, nawet zwykłemi słowy, w braku świętych, dać choćby słabe wyobrażenie o niebieskiej siedzibie tego bóstwa — i udzielić ludziom zebrane przezemnie błyski myśli, które mi odkryły zdumiewającą prostotę i potęgę prawa wszechświatowego". — Raczej powinno to być odczute, niż pojęte rozumem — a jednakże nasz intelekt częściowo może ogarnąć to w takim razie, gdy oświecenie duchowe wznosi go w wyższe dziedziny.

Wiedząc, jakie zadanie leży przed nami, ręka pisząca te słowa — zaczyna drżeć. Próba, by w prostych słowach wyrazić te przeżycia wyższego istnienia, zdaje się próżną i niedorzeczną — a jednak my wbrew wszystkiemu zmuszeni jesteśmy uczynić tę próbę. Niechaj tak będzie; wyznaczono nam zadanie i nie możemy się od niego uchylić. W "Zasadach filozofji jogów indyjskich" — mówiliśmy o trojakim objawie rozumu ludzkiego — o jego trzech pierwiastkach: o rozumie instynktowym, o intelekcie i rozumie duchowym. Radzimy raz jeszcze przeczytać rozdziały, traktujące o tym przedmiocie, zwracając szczególną uwagę na to, cośmy mówili o pierwiastku szóstym — o rozumie duchowym. Oświecenie duchowe — owy kwiat, co kwitnie w ciszy, po burzy — pochodzi właśnie z tej części naszej natury. Ale przedtem rozpatrzmy, co należy rozumieć pod nazwą "burzy", poprzedzającej rozkwit kwiatu.

Człowiek przechodzi przez wyższe stopnie rozumu instynktowego i dosięga płaszczyzny rozsądku (intelektu). Człowiek, żyjący życiem instynktu, nawet na jego wyższych stopniach, gdzie on już przenika w niższe objawy intelektu — nie jest zajęty rozwiązaniem problematów życia, zagadki bytu. Nie ma nawet świadomości, że takie problematy albo zagadki istnieją. Życie jego płynie stosunkowo spokojnie, gdyż jego troski wiążą się tylko ze światem materjalnym. Dopóki jego potrzeby cielesne są zaspokojone, nic go reszta nie obchodzi. Znajduje się w niemowlęcem stadjum rozwoju ludzkiego. Ale gdy czas pewien minie, zaczyna doświadczać niepokoju z innej strony. Budzący się intelekt nie pozwala już na dawniejszy bezkrytyczny stosunek do zjawisk świata otaczającego. Nieustannie powstają nowe zagadki, wymagające odpowiedzi. Zaczyna go niepokoić wieczne "dla czego" duszy. Tołstoj wypowiedział to nader jaskrawo w następujących słowach: "Skoro tylko rozumna część naszej osoby ujmuje rządy w ręce, natychmiast otwierają się nam nowe światy — budzi się tysiąc razy więcej pragnień niż przedtem. Stają się tak niezliczone, jak promienie koła. I rozum z miłością i troską naprzód, zaczyna pieścić, a potem zaspakajać te pragnienia, sądząc, że w ten sposób można znaleść szczęście".

Ale w tym stanie niepodobna znaleść stałego szczęścia; coś napełnia nam duszę rosnącym bez przerwy niepokojem i nęci naprzód wszystko ku coraz wyższym polotom. Rozsądek, nie zdolny wyobrazić czegoś wyższego nad siebie, walczy z tem dążeniem, jako z czemś niegodnem, traktując to wszystko, jako ślady poprzednich przesądów i zabobonów. To też czyni wielkie wysiłki, by rozwiązać wielkie zagadnienia — dążąc do takiego spokoju, jaki go czeka, podług jego przeczuć. Nie odgaduje, że jego jedyne wyzwolenie mieści się w rozwoju czegoś wyższego, niż on sam, czegoś, co mu daje możność stać się subtelniej szem narzędziem poznania prawdy.

Wielu, czytających te słowa, pozna z tego opisu ów stan straszliwego niepokoju umysłowego — niby połóg duchowy — gdy nasz rozsądek uznaje się niezdolny do rozwiązania wielkich kwestji, które się domagają odpowiedzi z jego strony. Rozbijamy się o pręty naszych klatek duchowych i kręcimy się iak wiewiórka na kole — a wciąż jesteśmy na tem samem miejscu, na którem byliśmy z początku. Znajdujemy się w samym ogniu burzy duchowej, która huczy dokoła nas na wszystkie strony; wiatr szarpie nasze suknie, oddając nas samowoli żywiołów. Widzimy, jak z naszego pola widzenia strącone zostaje wszystko, co się zdawało tak ustalone i pewne — i co stanowiło dla nas tak wygodne oparcie. Wszystko naraz wydaje się nam utraconem — i wpadamy w rozpacz. Spokój i poczucie duchowego nasycenia opuszcza nas, burza nas pędzi na wszystkie strony — i nie wiemy, czem się skończy to wszystko. Jedyna nasza nadzieja polega na ufności i wierze w Niewidzialną Prawicę; one to (t. j. ufność i wiara) natchnęły Newmana, gdy napisał przytoczone niżej piękne słowa. Echem odzywają się one w sercach tysiąca ludzi, którzy, choćby nawet newmanowski wykład prawdy był niezgodny z ich nastrojem — to jednak są jego braćmi z ducha — i dlatego rozumieją te jego słowa:

Łagodne światło sród tumanów mgły —
Ty prowadź mnie!
Choć noc jest ciemna, daleki mój dom —
Ty prowadź mnie!
Kieruj me nogi. Spraw, niech mi się dal odsłoni.
Posuń mnie o jeden krok —
O, prowadź mnie!

W odpowiednim czasie ukazuje się — a zawsze to bywa w czasie należytym — słaby przebłysk światła, które przenika poprzez chmury i u samych nóg wędrowca, zaskoczonego przez burzę — rozjaśnia nową ścieżkę; tylko najbliższy krok jest widoczny podróżnemu; daje on kilka kroków naprzód i wkrótce wchodzi do nowej krainy. Pewien pisarz tak tę rzecz omawia: "Wprędce przenika się wędrowiec świadomością, że się przedostał do nowej nieznanej krainy, gdzie niemasz znanych mu drogowskazów: nie poznaje też widoku, co się przed nim otwiera. Rozumie on, że wielka przestrzeń dzieli go od przyjaciół, których zostawił u podnóża góry. Głośno ich przywołuje, aby za nim poszli, ale ci zaledwie słyszeć go mogą i, niewątpliwie, lękają się o jego bezpieczeństwo. Machają na niego rękami i nęcą do powrotu. Ale on, jakby czując nowy dopływ tężyzny, pod wpływem niepojętego impulsu wewnętrznego — idzie wciąż naprzód. Nie zna mety ostatecznej swego wędrowania, ale bujna radość go opanowała — i w dalszym ciągu naprzód dąży".

Światło, jakie rozlewa świadomość duchowa — prowadzi wędrowca drogą dojścia do doskonałości, o ile ma dość odwagi, aby iść śladem tego światła. Światło ducha okazuje się zawsze najpewniejszym kierownikiem, ale bardzo niewielu z nas przenikło się tą wiarą, która nam pozwala je przyjąć. Pierwsi kwakrzy wiedzieli o tem świetle wewnętrznem i ufali mu, ale ich potomkowie zachowali tylko słaby migot tego, co niegdyś było jaskrawem światłem. Promienie tego światła mogą być widzialne wszystkim, co są do tego przygotowani i pełni ufności oczekują dnia, w którym ono ich zobaczy. Wiedzcie, że to światło wewnętrzne bynajmniej nie jest wyłącznym skarbem narodów Wschodu. Narody te tylko śledziły ten przedmiot z większą uwagą, niż narody zachodnie, — ale takie oświecenie jest udziałem całej ludzkości. Przykłady tego oświecenia obserwowano we wszystkich czasach, u wszystkich narodów. I wszystkie komunikaty o tych przeżyciach są w głównych rysach zupełnie podobne, choć wykład ich bywa bardzo rozmaity. Pierwszą wskazówką, że świadomość duchowa się budzi i przemawia — jest budząca się świadomość realności naszego Ja, bezpośrednie odczucie realnego istnienia duszy. Gdy człowiek zaczyna czuć, że jest s a m i że jest duszą, nie zaś, że posiada w sobie iakiś dziw, zwany "duszą", o której w istocie nic nie wie: wtedy można o nim powiedzieć, że się przybliża do pierwszych stopni świadomości duchowej — albo nawet, że się znajduje na jej peryferjum.

Istnieją dwa główne stadja rozkwitania kwiatu duchowości, choć zazwyczaj jedno przechodzi w drugie. Pierwsze jest to jaskrawe, zupełnie wyraźne przeżywanie aktu samoświadomości t. j. tej świadomości, że Jestem, Ja Jestem; drugie zaś — to dojście do świadomości kosmicznej. Postaramy się choćby bardzo niedokładnie, w grubych zarysach — dać wyobrażenie o tych dwóch stadjach, choć wyznajemy, że ludziom, co nie przeżyli ani tego ani tamtego stanu świadomości — nasze słowa mogą się wydawać wprost pozbawionem! sensu. Uświadomienie realności naszego Ja, można porównać z pączkiem kwiatu, jeżeli za kwiat uważać będziemy świadomość kosmiczną. Niejeden z tych, co jeszcze nie doświadczył tego wyrazistego uświadomienia swego Ja, może myśleć, że to nic innego, jak intelektualne pojęcie o Ja, albo być może wiara w realność duszy, osiągnięta drogą wychowania religijnego. Tymczasem jest to coś zupełnie innego. Jest to więcej niż proste pojęcie rozsądkowe lub prosta, ślepa wiara na słowo, oparta na powadze innej osoby — i więcej, niż wiara w Boską obietnicę nieśmiertelności. Jest to specyficzny stan świadomości; jest to wiedza o tem, że człowiek właśnie niczem innem nie jest, jak duszą; bezpośrednie poczucie, że Ja jestem istotą duchową, nieśmiertelną. Na tem, drodzy przyjaciele, musimy poprzestać — w braku słów, odpowiednich do opisu takiego stanu psychicznego. Ludzkość, nie ukształcona w tym względzie doświadczeniem, nie obmyśliła potrzebnych do tego wyrazów. Sanskryt posiada niektóre słowa, które wnieśli do tego języka starożytni jogowie i które, w każdym razie, rozumieją oświeceni indyjczycy, ale nasze języki zachodnie nie zawierają słów" odpowiadających ich znaczeniu. Możemy tylko spróbować dać pojęcie o tym stanie świadomości drogą bardzo niedostatecznych wyjaśnień. Niezdolni są opisać miłość, sympatje i inne uczucia tego rodzaju ludzie, — którzy ich nie doznali. To samo powiedzieć można o świadomości: Jestem. Występują one w duszy, już dostatecznie oświeconej dla przejęcia promieni wiedzy od rozumu duchowego — i wtedy dusza po prostu wie — i cała rzecz. Ma ona istotną wiedzę duchową tego, że jest istotą nieśmiertelną, ale nie może tego objaśnić innym i nawet zazwyczaj rozsądkowo nie może tego objaśnić sama sobie. Ona poprostu tylko wie. I wiedza ta nie zależy od przekonania, rozważania, ufności, nadziei, albo ślepego wierzenia. Jest to świadomość. I podobnie jak każda inna forma świadomości — jest ona niezmiernie trudna do wyjaśnienia każdemu, co jej nie doświadczył. Wyobraźcie sobie, co by wynikło, gdybyście ślepemu z urodzenia starali się wyjaśnić, co to jest światło lub temu, co nigdy nie smakował słodyczy, wyjaśnić, co to jest cukier, albo — co to jest mróz człowiekowi z krain podzwrotnikowych. Również nie jesteśmy w stanie wyjaśnić naszego doświadczenia duchowego tym, co jeszcze go nie przeżyli — fakt, doskonale znany tym, co doświadczali tzw. przeżyć religijnych. Znany jest wypadek zjawienia się takiej świadomości u człowieka, żyjącego w towarzystwie, gdzie — niewątpliwie — nie było nikogo, coby stał na tym samym co on stopniu rozwoju duchowego. Był to człowiek interesów, niepospolicie uzdolniony, który krążył śród ludzi, bezwzględnie obcych wszelkiej duchowości. Poczuł on nagły dopływ światła w swej duszy — pewność co do swego bytu duchowego wycisnęła się w jego świadomości — i to go bardzo rozstroiło i zaniepokoiło. Widział w tem oznakę zbliżającego się obłędu — i miał nadzieję, że ten stan rychło minie, choć mu to dawało największe szczęście. Ale ten stan nie mijał i doszło do tego, że człowiek ten był już gotów przelać swe interesy na inne ręce, w obawie, że straci równowagę duchową, gdyż nigdy przedtem nie słyszał o niczem podobnem. I otóż pewnego razu wpadła mu w ręce książka; autor jej wypowiadał myśli, co mogły zbudzić się jedynie u człowieka, który przeżył stan podobny. Nasz bohater uznał w wyrażeniach autora słowa ducha, znajome już i jemu (choć dla kogo innego były niepojęte) — i podniósłszy ręce ku niebu, zawołał głośno: "Chwała Bogu — znalazł się jeszcze inny również jak ja obłąkany człowiek!" Intuitywne poczucie realności istnienia swego Ja —napotyka się u znacznie większej liczby ludzi, niż to myśleć przyjęto, ale ci, co tę świadomość mają — nie mową zazwyczaj o tem nic z obawy, że ich przyjaciele, krewni i sąsiedzi — będą na nich patrzyli, jako na ludzi nienormalnych i psychicznie chorych. I istotnie, nie zawsze jest to rzecz rozsądna, opowiadać o swych przeżyciach innym ludziom, gdyż ci, co nie doszli do tegoż stopnia rozwoju świadomości, nie mogą zrozumieć tego stanu — i, widząc w innym to, co jest ich pojęciom niedostępne, skłonni są uważać go za nienormalnego. Bardzo jest szczególne i zabawne to, że świat składa się z ludzi, którzy roszczą sobie pretensję, iż rzekomo wierzą, jakoby każdy człowiek był duszą nieśmiertelną (lub jak to zwykle się mówi posiada, ma duszę nieśmiertelną) — i zarazem ludzie ci za nienormalnego uważają człowieka, co twierdzi, że faktycznie zna swoje nieśmiertelne Ja. Wiara większości ludzi jest bardzo krucha i niegłęboka — i ci, co rzekomo wierzą w nieśmiertelność — również lękają się śmierci, a nieraz bodaj i więcej niż ci, co myślą, że śmierć wszystko kończy. Odrzucają wszystkie świadectwa o istnieniu innych płaszczyzn bytu — tych zaś, co o tem mówią i w to wierzą — traktują jako oszustów i obłąkanych. Żyją i działają, jakby wszystko dla nich zamykało się w życiu ziemskiem, nie bacząc na swe pretensje do religijności i na wyznawane przez nich wierzenia. Wierzą w niektóre nauki do połowy, ale brak im istotnej wiedzy — i przeczą, jakoby ktokolwiek mógł posiadać to, czego im brak. Ale dla tych, w których pole świadomości przeniknęły już niektóre promienie prawdy rozumu duchowego — istnienie nieśmiertelnego Ja nie jest już prostem wierzeniem, ale prawdziwą rzeczywistością — i chociaż tacy ludzie oczywiście podzielają wierzenia swego środowiska — to w każdym razie zmieniają się jakby w zupełnie inne istoty. Otoczenie spostrzega, że w takim człowieku zaszła przemiana; jakkolwiekby spokojnie się on zachowywał i jakkolwiek oni nie mogą sobie wytłomaczyć, na czem przemiana ta polega, ale czują, że odbywa się coś szczególnego. Nie należy sobie wyobrażać, że to budząca się świadomość występuje naraz w duszy człowieka w całej pełni. Niekiedy istotnie bywa tak, ale po największej części przebudzenie odbywa się bardzo powoli — skoro zaś tylko się zaczyna, człowiek staje się innym, niż był poprzednio. Oczywiście — może on zatracić swą pełną świadomość prawdy, ale ta znów mu powróci — i wciąż będzie przetwarzać jego naturę, przyczem zmiana psychiczna, jaka się w nim odbyła — wyrażać się będzie w jego postępowaniu. Stanie się radośniejszy i szczęśliwszy. To, co sprawia przykrość bliźnim, jego ledwie porusza. Trudno mu wyrażać stosownie do okoliczności słowa żałości i współczucia z powodu, który takiem ciężkiem brzemieniem spada na otaczających. Może nawet o nim zrodzić się mniemanie — że jest to człowiek bez uczuć i bez serca, chociaż serce jego jest przepełnione miłością i współczuciem. Nastrój jego umysłu — punkt widzenia w stosunku do zjawisk — uległ jakby pewnemu przesunięciu. Czuje, że zatracił lęk, otoczenie zaś ma go za człowieka bez frasunku lub bez rozsądku. Czas dla niego traci znaczenie, gdyż dusza jego przesiąkła esencją wieczności; odległość również go nie przeraża: a toć wszystka przestrzeń należy do niego. Takiemu człowiekowi najlepiej przystoi milczenie, inaczej może on być pewny, że go znajomi uważać będą za "dziwaka" i będą się znacząco uderzać w czoło, szepcząc, że "u niego nie wszystko jest w porządku" (zapewne, dziać się to będzie poza jego plecami).

Istnieje jeszcze jedna osobliwość w tej fazie świadomości duchowej, mianowicie, że ten, co posiadł tę świadomość, może rozpoznawać jej język we wszystkich tworach innych ludzi. W pismach starych i niektórych nowych autorów, gdzie inni zachwycają się tylko pięknym stylem, on jakby przysłuchuje się serdecznej mowie swego brata z ducha. Niektórzy pisarze — którzy w słabym stopniu posiadają widzenie duchowe — mogą wpadać w taki nastrój, przy którym rozum duchowy kunsztownie udziela odpowiedniej formy wyrażenia myśli niższemu pierwiastkowi umysłowemu; rezultatem tego jest, że treść duchowa rzeczy napisanej przez danego autora — z łatwością zostaje ujęta przez tych, co są do tego przygotowani — choćby autor sam nawet nie rozumiał tego, co pisze. Słowa Ducha słyszy Duch.

Wy, którzy czytacie te słowa, o ileście doszli do pewnego stopnia świadomości duchowej, osamotnienie was nie gnębi. Tysiące naszych braci i sióstr współdziałają tej wielkiej sprawie dostąpienia — i poprzez czas i przestrzeń, szukają ciebie — i dobroczynnie będą na cię oddziaływali. Nie mówcie nic otaczającym was, jeżeli uważacie to za potrzebne, ale otwórzcie swą duszę na tę sympatje i współdziałanie, które dopłyną do was korytami strumieni myśli. Twoja myśl przyciągnie ku sobie pokrewne myśli innych łudzi, stojących na tym samym stopniu świadomości, ich zaś myśl przyciągnie ku sobie twoją. W księgach, pismach, malowidłach znajdziecie słowa, napisane dla was i wam podobnych. Przeczytajcie dzieła starożytne, a przekonacie się, że one ukażą się wam w zupełnie nowem świetle teraz, gdy zaczęliście rozumieć. Czytajcie Biblję, czytajcie Szekspira, czytajcie poetów i filozofów — a wrychle zauważycie, że wszyscy ci pisarze — to wasi bracia w duchu. Miejsca ciemne rozjaśnią się wam niespodzianie. Nie jesteś już osamotniony — jesteś członkiem wielkiej i coraz to rosnącej rodziny.

Ale z drugiej strony nie bądźcie nadmiernej opinji o swym rozwoju duchowym. Stoicie dopiero na progu obszernego przedsienia wielkich tajemnic; w tem przedsieniu jest wiele szczebli — i czeka was jeszcze wtajemniczenie — i dopiero gdy przez nie przejdziecie, będziecie mogli iść naprzód.

Zanim przystąpimy do zaznajomienia się z dalszym stopniem rozwoju kwiatu — nasi czytelnicy, być może, nie bez interesu wysłuchają opisu pewnego szczególnego przeżycia, które spotykamy u pisarza współczesnego Rudyarda Kiplinga (który wie daleko więcej, niż opowiada swym czytelnikom — Anglikom i Amerykanom) — w opowiadaniach z życia indyjskiego p. t. K i m. Wielu czytało to opowiadanie i nie znajdują w niem nic osobliwego. Ale ci, co mieli przebłyski śwadomości duchowej, łatwo sens tego urywka zrozumieją.

Oto ów fragment:

"Jestem teraz samotny, zupełnie samotny — pomyślał. — W całych Indjach niema człowieka tak samotnego, jak ja. Jeżeli umrę dziś, kto o tem doniesie i komu? A jeżeli ja, z laski Bożej, jeszcze żyć będę — to moja głowa będzie oceniona, gdyż ja jestem syn czarów — ja, Kim.
Bardzo niewielu Europejczyków, ale bardzo wielu Azjatów umie wprowadzić się w stan, jakby ekstatycznego "zachwycenia" — przez wielokrotne powtarzanie swego imienia własnego, aby nadać umysłowi swobodę rozmyślania nad t. zw, tożsamością osobistą.

Kto jest Kim — Kim — Kim?

Siedział w kącie hałaśliwego dworca kolejowego, oderwany od wszystkich innych myśli; ręce jego leżały na kolanach, a źrenice się zmniejszyły do wielkości główki od szpilki. Była chwila — pół sekundy trwająca, gdy czuł się bliskim rozwiązania tej zdumiewającej zagadki, gdy naraz, jak to bywa zwykle, niby ptak ustrzelony — pociągnąwszy ręką po oczach, zaczął kiwać głową.
Długowłosy hinduski "bajradżi" (t. j. święty), który tylko co kupił bilet — zatrzymał się przed nim i zaczął mu sie bacznie przyglądać.
— Ja także to straciłem — rzekł tamten ze smutkiem. — Jest to jedna z bram drogi — i dla mnie była ona przez długie lata zamknięta.
Co znaczą twoje słowa — zapytał Kim zdumiony.
— Opętał cię twój duch — gdyż chciałeś poznać, czem jest twoja dusza... Ja wiem. Któżby to wiedział, jeżeli nie ja".

Poeta Tennyson, jak to świadczą jego bliscy przyjaciele, wprowadzał się czasem w stan ekstazy, związany z pewnym stopniem oświecenia duchowego; do tego celu używał on sposobu w tym rodzaju, co Kim. Powtarzał nieustannie swe imię, rozmyślając przytem o swej tożsamości osobistej — i mawiał, że w takich chwilach przenikał się niewzruszoną pewnością swej nieśmiertelności i realności istnienia swego, jako duszy żywej, niezależnej od ciała.

Osobiście nie zdaje się nam dobry ten sposób "wdzierania się do Królestwa Niebios", i wolimy, aby rozwijający się umysł duchowy stopniowo rozlewał swe światło na pole świadomości. Uważamy to za najlepszą drogę, chociaż wielu nauczycieli jogi sądzi inaczej — i wskazują swym uczniom pewne ćwiczenia — aby wywołać rozwój świadomości duchowej. Ale to jest tylko różnica w poglądach na metody — i nie będziemy narzucali naszym uczniom swych poglądów; nie zmuszamy też ich, aby szli za naszą metodą, jeżeli inna lepiej im odpowiada.
Niżej przytaczamy jedno z najbardziej celowych i mądrych ćwiczeń Jogi, współdziałających rozwojowi duchowemu.


ĆWICZENIE.
 
Nadaj swemu ciału położenie zupełnie nieprzymuszone, wygodnie oparłszy się na łokciach. Oddychaj równomiernie i rozmyślaj o swem rzeczywistem Ja, myśląc o sobie, jako o istocie niezależnej od ciała, choć w niem pomieszczonej — i zdolnej opuścić to ciało stosownie do woli.
Myśl o sobie — nie jako o istocie cielesnej, ale jako o duszy. Myśl o swem ciele, jako o użytecznej i dogodnej powłoce ducha, która jednak powinna być tylko narzędziem ku osiągnięciu celów twego prawdziwego Ja. Myśl o sobie, jako o istocie niezależnej, która swobodnie i z najwyższą korzyścią zażywa ciała, będącego pod jej (tej istoty) władzą i pod jej całkowitą kontrolą. W czasie swych rozmyślań zapomnij zupełnie o ciele, a znajdziesz, że często prawie znika ci cale jego poczucie. Możesz nawet doświadczyć wrażenia, jakobyś w pełni oddzielał się od ciała, a potem wracał do niego, po ukończeniu ćwiczenia. (Oddychanie rytmiczne — opisane jest w naszej książce: Nauka oddychania Jogów indyjskich).


"MANTRA" (1) I ROZMYŚLANIE DUCHOWE.
 
W związku z ćwiczeniem powyższem, które zalecają jogowie — uczeń, o ile zechce, może zastosować następującą "mantrę" i rozmyślanie duchowe.
"Jestem. Stwierdzam realność swego istnienia — nie tylko swoje fizyczne, doczesne i względne istnienie, ale swój rzeczywisty byt w Duchu, wiecznym i absolutnym. Stwierdzam realność swego Ja, swej duszy, samego siebie. Moje realne Ja jest pierwiastkiem duchowym, który objawia się w ciele i w duszy; najwyższy wyraz tego pierwiastku uświadamiam sobie, jako samego siebie, jako swoją duszę. To Ja nie może umrzeć i nie może być unicestwione. Może ono zmienić formę swego wyrazu, swoją powłokę, w której się objawia ale zawsze pozostaje tem samem Ja — częścią Ducha wszechświatowego — kropl on wielkiego oceanu Ducha, atomem duchowym, który występuje w mojej teraźniejszej świadomości, mającej z biegiem czasu rozwinąć się do wyżyn doskonałości. Ja — to moja dusza; moja dusza — to Ja: wszystko inne jest zmienne i przemijające. Jestem, jestem, jestem!"
Powtarzajcie to słowo Jestem — wiele razy, wiele razy.

Uczeń powinien starać się codziennie poświęcać kilka minut na milczące rozmyślanie duchowe. W tym celu powinien znaleźć jakie miejsce spokojne i tam się pomieścić, przybrawszy wygodną leżącą albo siedzącą postawę — aby żaden muskuł nie byt naprężony i aby umysł był zupełnie spokojny. Jeżeli wszystkie warunki odpowiednio będą zachowane, uczeń doświadczy tego uczucia spokoju, które stanowi oznakę, że nadchodzi stan, nazywany niekiedy "wejściem do krainy milczenia". Wówczas uczeń niechaj powtórzy wyżej przytoczoną mantrę lub inną w tym rodzaju (te czy inne słowa nie mają tu szczególnej wagi) — i rozmyśla we wskazanym kierunku. Mantra Jestem, o ile ją uczeń pojął należycie jasno i wyrył sobie w umyśle, nadaje mu postać, pełną spokojnej godności i mocy, które wyraźnie odczuje każdy, z kim się on zetknie. Będzie jakby otoczony atmosferą myślową siły i potęgi. Dzięki temu może odrzucić trwogę i spokojnie patrzeć w oczy całemu światu — wiedząc, że jego Ja jest duszą wiekuistą i że w istocie nic mu nie może uczynić krzywdy. Nawet pierwotne stadja tej świadomości mogą człowieka unieść ponad poziom lichych trosk, niepokojów, gniewu, strachu, zawiści i t. p. uczuć niższego szeregu i zrobią go istotnie człowiekiem "żyjącym w Duchu". Ludzie tego rodzaju wywołują wpływ niezmiernie dobroczynny na wszystkich, którzy się z nimi stykają, ponieważ koło nich powstaje jakaś szczególna, nieuchwytna aura, zmuszająca innych, że ci uznają ich za godnych zaufania i szacunku.

Te rozmyślania i ćwiczenia duchowe często pomagają człowiekowi w rozwoju świadomości, że nasza dusza jest czemś bezwzględnie realnem. W miarę rozwoju świadomości duchowej stopniowo ukazuje się też poczucie nieśmiertelności. Ale uczeń nie powinien pozwalać sobie trwać nazbyt długo w tych sferach wyższych i z pogardą traktować swe ciało lub świat i otaczających go łudzi. Stosunek taki niczem innem nie jest, jak "pychą duchową", która nieuchronnie prowadzi do rozbicia. Jesteście powołani na świat dla pewnego celu i powinniście zdobyć sobie doświadczenie, konieczne do waszego udoskonalenia. Znajdujecie się właśnie w jaknajlepszej sytuacji, aby to potrzebne wam doświadczenie uzyskać — i nie zatrzymacie się w tem położeniu ani na jedną chwilę dłużej, niż to konieczne dla waszego dobra. Żyjcie, rośnijcie i doskonalcie się, przeżywając swe życie możliwie najlepiej, "i bądźcie pełni dobroci".

Ta świadomość realności swego nieśmiertelnego Ja stanowi wielki postęp w stosunku do świadomości ogólno ludzkiej: jest to jednakże tylko szczebel wstępny do świadomości kosmicznej, jaka czeka duszę, będącą w stanie rozwoju. Jest to zaledwie pączek, który z czasem się otworzy i stanie się wspaniałym kwiatem. Jeżeli już trudno było wyjaśnić w słowach prostych tylko co opisane przeżycia — to można sobie wyobrazić, co powinniśmy odczuwać, przybliżając się do tej wyższej fazy. Bądź jak bądź, postaramy się możliwie wykonać nasze zadanie, choć z konieczności słowa nasze będą słabe i niedostateczne. Tym, którzy jeszcze nie są gotowi do percepcji tej Prawdy, słowa nasze wydawać się będą strasznym absurdem, ale nawet i ci ludzie zapamiętają te słowa — i, gdy czas nadejdzie, będą choć trochę przygotowani do przyjęcia Prawdy. Jak mówi Walt Whitman: "Słowa moje będą dzwonić w uszach póty, póki ich nie zrozumiecie".Świadomość kosmiczna jest to ów kwiat, co się rozwinął w pełni; kwiat, który będzie "kwitnął w ciszy, co nadchodzi po burzy" — jak to pięknie powiedział autor "Światła na drodze", albo, ściślej biorąc, osoba, która za dyktandem istoty niewidzialnej — zapisała ten utwór. Jest to owa wiedza, która jest rezultatem oświecenia.

Pisarze-okultyści wszystkich czasów wspominali o tej świadomości; opisywali je i dawniej i potem ludzie wszelkich wyznań. Wielu przypuszczało, że ona jest wynikiem hołdu, składanego Bóstwu — i przytem bezwarunkowo w zupełnie określonej koncepcji — inni sądzili, że jest to okoliczność, związana z pewną szczególną formą wierzenia. W rzeczywistości jednak stoi ona wyżej ponad wierzeniami lub szczególnem pojęciem Absolutu i stanowi Boskie dziedzictwo ludzkości. Wielu pisarzy wschodnich opisywało ją swojemi słowy; starzy kwakrzy doznawali jej i nadawali swoje własne nazwy; wielu świętych katolickich opisuje je w swoich dziełach i nawet niektórzy z wielkich przywódców i kaznodziejów protestantyzmu, pozostawili nam mętne komunikaty o tem, jak przeżywali ten podniosły stan ducha. Ale każdy, który przeżywał — przypisuje ten stan jakiejś osobliwej właściwości swego wierzenia. Wielcy poeci również ulegali wpływom tego stanu, i mamy zupełnie jednakie w rysach ogólnych świadectwa o tem, wypływające z wielu rozmaitych źródeł. U niektórych świadomość ta powstawała zwolna, stawała się coraz mocniejsza i w końcu znikała, przeradzając całkowicie człowieka, który potem żył jedynie nadzieją, że znów doświadczy tak wielkich przeżyć. Na innych schodziło to nagle, pozostawiając im takie wrażenie, jakby naraz zostali oblani promiennem światłem (stąd nazwa — oświecenie), poczem stawali się już zupełnie innymi ludźmi. Przeżycie takie, rzecz naturalna, nigdy nie bywa jednakowe u dwóch różnych ludzi, a jednak w komunikatach wszystkich osób, które ten stan osiągnęły — są ogólne rysy podobne. Pewien pisarz zachodni, (który obecnie zrzucił już ze siebie powłokę cielesną), dr. Richard Bucke, zamieszkały niegdyś w London (Ontario, Kanada), doznawszy takiego stanu i znalazłszy, że inni jego przyjaciele, między innymi Walt Whitman, bywali również w tym stanie — zebrał wiadomości od wielkiej liczby osób, na które również, podług jego opinji, schodziło oświecenie. Opublikował wyniki swych badań w nader cennej książce pt. "Świadomość kosmiczna. Badanie rozwoju umysłowości ludzkiej". Książka ta wyszła w ograniczonej liczbie 500 egzemplarzy — i obecnie jest już całkowicie wyczerpana. Prawdopodobnie można ją znaleść w wielkich bibljotekach — i warto ją przeczytać bardzo uważnie. U pisarzy Wschodu można znaleść wiele wskazań w tym przedmiocie — a w literaturze zachodniej również mnożą się oznaki, że ten przedmiot zyskuje uznanie.

Jednak w większej części dzieł zachodnio-europejskich opisywane są tylko typowe zdarzenia nagłego przebłysku wyższego stanu. Okultyści, którzy doszli wysokiego stopnia rozwoju, mogą podług swej woli stan ten wywoływać; niektóre zaś jeszcze doskonalsze dusze, wcielone na naszej ziemi, ale które nie występują wobec masy jako uczeni lub pisarze — trwają prawie nieustannie w tym stanie świadomości, a ich praca dla świata odbywa się przez pośrednictwo innych ludzi (nie tak doskonałych), w których oni budzą natchnienie okruchami swej wielkiej mądrości.
Mówiąc wogóle — ten stan oświecenia można opisać, jako rzeczywiste dostąpienie Wszechjedności i związku naszego z Jedynem. Atom światła, współdziałający przy formacji promienia, rzekłbyś uświadamia sobie na mgnienie swój związek ze słońcem centralnem; kropla w oceanie jakby na jedno mgnienie czuje swą łączność z oceanem Ducha. Hindowie zowią bardziej natężony objaw tego wniknięcia Światła Mądrości duchowej w świadomość — "promieniem Brahmy".

Górującem wzruszeniem przy tym stanie, jest przeczucie wielkiej radości — daleko większej, niżeśmy odczuwali kiedykolwiek — uczucie radości absolutnej, jeżeli można się tak wyrazić. I wspomnienie tej wielkiej radości — odbicie jej światła — pozostaje w duszy na zawsze. Ci, co choć raz doznali takiego oświecenia — stają się pełni wesela i szczęścia — i jakby posiadają jakieś tajemne źródło szczęścia, w którem dusza ich zaspakaja swe pragnienie. Wielka ta radość stopniowo znika, ale w każdym razie i potem pozostaje w nas coś podniecającego i pocieszającego. To uczucie radości jest tak mocne, że i później nawet sama myśl o niem, wprowadza nas w stan zachwytu — i przy samem wspomnieniu krew zaczyna szybciej toczyć się w żyłach, a serce bije gwałtownie.

Rozwarcie świadomości kosmicznej łączy się jednocześnie z oświeceniem umysłu. Strumień "wiedzy" jakgdyby wlewa się w duszę człowieka tak, że żaden opis tu jest niepodobny. Dusza przepełnia się świadomością, że ma w sobie wiedzę absolutną — wiedzę wszechrzeczy. Człowiek rozumie, że przyczyna i cel wszystkiego, co istnieje — znajduje się w łonie jego własnej duszy. Powtarzamy, że uczucia tego nawet w sposób przybliżony opisać niepodobna. Objaw ten na tyle przewyższa wszystko, co człowiek zdobył rozumem, że niemasz słów, by wyrazić to, co było odczute i doznane. "Wszystko zdaje się zupełnie jasnem, a pochodzi to nie stąd, że zaostrzyła się nasza zdolność rozumowania, wnioskowania, szeregowania lub określania — ale poprostu dusza wie. Uczucie to może trwać minimalną część sekundy — i w tym momencie znika wszelkie wyobrażenie czasu i przestrzeni, ale następujące później natężone uczucie żalu za tą rzeczą wielką, która znikła z naszej świadomości — zaledwie może sobie wyobrazić ten, co nie doznał takiego stanu. Jedyne co godzi człowieka z poniesioną stratą — to ta wiara, że kiedyś gdzieś przeżyjemy ten stan znowu — i ta wiara podtrzymuje naszą świadomość, że "warto żyć". Jest to przedsmak tego, co oczekuje duszę.

Jedno z głównych przekonań, które się bezpowrotnie wyryły w umyśle pod wpływem tej wyższej świadomości — to wiedza, pewność, że życie przenika wszystko, że wszechświat jest pełny życia, że to nie martwy mechanizm. — Życie i rozum napełniają swym żywiołem wszystko. Życie wieczne staje się odczuwalne. Nieskończoność — osiągnięta. I słowa te "wieczny" i "nieskończony" od tego czasu mają znaczenie określone i realne, kiedy my je przemyślamy, choć może innym nie potrafimy wyjaśnić tego znaczenia.

Tem bezpośredniem poznaniem jedności życia, wiąże się pełnia miłości ku wszystkim istotom; uczucie to również siłą swoją przewyższa wszelkie doznane przedtem uczucie miłości. W czasie tego stanu oświecenia opanowuje człowieka uczucie nieustraszoności; raczejby można powiedzieć, że w owej chwili znika wszelkie poczucie strachu; jasnem jest, że lękać się czegokolwiek nie ma najmniejszej zasady — i uczucie strachu znika. W czasie tego przeżycia nawet nie powstaje myśl o strachu — i człowiek przekonywa się, że był zupełnie wolny od strachu już potem, gdy zaczyna sobie przypominać niektóre ze swych wrażeń. Uczucie poznania, pewności i zaufania — które człowieka opanowały, nie pozostawiają miejsca dla strachu.

Człowiek w stanie oświecenia zostaje pozbawiony jednego uczucia, które możemy nazwać "uczuciem świadomości grzechu". Zamiast niego występuje osiągnięcie tego, że cały wszechświat jest "błogosławiony". Pod "błogosławionością" rozumieć tu należy nie względną wyższość jednej rzeczy nad drugą, ale uczucie błogości absolutnej. Jakeśmy to już mówili, gdy taki stan opanowuje duszę, człowiek ulega przemienieniu; nigdy już nie będzie takim, jakim był dawniej. Choć wyraziste wspomnienie tego stanu powoli się zagładzą, to jednak pewna pamięć o nim trwa na zawsze. Jest to później źródło uciechy i siły, zwłaszcza, gdy czestowiek czuje osłabienie wiary i upadek ducha, kiedy się chwieje jak trzcina od wiatru — śród sprzecznych mniemań i poglądów. Pamięć stanu oświecenia jest źródłem siły odnowionej — przytułkiem, w którym zmęczona dusza szuka obrony przed światem zewnętrznym, który jej nie rozumie.

Pozwolimy sobie na zakończenie tej słabej próby opisać to, co jest nie do opisania — powtórzyć to, cośmy mówili w trzecim odczycie naszej książki — "Zasady poglądu na świat jogów indyjskich".
"W dziełach filozofów starożytnych u wszystkich narodów, w pieśniach wielkich poetów wszystkich krain, w przepowiedniach proroków wszystkich religji i wszystkich czasów, możemy znaleść ślady tej illuminacji, która schodzi na człowieka t. j. ślady rozwarcia świadomości duchowej. Jeden mówi o niem tak, drugi inaczej, ale wszyscy w gruncie twierdzą jedno i to samo. Każdy, co doświadczył takiego stanu oświecenia, choćby w słabym stopniu — rozpoznaje podobny stan w opowieści, pieśni, kazaniu innego, choćby ich dzieliły stulecia. Jest to pieśń duszy, która, raz usłyszana, nigdy zapomnianą nie będzie. Jest to wszystko jedno, czy ta pieśń śpiewa się na bezdarnym instrumencie półdzikiego narodu, czy na doskonałych skrzypcach utalentowanego muzyka współczesnego — oczywistem jest jednak, że motyw jest zawsze ten sam. Czy ta pieśń płynie ze starego Egiptu czy z Indji wszystkich czasów czy z dawnej Grecji i Rzymu, czy pochodzi od pierwszych świętych chrześcijańskich, czy od kwakrów, z klasztorów katolickich, czy z meczetów mahometańskich — jest to zawsze motyw jeden i ten sam — który brzmi coraz głośniej w miarę tego, jak coraz większa liczba ludzi łączy swe głosy albo dźwięki swoich instrumentów muzycznych do wspaniałego chóru.

"Niechaj ta wielka radość oświecenia stanie się waszym udziałem, drodzy uczniowie. I będzie ona waszą, gdy nastanie czas właściwy. Skoro zejdzie na was, nie trwóżcie się; gdy was opuści, nie opłakujcie jej straty, gdyż znowu powróci. Żyjcie zawsze dążąc ku górze, ku waszemu rzeczywistemu Ja — i otwierajcie zawsze swą duszę na jej działanie. Bądźcie zawsze gotowi przysłuchiwać się głosowi Milczenia i odpowiadać na dotknięcie niewidzialnej Prawicy. Odrzućcie wszelką trwogę, gdyż wasze realne Ja, które się okazuje iskrą płomienia Boskiego — zawsze jest w was — i zawsze wam będzie latarnią, co drogę waszym nogom oświetla".

Pragnęlibyśmy teraz zwrócić uwagę ucznia na to, co się mówi w "Świetle na drodze" o rozkwitaniu kwiatu. Mówi się tam, że póki burza huczy i póki walka się toczy, kwiat będzie rosnął, bujał ku górze, puszczał gałązki, rozwijał liście i pączki. Wspomnijcie, cośmy mówili o stadjum, poprzedzającem rozkwit całkowity. Ale kwiat nie może się otworzyć, "póki cała indywidualność człowieka nie otworzy się i roztaje, póki nad nią nie zapanuje cząstka Bóstwa, która ją stworzyła jeno jako środek do ważnych doświadczeń i przeżyć — póki cała natura człowieka nie ukorzy się przed jego wyższem Ja.

"Indywidualność", o której się tu mówi — wyobraża niższą cześć duszy, jej niższe pierwiastki. Dopóki niższa natura nie podda się tej sile wyższej, co się otwarła w człowieku, nie może się dokonać ten pożądany wyższy rozkwit duchowości, dopóki niższa część natury rządzi człowiekiem i panuje nad nim, zaćmiewa mu ona światło Boże. Dopiero gdy człowiek uznaje swe wyższe Ja, gotów jest do dalszego rozwoju. Mówiliśmy, że pod tym pączkiem kwiatowym, o którym się wspomina w "Świetle na drodze" — należy rozumieć uświadomienie co do naszego nieśmiertelnego Ja. Gdy w pełni to zrozumieliście, gdyście uświadomili sobie, czem jesteście — i poddali swoje niższe pierwiastki wyższej (tymczasem) śwadomości, wtedy gotowi jesteście na rozwarcie kwiatu.

Przysłuchajcie się pięknym słowom tekstu: "Dopiero wówczas nastanie cisza, podobna do tej, jaka bywa w krajach zwrotnikowych po ulewie, kiedy natura pracuje z taką prędkością, że można obserwować jej działalność. Takaż cisza nadejdzie i dla niespokojnego ducha. I w głębokiej ciszy dokona się tajemnicze zjawisko, które świadczy, że droga została odkryta".

Postaraliśmy się wytłumaczyć wam, co to za tajemnicze zjawisko i mamy nadzieję, że daliśmy wam przynajmniej możność wyrobić sobie o niem dokładniejsze wyobrażenie.

Autor owego podręcznika — oczywiście — również miał trudność, z jaką spotyka się każdy, co się stara opisać to niesłychane przeżycie, o jakiem mowa. Mówi on w dalszym ciągu: "Nazywaj to jakiem chcesz imieniem: jest to głos, który przemawia tam, gdzie wszystko milczy; to kwiatostan, który niema ani konturów ani istoty materjalnej — albo jest to kwiat duszy, co się roztwarła. Zresztą niemożna tego opisać zapomocą żadnych porównań. Ale można to odczuwać, można tego stukać, można tego pożądać nawet śród szalonej burzy".

Dalej mówi się o trwałości owej "ciszy", która nadchodzi po burzy — i o tem, jak w czasie tej ciszy dokonywa się owo tajemnicze zjawisko. Autor mówi dalej: "Cisza może trwać tylko jedną chwilę lub ciągnąć się przez tysiąclecie. Ale ona się skończy. A jednak potęga tego milczenia pozostanie w tobie. I znowu i jeszcze będziesz musiał milczeć i zwyciężać. Tymczasowo jedynie może ścichnąć natura".

W tym ostatnim urywku słowa tekstu oczywiście stosują się do tego cząstkowego i tymczasowego oświecenia, o jakiem mówiliśmy już w tym wykładzie. Czas, kiedy świadomość duchowa nieustannie przebywa w nas, kiedy "promienie Brahmy" — będą bez przerwy iluminować naszą duszę, jeszcze daleko przed nami. Ludzie, którzy doznali tego stanu — są to istoty, co już w chwili obecnej znakomicie nas uprzedziły w rozwoju duchowym. Niegdyś jednak byli oni tacy sami jak my — i my z biegiem czasu będziemy tacy jak oni. Te przebłyski oświecenia spływają na ucznia, który doszedł pewnego stopnia rozwoju, w miarę tego, jak posuwa się naprzód po drodze. I choć są to tylko przelotne błyski, on jednak czerpie z nich bądź co bądź siłę niemałą.

Chcemy także zwrócić uwagę czytelnika na wyjaśnienie, dotyczące ostatniego prawidła, ponieważ zawiera ona godną uwagi prawdę okultystyczną, wypowiedzianą w formie zapowiedzi. Zapowiedź ta rzeźwiła tysiące ludzi, idących po drodze; pobudzała ich do dalszych wysiłków; nadawała im nowe męstwo i nowy ogień. Posłuchajcie tych słów: "Wiedz, mój uczniu, że ci, co przeszli poprzez milczenie, doświadczyli jego pokoju i zachowali jego siłę, pragną, abyś i ty również przez to przeszedł. Dlatego, kiedy uczeń okaże się zdolnym, by wejść do Komnaty Poznania — zawsze tam znajdzie swego nauczyciela".

Ostatnia uwaga w pierwszej części "Światła na drodze" (którą to uwagą zamyka się pierwsza część podręcznika) — powinna być bardzo uważnie odczytana, gdyż zawiera w sobie ważne nauki. Uważamy za rzecz najdogodniejszą pomieścić tę uwagę (wyjaśnienie) na tem miejscu, aby nie minęła niepostrzeżona. Mamy nadzieję, że udało nam się nieco ułatwić jej zrozumienie. Ten, co ma w ręku klucz, bez trudności otworzy liczne podwoje, prowadzące do Komnaty Wiedzy i ogarnie wzrokiem skarby, jakie się w niej znajdują, choćby jeszcze nawet nie uzyskał prawa wejścia do samej Komnaty.

Oto jest wyjaśnienie, wspomniane powyżej.

Wyjaśnienie. — Tym, którzy proszą, będzie dane. Ale choć zwykły człowiek nieustannie prosi, głosu jego nie słychać. On bowiem prosi tylko rozumem, a rozum słychać jeno na tej płaszczyźnie, na której on objawia już swoją działalność. Przeto nie wcześniej, aż przyswoicie sobie dwadzieścia jeden prawideł — mówię: ci którzy proszą — otrzymają.

Czytać w znaczeniu okultnem — to znaczy czytać oczami duszy. Prosić to znaczy czuć głód duchowy, namiętnie dążyć ku duchowości. Umiejętność czytania — to pozyskanie daru, że choć w małym stopniu będziesz mogł swój głód nasycić. Gdy uczeń przygotował się do przyjęcia Prawdy — wtedy jest przyjęty, uznany, poznany. Tak też być powinno, gdyż jego latarnia jest zapalona i ukrytą być nie może. Ale niepodobna się uczyć, dopóki nie została wygraną pierwsza wielka bitwa. Rozum może uznawać prawdę, ale duch nie może jej przyjąć. Doświadczywszy burzy i osiągnąwszy pokój, uczeń później może już na zawsze zdobywać wiedzę duchową, choćby nawet chwiał się od czasu do czasu i na manowce schodził. Glos Milczenia przemieszkuje w nim — i choćby nawet zdarzyło mu się całkiem zbłądzić na wertepy — bądź jak bądź, nadejdzie dzień, gdy głos ten znowu da się usłyszeć i nastąpi w duszy czytelnika jakby zerwanie: jego żądze odłączą się od możliwości boskich. I wtedy, nie bacząc na ból i jęki rozpaczy, jakie wydaje niższe Ja, uczeń znowu wstąpi na drogę.

Dlatego mówię: "Pokój wam"! Słowa: "Pokój swój daję wam" może powiedzieć tylko nauczyciel do swoich ulubionych uczniów, którzy są jednego z nim ducha. Są niektórzy nawet śród tych, co nie znają mądrości Wschodu, a którym słowa te mogą być powiedziane — i którym one z każdym dniem mogą być powtarzane w coraz większej a większej pełni.

Na tem kończymy nasze rozpatrywanie pierwszej części Światła na drodze". Druga część leży przed nami. Można postawić zarzut, że ta druga część dotyczy przeżyć ucznia, który iuż doznał uczucia ukojenia, jakie nadchodzi po burzy — i że niema pozornie znaczenia dla ucznia, który jeszcze nie doszedł do tego stadjum. Na to zaznaczamy, że istnieje bardzo bliska odpowiedniość (correspondance) między przeżyciami ucznia rozwiniętego wysoko i ucznia, który jeszcze nie osiągnął tego stopnia rozwoju. Droga idzie po linji spiralnej — i choć wędrownik, idący tą drogą — wstępuje coraz wyżej a wyżej, ale zarazem opisuje on linję kołową, za każdym obrotem spirali dochodząc nieco wyżej miejsca, które minął niedawno temu. Dla tego te przeżycia są analogiczne na wyższych i niższych poziomach linji spiralnej. Czujemy się obowiązani dalej rozpatrywać ten doskonały, niewielki podręcznik — i czujemy też, że uczeń, stojący na niższych poziomach — może z niego wyciągnąć zachętę, pożytek i rozumienie. Druga część podręcznika zawiera w sobie wielkie prawdy, które mogą być użyteczne dla nas wszystkich. Przystąpmy do zastanowienia się nad niemi.

Wielu z naszych uczniów szukało w nich pewnych wskazań, dotyczących ćwiczeń Jogi, których celem było dojść do oświecenia duchowego. W odpowiedzi na to musimy powiedzieć, że najwyższe autorytety w dziedzinie Jogi nie radzą oddawać się wielom z tych ćwiczeń, jakie stosują ich mniej oświeceni współbracia. Najwyżej rozwinięci jogowie sądzą, że takie ćwiczenia są mniej lub więcej nienaturalne i zamiast wywoływać prawdziwe pożądane oświecenie — wytwarzają stan psychiczny, będący tylko refleksem (odbiciem) tego, do czego dąży uczeń, który w ten sposób otrzymuje jakby światło księżycowe, zamiast słonecznego. I takie stany psychiczne nie pomagają nic rozwojowi duchowemu, choć one niewątpliwie wywołują swego rodzaju ekstazę, miłą w danej chwili — coś w rodzaju podniecenia psychicznego, jeżeli tak się można wyrazić.

Rozmyślanie duchowe podług linji tych myśli, jakie są zaznaczone w tej lekcji i w dziełach podobnych — oczywiście jest bardzo użyteczne. Niejeden z tych, którzy się uczą Jogi — łączy tę naukę z oddychaniem rytmicznem, które wywiera akcję uspakajającą. Ale w najlepszym razie wszystko to przygotowuje tylko grunt do wzrostu rośliny, na której kwiat ma się rozpuścić. Sama zaś roślina ukazuje się wtedy, kiedy czas po temu nadszedł — i nie można jej zmusić przemocą do rozweju. Postarajcie się tylko przygotować najlepsze warunki dla wzrostu i rozkwitu rośliny. Cieszmy się, kiedy się ona ukaże — a do tego czasu żyjmy zgodnie z wyższym ideałem, który żyje w naszej duszy. To. że cię nęci badanie tych zagadnień — już jest dowodem, że się w tobie rozpoczął rozwój duchowy. Inaczej nie byłbyś ich ciekaw. Jeżeli te słowa znajdują echo w twej duszy, bądź pewny, że już jesteś bliski tego, by otrzymać swoje dziedzictwo duchowe — i że już znacznie posunąłeś się na drodze. Szukaj światła, gdyż ono w rychłe cię opromieni; staraj się być godzien tego zjawu.

Na zakończenie posłuchajcie tych słów Edwarda Carpentera:
"O, nie pozwólcie, aby zagasł ten ogień! Przechowywany w ciągu wielu stuleci, w ciemnych jaskiniach; przechowywany w świątyniach boskich; podtrzymywany przez czystych służebników miłości — ten ogień niechaj nigdy nie zgaśnie!"

Ostatnio edytowany przez Mitra (2021-07-29 23:40:07)

Offline

 

#2 2019-04-01 00:00:44

METATRON

BUDZICIEL

Zarejestrowany: 2008-09-23
Posty: 117
Punktów :   

Re: "Drogi dojścia jogów indyjskich" - Jogi Rama Czaraka (fragment)

W Bibliotece to raczej dłuższe teksty, w miarę możliwości w calości miały być wrzucane. Gdzieś to pisze w administracji portalem. Warto zatem wydłużać zbyt krótkie teksty Wyedytować i uzupełnić. I akapity warto porobić, odstępy, żeby tekst był czytelniejszy. To się enterem robi przecież łatwo.

Swoją drogą po burzy z deszczem to jest woda w przyrodzie i wszystko musi zakwitnąć. Po burzy emocjonalnej u ludzi nie zawsze jest deszcze dobry dla rozkwitu. W naukach jogów tez pisze, że uspokajanie trwa kilka dni dlatego osoby poważnie praktykujące medytacje nie powinny wystawiać się na towarzystwo osób emocjonalnie zaburzonych, awanturniczych, kłotliwych, złośliwych, żerujących na negatywnych emocjach jakie wzbudzają.

Offline

 

#3 2020-10-08 18:36:09

iti

PIELGRZYM

Zarejestrowany: 2019-02-06
Posty: 53
Punktów :   

Re: "Drogi dojścia jogów indyjskich" - Jogi Rama Czaraka (fragment)

METATRON napisał:

W Bibliotece to raczej dłuższe teksty, w miarę możliwości w calości miały być wrzucane. Gdzieś to pisze w administracji portalem. Warto zatem wydłużać zbyt krótkie teksty Wyedytować i uzupełnić. I akapity warto porobić, odstępy, żeby tekst był czytelniejszy. To się enterem robi przecież łatwo.

Swoją drogą po burzy z deszczem to jest woda w przyrodzie i wszystko musi zakwitnąć. Po burzy emocjonalnej u ludzi nie zawsze jest deszcze dobry dla rozkwitu. W naukach jogów tez pisze, że uspokajanie trwa kilka dni dlatego osoby poważnie praktykujące medytacje nie powinny wystawiać się na towarzystwo osób emocjonalnie zaburzonych, awanturniczych, kłotliwych, złośliwych, żerujących na negatywnych emocjach jakie wzbudzają.

Oj prawda to. Zdaje się, że doświadczyłem tego nie raz na własnej skórze.


Zapraszam na warsztaty duchowe nad Zatokę Pucką
Laya Tantra - Rebirthing - Laya Yoga - Sufi - ReiKi - Joga Uzdrawiania

Offline

 

Om Om Om! Om Namah Śivaya! Mahadevaya! Mahakalaya! Om Namah Himavantyai Namah! MahaTripuraSundaryai! Om Śri Gurave Namah! Om Śri Lalitamohane Namah! Om Om Om!


pun.pl - załóż darmowe forum dyskusyjne PunBB

Firefox New

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Hoteles Round Rock